O sprawiedliwym opodatkowaniu i lewicowym dyskursie
Załóżmy, że Jones wraz ze swoją bandą zamierza zniewolić grupę ludzi. Czy mamy twierdzić, że sprawiedliwość wymaga tego, aby wszyscy zostali równo zniewoleni?Zdaniem lewicy Polska jest bastionem neoliberalizmu. Jest to diagnoza całkowicie nietrafna, a do tego również i nie zrozumiała dla socjalnych wyborców, do których łatwiej przemawia język podziałów PIS, niż pseudo-naukowe teorie polskiej młodej lewicy. Tymczasem, jeśli chodzi o podatki to Polska jest bastionem socjalizmu. Główny nurt dyskusji nad systemem podatkowym jest tak bardzo na lewo, że mówienie w tym kontekście o jakimkolwiek liberalizmie zakrawa o śmieszność. Warto sobie to uświadomić zanim ktokolwiek zarzuci Platformie Obywatelskiej liberalizm, albo – o zgrozo! – neoliberalizm. Podatkowo jesteśmy po uszy w socjalizmie.
Liberalizm podatkowy po polsku
Empiryczne udowodnienie powyższej tezy jest dziecinnie proste. Najbardziej liberalna partia na polskiej scenie politycznej, trochę ponad miesiąc temu podniosła wszystkim obywatelom podatek VAT. Teraz słyszymy, że będzie odbierać możliwość korzystania z lokat jednodniowych, które pomagały ominąć podatek od odsetek wprowadzony przez obecnego prezesa NBP. Mówi się również coraz dobitniej o podwyżce składki rentowej, co oznacza de facto, że mamy 100% gwarancji, że niedługo ten „błąd” rządu Jarosława Kaczyńskiego zostanie „naprawiony”. Jeśli tak zachowuje się liberalna partia, to w Polsce nie ma już żadnego szacunku dla precyzji w używaniu terminologii.
Kanony sprawiedliwego opodatkowania
W celu pełnego zrozumienia problemu należy odwołać się do klasyka, czyli Adama Smitha. Jego „niewidzialna ręka rynku” – jak napisałem jakiś czas temu – jest najbardziej znienawidzoną przez lewicę, nieistniejącą kończyną ciała ludzkiego w historii tego świata. Adam Smith równa się zło dla lewicy, co świadczy o głębokim niezrozumieniu jego twórczości, albo – co bardziej prawdopodobne – o całkowitej jej nieznajomości. Bo jeżeli np. teorie podatkowe Adama Smitha są neoliberalne, to autora tych słów równie dobrze można nazwać lewakiem. Sięgnijmy, więc do „Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów”, opus magnum Adama Smitha, w którym znajdziemy słynne, cztery kanony sprawiedliwego opodatkowania.
Pierwszy kanon sprawiedliwego opodatkowania Smith określa w sposób następujący: „Poddani każdego państwa powinni przyczyniać się do utrzymania rządu w jak najściślejszym stosunku do ich możliwości, czyli proporcjonalnie do dochodu, jaki każdy z nich pod opieką państwa uzyskuje„. Drugi kanon – do którego Smith, jak się wydaje był najbardziej przywiązany – można skrócić w gruncie rzeczy do tego, że każdy podatek powinien być określony, a nie dowolny. A więc termin płatności, suma i sposób zapłaty wszystko to powinno być z góry określone. Trzeci kanon dotyczył takiego ściągania i płacenia podatków, które byłoby najdogodniejsze dla podatnika. Czwarty i ostatni kanon sprawiedliwości opodatkowania stanowił, iż podatki powinny być tak pomyślane, aby ich ściąganie nie przekraczało kwoty ściąganego podatku, czyli żeby podatki nie hamowały przedsiębiorczości i nie wymagały do ściągania armii urzędników (co w konsekwencji powodowałoby ściąganie podatków bezsensownym i nieskutecznym).
Wszystkie, niemal, opisane powyżej kanony zostały powszechnie zaakceptowane przez ekonomistów i polityków na całym świecie. Jest to paradygmat, chociaż jego praktyczne wdrożenie to już inna kwestia. Dzisiaj mało, kto podważa zasady, które nakreślił ponad 200 lat temu Adam Smith. Zasadnicze pytanie brzmi jednak, czy wszystkie spośród nich są liberalne?
Krytyka kanonów Smitha
W celu odpowiedzenia na tak postawione pytanie trzeba najpierw zdefiniować liberalizm. Dla mnie jest to ideologia, która na pierwszym miejscu stawia wolność jednostki. Mając taką „kompaktową” definicję możemy określać, co jest liberalizmem, co jest zbliżone do liberalizmu a co nim na pewno nie jest. Kanony sprawiedliwości Adama Smitha, zgodnie z tą definicją, są jedynie zbliżone do liberalizmu. Smith po pierwsze akceptował podatki, czyli – jakby powiedzieli liberałowie (libertarianie) – akceptował fakt, że państwo zabiera prywatny majątek pod przymusem i przy użyciu przemocy. To już pierwszy nieliberalny element jego światopoglądu w stosunku do kwestii podatków (tym bardziej, że w „Bogactwie narodów” Smith pisał, że prawa własności są „najświętsze i niezbywalne”). Nie można powiedzieć przecież, nie narażając się na śmieszność, że wolność jednostki – esencja liberalizmu – nie jest naruszana poprzez siłową i przymusową konfiskatę prywatnego majątku. Ciekawą krytykę poglądów Smitha dokonuje Murray N. Rothbard w swoim dziele „Interwencjonizm czyli władza a rynek”. Rothbard – który był dogmatycznym przeciwnikiem jakiejkolwiek formy państwa – twierdził, że aby w ogóle rozważać, czy jakiś podatek jest sprawiedliwy lub inaczej mówiąc, czy spełnia funkcję równego traktowania wobec prawa, to wcześnie należy rozważyć kwestię, czy sama instytucja podatku jest sprawiedliwa? „Równość traktowania jest wtedy sprawiedliwa, gdy samo traktowanie jest sprawiedliwe” – pisał Rothbard.
Jak pokazaliśmy to wcześniej, podatki nie są sprawiedliwe, bo są przymusową konfiskatą majątku prywatnego tak, więc dalsze rozważanie podatków w kontekście sprawiedliwości i równego traktowania może prowadzić jedynie do absurdów. „Załóżmy, że Jones wraz ze swoją bandą zamierza zniewolić grupę ludzi. Czy mamy twierdzić, że sprawiedliwość wymaga tego, aby wszyscy zostali równo zniewoleni? (albo proporcjonalnie do posiadanego majątku? – przyp. WJ)” – retorycznie pyta Rothbard. Nie. Zniewolenie bez względu na jego skalę jest niesprawiedliwe.. Ten przykład jest bardzo przydatny w analizie systemu podatkowego. Rothbard pyta np. czy jeśli któryś ze zniewolonych ucieknie, to należy go potępić za unikanie sprawiedliwości? – co od razu nasuwa skojarzenia z ulgami podatkowymi czy w końcu niepłaceniem podatków samym w sobie. Rothbard konkluduje, więc, że równa niesprawiedliwość nie może być uważana za ideał sprawiedliwość a co za tym idzie, podatki mogą być uważane za użyteczne, ale nikomu nie udało się jeszcze udowodnić, że są sprawiedliwe!
Proporcjonalne opodatkowanie
W kanonach Smitha jest jeszcze drugi element, który każe nam powątpiewać w zawartość „liberalizmu w liberalizmie” tego wielkiego autora. Jest nim teoria o proporcjonalności opodatkowania. Jak to zostało już stwierdzone wcześniej, Smith uważał, że każdy powinien płacić podatki proporcjonalnie do swoich możliwości, czyli do dochodu, jaki osiąga. Mówiąc jeszcze inaczej, bogatemu pod przymusem i groźbą użycia przemocy fizycznej zabiera się jeszcze więcej majątku niż biednemu. To jest zdaniem Adama Smitha sprawiedliwe, bo w końcu każdy korzysta proporcjonalnie z istnienia państwa. Z liberalizmem ma to ponownie niewiele wspólnego nie tylko, dlatego, że Smith nie podaje, ż a d n y c h argumentów za swoja tezą proporcjonalnego czerpania korzyści z państwa. Doświadczenie empiryczne pokazuje, że jest wręcz przeciwnie. Jedni korzystają z transferów socjalnych bardziej od innych. Jedni pobierają zasiłki a inni płacą na te zasiłki ze swoich podatków. Urzędnicy nie płacą np. żadnych podatków, bo ich pensje są w 100% opłacane z podatków, więc ich rozliczanie z fiskusem jest tylko biurokratyczną „marnacją papieru”. Bogactwo ma, więc niewiele wspólnego z partycypacją w korzyściach płynących z państwa. Wiąże się to często ze sprytem, szczęściem lub należeniem do pewnej grupy społecznej (urzędnicy).
Rothbard poddaje krytyce również ten argument Smitha. „Po pierwsze, każdy jest członkiem społeczeństwa. Fakt, że A zarabia więcej niż B, oznacza, że usługi świadczone przez A są więcej warte dla innych członków społeczeństwa” – pisze Rothbard. Argumentacja przeciwko teorii Smitha jest, więc banalnie prosta i oparta o podstawowe zasady ekonomii. A i B mogą uzyskiwać takie same profity z faktu istnienia państwa, np. działając w tej samej branży prawniczej, ale to produktywność (czyli bycie dobrym prawnikiem) decyduje o tym, który z nich jest lepszy a co za tym idzie i bogaty. Tak, więc teoria Smitha mówiąca o tym, że im ktoś bogatszy tym proporcjonalnie więcej otrzymuje od państwa nie ma (a przynajmniej w wielu przypadkach nie musi mieć) pokrycia w rzeczywistości a co za tym idzie nie może uzasadniać proporcjonalnego opodatkowania obywateli
Pragmatyzm podatkowy
Dyskusja o systemie podatkowym w Polsce jest mocno zlewicowana. W ogóle niepodejmowany jest w niej zasadniczy problem sprawiedliwości przymusowego opodatkowania, tego czy państwo może funkcjonować bez przymusowych podatków i tego czy każda czynność dokonywana przez obywatela powinna być obciążona podatkiem? Nawet, jeśli uznamy, że w obecnym stanie rozwoju społecznego i cywilizacyjnego niemożliwe jest życie bez przymusowych podatków, to już sam brak takiej dyskusji pokazuje, że stroną dyskursu podatkowego nie jest czysty liberalizm (czy osławiony neoliberalizm) jak by chciała to przedstawiać lewica. To raczej „kłótnia w rodzinie”, kłótnia prowadzona po skrajnie lewej stronie sceny politycznej.
Proszę tylko zobaczyć, że proporcjonalne opodatkowanie, czyli jeden z kanonów Adama Smitha, który uznaliśmy za nieliberalny, dzisiaj nawet nie jest tematem w debacie publicznej. Podatek liniowy, czyli konstrukcja zbliżona do tego, o czym pisał Smith, już nawet nie jest postulowany przez Platformę Obywatelską a lewica uznaje go za postulat neoliberalny (sic!). To samo tyczy się podatku pogłównego, czyli płaconego w tej samej nominalnej wysokości przez każdego obywatela (każdy obywatel po np. 500 zł). Zamiast tego dyskusja toczy się na poziomie ustanawiania różnych wariantów progresji (18%, 32% albo może jeszcze 40%). Do tego coraz częściej pojawiają się w debacie pomysły na nowe podatki, typu podatek bankowy, który zgłasza PIS. System podatkowy ogarnia wszystkie sfery życia. Nikogo nie dziwi już podatek od psa, czy deszczu, o podatkach od spadku czy darowizny już nie mówiąc.
Widać, więc wyraźnie, że dyskurs podatkowy został dotknięty dużą dozą ideologii lewicowej a podejście liberalne w nim niemal nie istnieje. Bycie liberałem dzisiaj, to żądanie niższych podatków, lub mniejszej progresji, czyli „mniejszego zła”. Dzisiejsi liberałowie to pragmatycy, którzy – być może – wiedząc i zgadzając się z opinią, że przymusowe opodatkowanie jest niesprawiedliwe, nie poruszają tego tematu w dyskusji publicznej, świadomi tego, że w kraju, w którym podatek liniowy jest szczytem ich marzeń, wszystko inne byłoby uznane za samobójstwo polityczne. Można to zrozumieć, a nawet pochwalać ze względu na racjonalność polityczną, ale nie można twierdzić, że jest to dyskusja między neoliberalizmem a lewicą. To tylko różne odmiany lewicowej ideologii.
Czy Smith jest lewicowy?
Czytelnik może odebrać mylne wrażenie, że autor tych słów uważa Adama Smitha za ideologa lewicy. Nie, nic bardziej mylnego. Smith tworzył swoje wielkie dzieło w czasach, gdy ekonomia dopiero powstawała a rzetelne dane statystyczne nie były dostępne („Bogactwo Narodów” zostało opublikowane w roku ogłoszenia niepodległości przez Stany Zjednoczone Ameryki). Przenikliwość jego tez była ogromna, co nie znaczy, że po upływie ponad 200 lat wszystkie one nadal pozostają aktualne. Można dodatkowo bronić Smitha twierdząc, że pomimo tego, że nie uważał podatków za niesprawiedliwe, to jego kanony były bardzo pragmatyczne (polityczne). Smith zachowywał się, więc jak liberał a nie jak anarchista. Starał się ograniczyć niesprawiedliwość podatkową, a nie od razu zburzyć cały system. Rothbard może mieć rację, że dyskusje na temat poziomu sprawiedliwości czegoś, co jest z założenia niesprawiedliwe są absurdalne, ale nie zmienia to faktu, że niższe podatki są lepsze od wyższych podatków w sytuacji, gdy zniesienie podatków jest czystą fikcją. Rzeczywistość jest niestety brutalna. W demokracji można osiągnąć tylko tyle na ile pozwalają warunki społeczno-polityczne w danym kraju. Świetnie to określił Adam Smith w Bogactwie Narodów pisząc o prawach Solona, że „choć same przez się nie są najdoskonalsze, to przecież są to najlepsze prawa, na jakie pozwoliły interesy, przesądy i obyczaje ludzie owych czasów”.