Gdyby tak sądy konstytucyjne krajów członkowskich mogły swobodnie derogować (usuwać) z systemu prawnego przepisy prawa UE, to nie miałoby w ogóle sensu funkcjonowanie wspólnej, europejskiej przestrzeni prawnej. Obowiązywałaby zasada „wolnoć Tomku w swoim domku” i każdy robiłby, co chciał.
Rok 2021 na gruncie prawnym zaczął się od kosmicznego absurdu w postaci zapowiedzi ministra Ziobry o skierowaniu do trybunału przy ul. Szucha wniosku o stwierdzenie niezgodności z konstytucją unijnego rozporządzenia o powiązaniu wypłaty funduszy z przestrzeganiem praworządności. Pomijam już ignorancję ministra i prawną niedorzeczność tego posunięcia, ponieważ po pierwsze w swojej twitterowym anonsie pomylił organ wydający akt prawa Unii (Komisja Europejska zamiast Parlament i Rada UE – co tam, przecież ministrowi może się pomylić), a po drugie nie dostrzegł, że Trybunał Konstytucyjny – nawet gdyby w naszym kraju był taki prawidłowo ustrojowo ustanowiony, działający w granicach prawa organ – nie ma żadnych kompetencji do oceny konstytucyjności prawa unijnego (poza traktatami, czyli umowami międzynarodowymi). Gdyby tak sądy konstytucyjne krajów członkowskich mogły swobodnie derogować (usuwać) z systemu prawnego przepisy prawa UE, to nie miałoby w ogóle sensu funkcjonowanie wspólnej, europejskiej przestrzeni prawnej. Obowiązywałaby zasada „wolnoć Tomku w swoim domku” i każdy robiłby, co chciał w swoim kraju. Tyle, że wówczas nie byłoby Unii Europejskiej, której jedną z fundamentalnych zasad jest przestrzeganie przez każdy kraj tych samych ram prawnych. Wszyscy członkowie zgodzili się w traktatach na pewne ograniczenie swobody w imię możności funkcjonowania w tym zamożnym klubie cywilizacyjno-normatywnym i czerpania z tego niezmierzonych korzyści. Zgodzili się dobrowolnie, a nie pod przymusem. U nas nawet konstytucja wyraźnie to przewiduje. Prymat prawa unijnego nad prawem krajowym (co jest warunkiem sine qua non sprawnego funkcjonowania Wspólnoty) zapisany jest w orzecznictwie unijnego trybunału w Luksemburgu już od lat 70. ubiegłego wieku.
Co jednak najistotniejszego płynie dla nas z tego niedorzecznego komunikatu? Otóż mamy tak zdewastowane i zdemoralizowane państwo i jego struktury, tak zdemolowane organy konstytucyjne oraz wszelkie do nich zaufanie i ich powagę, że prawnik – minister sprawiedliwości i prokurator generalny może sobie pozwolić na taką impertynencję. Bo w istocie nie jest to ani niekompetencja, ani dezynwoltura. Władza może sobie w pełni cynicznie pozwolić na takie posunięcia nie narażając się nawet na śmieszność wśród popierającego ją elektoratu, nie obawiając się srogiej reprymendy od autorytetów prawniczych i kompromitacji przy najbliższym spotkaniu w Brukseli. Minister wie, że trybunał do którego składa absurdalny wniosek jest trybunałem tylko z nazwy i wyda wyrok taki, jak mu władza nakreśli. To wynik kilku lat podporządkowywania sobie wszystkich sfer państwowości i demontażu demokracji. I to jest właśnie miara upadku praworządności w Polsce. Nie mamy już podziału władz oraz systemu checks and balances, nie mamy mediów publicznych, nie mamy autonomicznych, bezstronnie działających organów konstytucyjnych takich jak TK, Sąd Najwyższy czy Państwowa Komisja Wyborcza, nie mamy zaufania do państwa jako takiego, nie darzymy estymą żadnych mentorów, nie szanujemy wiedzy, doświadczenia i powagi.
Tak to wygląda na początku 2021 r. Jakie więc mam ekspektatywy na najbliższe 12 miesięcy? Wbrew pozorom wynikającym z powyższego opisu sytuacji, oczekuję od tego roku bardzo dużo. Pewność siebie i arogancja władzy przejawiająca się niemal codziennie w takich popisach jak ta nakreślona, ministerialna petycja, wskazują, że są oni już dość mocno odklejeni od rzeczywistości i wydaje im się, że będą sobie rządzić tu nad Wisłą przez pokolenia. Tymczasem wydarzenia ostatniej jesieni pokazują, że społeczna świadomość, szczególnie młodszej części społeczeństwa, gwałtownie wzrosła. Abstrakcyjne, niewiele mówiące postulaty obrony praworządności, przemieniły się w konkret. Łamanie konstytucyjnych praw i wolności stało się łamaniem naszych indywidualnych praw. Ludzie poczuli teleskopową pałkę na swoich plecach, brutalne odebranie prawa decydowania o sobie i swoim losie, przedsiębiorcy poczuli, co to znaczy bezprawnie zamykać im firmy, pozbawiając jednocześnie uprawnienia do odszkodowania. W końcu zaś młodzi poczuli bardzo wyraźnie, że zabiera im się drogę do przyszłości, do nowoczesności, wolności ekspresji, edukacji i do świata w ogóle, wpychając w średniowieczny, śmierdzący i ciemny zaułek. Ogromna większość już tego nie chce i wykrzyczała swoje zdanie na ulicach, nie bojąc się brutalnej policji przypominającej coraz bardziej ZOMO. Dlatego wierzę, że koniec tej fatalnej, tragikomicznej, polskiej przygody jest już bliski. Ten kartonowy, bowiem w gruncie rzeczy dość groteskowy, choć czyniący takie spustoszenie w naszej młodej demokracji, reżim chwieje się w posadach. Myślę, że nie wytrzyma już trzech lat, myślę, że może nie wytrzymać tego roku. Choć nigdy nie wiadomo.
W tym czasie w europejskich trybunałach toczyć się będzie kilkanaście bardzo ważnych spraw dotyczących polskiej praworządności, w kilku z nich zapadną na pewno wyroki. Będą to, głęboko wierzę, bardzo ważne prejudykaty, takie kamienie węgielne, które pozwolą nam przedefiniować nasz kraj na nowo, ustawiając go z powrotem i tym razem stabilnie na torach państwa prawa. Te wyroki, jak się spodziewam, wraz z innymi instrumentami, którymi dysponuje Unia, takimi jak nowy mechanizm warunkujący strumień europejskich pieniędzy, zahamują skutecznie destrukcję praworządności i co jeszcze ważniejsze, dadzą nam ten fundament i jednocześnie precyzyjną instrukcję do odbudowywania zrujnowanego gmachu. Dadzą też wskazówki całej Europie, jak uchronić się przed populizmem, który niszczy marzenia o wspólnym, pokojowo i dostatnio żyjącym kontynencie oraz jak wzmacniać i egzekwować rządy prawa, które są najważniejszym filarem Unii Europejskiej.
Naszą państwowość, nasz ustrój będziemy musieli na tych fundamentach zbudować w zasadzie całkowicie od nowa. To będzie bardzo pracochłonne i długotrwałe dzieło, wymagające wiedzy, doświadczenia, zapału i dobrych intencji. Trzeba odbudować nie tylko niezależne instytucje, szacunek do prawa, autorytet władzy i zaufanie obywateli do niej. Trzeba odbudować naszą pozycję oraz wiarygodność w Europie i świecie. Trzeba odbudować szacunek do wiedzy i edukacji. To praca, jak myślę, na pokolenie, ale należy zabrać się do niej już w tym roku. Ja w każdym razie nie mam zamiaru próżnować. Trzeba przygotowywać, dyskutować i spisywać pomysły oraz założenia, harmonogram koniecznych zmian i projekty legislacyjne, przygotować się mentalnie do tej nieodległej już przyszłości. Nie ma co biernie czekać na to, aż bestia wreszcie upadnie, trzeba robić swoje. Nawet jeśli to się nie stanie w tym roku, to my – jako społeczeństwo obywatelskie – bardzo przybliżymy się do tej nowej Polski, mentalnie i praktycznie.
Wierzę, że w tym roku Europa podźwignie się i dzięki wspólnym finansom, w tym Funduszowi Odbudowy, który jest takim trochę współczesnym Planem Marshalla, odbuduje gospodarkę po pandemii, już w nieco nowocześniejszej, bardziej przyjaznej klimatowi formule. My też na tym skorzystamy. Nawet obecna władza nam tego nie zabierze.
Takie są moje oczekiwania i marzenia na 2021 rok.