Gdyby Putin już od czasu młodzieńczej socjalizacji w KGB nie miał sieczki w głowie, która – jak to sowiecka sieczka – w końcu pchnęła go do zbrodni wojennych w Ukrainie, to tej sieczki doznałby teraz, przy czym tym razem z winy „kolektywnego Zachodu”.
Trudno nie być co najmniej nieco zdezorientowanym, jeśli na przestrzeni dosłownie kilku, może kilkunastu dni dostaje się tak skrajnie różne komunikaty z obozu wroga. Z jednej strony jest zwycięski Trump, który jednak jeszcze przez dwa miesiące nie ma żadnej władzy, ale który sygnalizował gotowość do spełnienia większości życzeń Kremla w zamian za powstrzymanie dalszych działań wojennych. Z drugiej strony jest Scholz, który żadnej władzy nie będzie miał za dwa miesiące (więc w ramach kampanii wyborczej do Putina wydzwania), a i teraz ma jej niewiele, i który także komunikuje pragnienie zakończenia wojny, ale stawia warunki zupełnie inne, bo obejmujące wycofanie się Rosji z zajętych ziem i pogodzenie się jej z wejściem Ukrainy do struktur zachodnich. W końcu z trzeciej strony jest Biden, który co prawda za dwa miesiące też będzie emerytem, ale na razie ma bardzo dużo władzy i oto zezwala Ukraińcom, po dużej zwłoce, uderzać amerykańskim sprzętem wojennym w cele na terytorium Rosji, wobec czego Putin musi się bronić przez rakietami i dronami.
Brak spójności widać także w reakcjach europejskich sojuszników na amerykańską decyzję. Podczas gdy Wielka Brytania i Francja niemal automatycznie podpisały się pod zgodą Bidena i także zapaliły zielone światło Ukrainie, aby przekazaną z tych krajów bronią razić cele w Rosji, to jednak Niemcy ponownie potwierdziły brak gotowości na dostarczenie Kijowowi taurusów. Gdy jedni eskalują, inni zachowują ostrożność w obawie przed właśnie eskalacją.
Oczywiście, już tradycyjnie, najbardziej nieracjonalnie zachowują się Polacy. W rozmowie z Trumpem oraz z polskimi mediami, ich prezydent Duda wyraził niezadowolenie z telefonu Scholza do Putina. Uznał, że kanclerz w ten sposób chce „związać ręce” Trumpowi w sprawie warunków zakończenia konfliktu. A przecież z Putinem telefonicznie rozmawiał także Trump i jego Duda nie krytykuje. To dziwne, tym bardziej, że Scholz treść rozmowy zakomunikował sojusznikom w tym Polsce, podczas gdy treść rozmowy Trumpa z Putinem pozostała jego słodką tajemnicą. To nawet dziwniejsze, zważywszy na to, że Duda chce rozwiązać ręce Trumpa w sprawie zakończenia wojny, choć ten – inaczej niż Scholz – sygnalizuje zmianę przebiegu granic na korzyść Rosji, zniesienie większości sankcji i pozbawienie Kijowa perspektyw integracji z Zachodem. Po co Duda chce te ręce rozwiązywać, wie tylko ktoś o mentalności satelity, czyli nie Putin.
Cóż pozostaje Putinowi? To, co zawsze, czyli zmienić treść rosyjskiej doktryny nuklearnej i napisać ją tak, aby bieżąca sytuacja na froncie i warunki użycia przez Kreml broni nuklearnej były tożsame. Może się Biden, Scholz, Starmer czy Macron przestraszą? Trump i Duda się raczej nie przestraszą, bo niewiele z takiej doktryny rozumieją. Duda nawet rosyjskich rakiet spadających na terytorium Polski się doliczyć nie potrafi.
Ale wesoło jednak nie jest. Nie można wykluczyć, że w nowym roku sieczka będzie wszędzie wokół nas, nie tylko w Putinowksiej głowie.
Fot. Sasha Freemind / Unsplash