Skończyły mi się słowa, uleciały ze mnie. Nie mam już odpowiednich porównań. Jestem bezsilny. Nie mogę pisać o wolności – zarówno tej osobistej, jak i ekonomicznej. Tych wszystkich innych wielkich spraw. Słowa skończyły mi się w lipcu 2017 r. w te gorące noce pod Sejmem i Senatem. Zamigotały na chwilę blaskiem milionów świec, zatrzepotały niechętnie, niepewnie i zgasły. Uleciały z dymem, wraz z rozchodzącym się tłumem ludzi. Wtedy to przegraliśmy.
Wszystko, co dziś widzimy to tylko konsekwencja tamtych kroków, wszystko, co widzimy dziś wokół wyborów, to tylko cena, jaką płacimy za to, że tamtego, niewyobrażalnego, nie potrafiliśmy zatrzymać. Patrzyliśmy najpierw w ulicznych demonstracjach, z balonikami w rękach. Potem poważnie – ze świecami. Wreszcie z okrzykami złości. Coraz bardziej nieliczni, coraz bardziej zajęci.
Dziś nie mamy już słów, by wyrazić zgrozę jazdy na kolejce górskiej, jaką urządzają nam rządzący. W momencie epidemii, zatrzymania gospodarki, zbliżających się wielkich kłopotów, strachu setek ludzi przed tym, jak będzie wyglądało ich życie za chwilę, czy w ogóle będą mieli pracę i na jakich warunkach – rządzący przez kilka dni zajmują się tym, jak urządzić nam wybory, których większość Polaków nie chce. A zbliżamy się do potencjalnie niebezpiecznego czasu.
Teraz mamy jakiś zaczyn klasy średniej, jakieś nadzieje. Wszystko to za chwilę może odejść, a co wybiera zdruzgotana klasa średnia wiemy z historii. Zniszczona i upokorzona klasa ludowa zaś, nie będzie zainteresowana niczym innym, jak przetrwanie. Odpowiednio radykalne ruchy już czekają i nie – nie będzie to „Zielona fala” optymizmu, tylko brunatna fala przemocy i lęku. Człowiek, który utracił nadzieje i dumę jest zdolny do wielu rzeczy.
Tymczasem ludzie są naprawdę przerażeni, naprawdę boją się utraty pracy. Łatwo zapominamy, jak wielu z nas unosi się ledwo ponad bieżące wydatki. Zapominamy, jak bardzo to zwykłe 500+ realnie pomogło wielu ludziom. Jak niewiele dzieli setki z nas od popadnięcia w rozpacz.
To was dziś potrzebujemy, nasza elito. Byśmy nie odegrali dobrze znanej piosenki o upadku i rozbiorach.
Szpitale nie mają sprzętu, brakuje maseczek, a ludzie szyją je po domach. Na czas będą za to pakiety do głosowania dla 30 mln. ludzi – to państwo da radę przygotować. Pakiety i węgiel na zwałach.
Już rozumiem jedno zdanie które padło w pewnym historycznym filmie „a czy była jakaś wojna by Polacy mieli dość amunicji?” Pytanie jest oczywiście retoryczne. Czasy się zmieniają, a my zawsze zaskoczeni.
Ile można powtarzać, że wybory są po prostu niezwykle niebezpieczne, nie tylko z powodów epidemiologicznych (choć jest to powód podstawowy). Nie było równych warunków kampanii. Właściwie nawet jej nie ma. Nie było czasu, by zapoznać się z siłą i argumentacją kandydatów. Wiem, że wszyscy głosujemy emocjami, co nie oznacza, że mamy odpuszczać ten ideał racjonalnego poznania. Wreszcie – przy braku zaufania do instytucji, które organizują wybory, do ich przebiegu i stosowania się do wypracowanych procedur, jak obywatel ma być przekonany, że jego zdanie jednak jakieś znaczenie ma? W Polsce jednak znowu wygrywa to, co zwykle, „z synowcem siądziem na konia i jako to będzie”. Polska historia pokazuje dobitnie, że nigdy nie było.
Jest taki zwyczaj w demokracjach, że szefowie partii opozycyjnych bądź kontrkandydaci dzwonią do zwycięzców, by pogratulować wygranej. To wbrew pozorom nie tylko kurtuazja, ale ważny w demokracji sygnał. Akceptujemy i uznajemy ten wybór, nie będziemy go kontestować. Dziś wygrałeś Ty, jutro być może ja i też mam nadzieje na podobne zachowanie. To szalenie ważne – budowanie odpowiedzialności za własny kraj i społeczeństwo.
Jak sobie to wyobrażacie przy takim trybie wyborów? Jak wyobrażacie sobie mężów zaufania, którzy maja ryzykować zdrowiem, by śledzić poczynania komisji? Jaki będzie miał mandat prezydent przy frekwencji 25%? Jak komisje okrojone ustawowo do ok. 10-15% stanów mają sobie z tym poradzić?
Takie wybory, teraz, to przekroczenie czerwonej linii, po której kończą się słowa.
Oczywiście nie mam złudzeń, że rządzących to nie zniechęci. Pozostanie wzruszenie ramion. Sędzia Przyłębska czy sędzia Pawłowicz też jakoś istnieją i liczymy się z ich głosem, mimo że pamiętamy, jak były wybierane i zaprzysiężene. Doprowadzą zatem do wyboru prezydenta, bo tak postanowili i wszystko się zgadza w papierach. Odwieczna mantra polskich elit zostanie odegrana, tu jest moc i determinacja, by zorganizować proces.
Determinacji wystarczy jeszcze na to, by w połowie kwietnia procedować w Sejmie tak kluczowe teraz dla milionów Polaków ustawy, jak zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej, o ochronie majątku RP przed roszczeniami (tzw. Ustawa przeciw roszczeniom Żydowskim). Tak, to ta nieludzka lewica wyciąga te wszystkie sprawy światopoglądowe w nieodpowiednim czasie i nie rozumie ludzi. To ta rozsądna prawica znajdzie teraz czas, by nie zrazić radykalnego elektoratu i utrzyma ustawy w obiegu (właśnie mija półroczny czas, gdy trzeba zająć się tymi ustawami obywatelskimi, by zupełnie nie zniknęły). Tak, na to czas znajdziemy.
Ja mogę tylko protestować. Od części elity politycznej wymagam jednak działania i skuteczności. Nic jeszcze nie jest rozstrzygnięte w sprawie wyborów. Jest Senat, są kolejne głosowania, nic nie jest tak oczywiste. Wam nie wolno się poddawać i nawoływać do bojkotu, wy musicie działać w duchu odpowiedzialności, do samego końca, namawiać, przekonywać. Dlatego jesteście elitą.
Ja sam, pierwszej kolejności, nawołuję tych wszystkich rozsądnych konserwatystów, tych wszystkich propaństwowców, którzy byli tak blisko tego wszystkiego, a teraz są zdziwieni. Proszę, zróbcie coś i nie narzekajcie, że np. ta partia Razem taka be i z nimi nie wypada. To nie ma znaczenia, każdy ma swoją tożsamość i powinien ją mieć, ale sprawy fundamentalne powinny łączyć. To taki banał, powtarzany od lat i od lat tłuczony i odmieniany przez wszystkie przypadki.
Gdzie jesteście wy, uczciwi konserwatyści? To od was zależy teraz najwięcej. To wy musicie być teraz w awangardzie protestu, to wy macie legitymizację do takiej właśnie postawy. Potrzebujemy teraz waszego głosu. Sami zresztą zaczynacie czuć, co oznaczają różne dziwne obostrzenia. Zakaz zbliżania się do swojej żony czy męża publicznie na 1,5-2 metry. Cóż, dla par LGBT+ to codzienność w której żyją. Oni żyją w świecie pandemii całe swoje życie. Wy to macie tylko na chwilę. Jest czas na empatię.
A ty lewico i Ty liberale? Nie czas chrząkać nosem na nie dość progresywne albo zbyt socjalistyczne poglądy. Każdy ma swoją odpowiedzialność, każdy ma swoje silne strony. Ustalcie coś i działajcie. Jest potem wiele szalenie ważnych spraw do ustalenia i załatwienia, a Polska nie kończy się na pandemii. Jest katastrofa klimatyczna, transformacja energetyczna, tworzenie inkluzywnej gospodarki o porównywalnych szansach dla wszystkich, sprawiedliwy kodeks pracy. Mnóstwo roboty. Jest o co grać.
My jesteśmy tylko samotnymi jednostkami, pełnymi strachu i lęku. Łatwo będzie nas pokonać pojedynczo.
Obywatele pójdą jednak za wami i wygrają, ale tylko wtedy, gdy będą zorganizowani.
Zbyt często słuchamy o moralnych zwycięstwach. Dziś potrzebujemy tych realnych.
Photo by Ian Espinosa on Unsplash
