Jak donoszą media, prokuratura zdecydowała się, w kilkunastu przypadkach, ścigać autorów internetowych wpisów, zawierających bardzo ostre wypowiedzi na temat polskich żołnierzy poległych na misji w Afganistanie. Treści te wypatrzył i powiadomił o nich organa ścigania sierżant Jacek Żebryk, który sam ma za sobą służbę na zagranicznej misji. Jego oburzenie tymi komentarzami budzi moje zrozumienie. Pomimo tego nie zgadzam się z decyzją prokuratury, aby wolne słowo, oparte o określone poglądy radykalnie pacyfistyczne, anarchistyczne, antymilitarne lub jeszcze inne, nawet jeśli słowo to rani, ścigać z użyciem sankcji karnych.
W tej kwestii mam dwa argumenty. Jeden jest uniwersalny i używałem go już wielokrotnie przy wpisach na różne tematy związane z wolnością debaty, obojętnie czy chodziło o tzw. obrazę uczuć religijnych katolików czy też muzułmanów, obojętnie czy chodziło o niemądre wystąpienia celebrytów szukających szansy na tanie zaistnienie w mediach czy o poważnych, awangardowych artystów, których „obrazoburcze” dzieła były nośnikami istotnych treści kulturowych, niezależnie od tego czy chodziło o obronę lewicowca przed religijnymi integrystami czy niemiłej sąsiadki ze Szczecina, zwących parę homoseksualistów „pedałami”, przed ofensywą „poprawności politycznej”. Otóż, o ile wypowiedź nie stanowi pomówienia, wezwania do stosowania przemocy w sytuacji, gdy pojawienie się owej przemocy w wyniku tejże wypowiedzi jest prawdopodobne, albo nie jest przejawem postawy rasistowskiej lub szowinistycznej, utrwalającej lub pogłębiającej nienawiść wobec określonych grup, które często spotykają się z przejawami dyskryminacji, to powinna ona być tylko kwestią dobrego smaku i przedmiotem moralnego napiętnowania przez opinię publiczną, nigdy zaś kwestią postępowania karnego i przedmiotem sankcji prawnych. Żadna ze znanych mi wypowiedzi, zgłoszonych do prokuratury przez Jacka Żebryka, nie wypełnia kryteriów uzasadniających ograniczenie wolności słowa z liberalnego punktu widzenia.
Na pewno pomówieniem nie jest stosowanie pod adresem żołnierzy na zagranicznych misjach określenia „okupant”. Ono jest po prostu zgodne z faktami, co nie znaczy, że każda okupacja jest nieuzasadniona i moralnie zła. Nie była złą okupacja Niemiec po 1945 roku i nie jest złą okupacja Afganistanu, kraju którego rząd świadomie współpracował ze strukturą, która dokonała agresji terrorystycznej na terytorium USA i nie tylko. Określenia „najemnik” i „bandyta” są na pewno bardziej kontrowersyjne, jednak w światopoglądzie radykalnie lewicowym, ściśle pacyfistycznym znajdują one swoje uzasadnienie. Są tacy, którzy uważają, że wojna w Afganistanie jest wojną Amerykanów, a reszta żołnierzy to ich „najemnicy”, wysłani tam przez własne rządy, liczące na określone profity polityczne i materialne w związku z udzieleniem tego wsparcia. Są tacy, którzy każdego, kto strzela i zabija drugiego człowieka, nazywają „bandytą”. Osobiście nie zgadzam się z tymi poglądami, ale także nie zgadzam się, aby dyskusję z nimi toczyć za pomocą prokuratury i sądów.
Drugi z moich argumentów dotyczy kontekstu, w których inkryminowane komentarze pojawiły się w sieci. Stało się to na krótko po śmierci polskich żołnierzy w zamachu talibów. Wpisy są tak oburzające dla byłego żołnierza, ponieważ wyrażają radość z powodu śmierci jego kolegów ze służby.
To rzeczywiście jest odrażające. Abstrahując bowiem od całego kontekstu sprawy, jak można radować się ze śmierci kogokolwiek, czyjegoś syna, ojca, męża? Pomimo tego, nie należy podejmować działań, które stanowiłyby prostą penalizację wypowiedzi antywojennych, także bardzo radykalnych. Nie brakowało ich w czasach wojny w Wietnamie, a z dzisiejszego punktu widzenia większość opinii publicznej w USA zgadza się, że tamta wojna była błędem, zaś jej krytyka słuszna. Tak może też być w przyszłości. Wolność dla najbardziej radykalnych głosów, obojętnie jak oburzających, jest rękojmią, iż zasadna i trafna krytyka jakiejś przyszłej, błędnej eskapady militarnej będzie mogła się, w sposób nieskrępowany obawami przed penalizacją, swobodnie werbalizować. Może okazać się potrzebna i cenna, ustrzec nasze rządy przed błędami (choć rządy nie mają w zwyczaju jej słuchać). Sam, inaczej niż w przypadku wojny afgańskiej, byłem przeciwnikiem wojny w Iraku, którą uważałem za agresję. Teoretycznie więc mógłbym biorących w niej udział żołnierzy nazwać „agresorami” (tyle że nie widzę powodu, aby akurat pod adresem ludzi niedecyzyjnych o całym tym przedsięwzięciu formułować epitety, zarezerwowałem je onegdaj dla poprzedniego prezydenta USA) i nie wydaje mi się, aby zasadnym było grozić mi za ten pogląd karą do trzech lat więzienia.
Debata winna być wolna dla pełnej, szerokiej palety poglądów. Wolność słowa powinna być zakreślona jak najszerzej. Chamstwo należy zaś ignorować, gdyż na takie właśnie potraktowanie zasługuje. Włączanie w walkę z nim prokuratury jest przejawem reakcji nieprzemyślanej i emocjonalnej. Jest też niestety przejawem nadania prymatu takim kategoriom jak honor munduru nad wolnością słowa jednostki. A to jest już niedopuszczalne.