Jedyny raz, kiedy czułem wstyd, że jestem Polakiem zdarzył się pośród wysokich zasp. Autobus ze Lwowa zatrzymał się na przejściu granicznym. Z kontroli zapamiętałem tylko drugą, polską część. Celnicy kazali wysiąść wszystkim pasażerom, wyciągnąć z luku torby, położyć je na metalowych ławach i stać nad nimi z paszportami otwartymi na stronach ze zdjęciem. Większość podróżnych stanowili Ukraińcy. Do nich polscy funkcjonariusze mówili per „ty”. Do mnie i mojej koleżanki – jedynych Polaków w autokarze – „proszę pana, proszę pani”. Ukraińskie bagaże zostały dokładnie przetrzepane, do naszych nawet nie zajrzeli.
Jan Matejko, Wjazd Chrobrego do Kijowa
Nieco później w zamożnym podwarszawskim domu usłyszałem taką rozmowę ukraińskiej sprzątaczki z polską kucharką: „ojej, ile samochodów przyjechało” „a co myślałaś, u nas każdy jeździ własnym”.
Reportaży w „Wysokich Obcasach” i „Dużym Formacie”, bogatych w plastyczne opisy jak traktuje się w Polsce inne ukraińskie pomoce domowe i ukraińskich robotników budowlanych nie będę cytować, bo było ich tak dużo, że każdy z czytelników tego bloga przynajmniej pamięta jeden.
Gdy słyszę dziś komentatorów porównujących krwawy Majdan z pokojowym Okrągłym Stołem skojarzenia mam jednoznaczne: „panowie Polacy potrafią dogadać się jak ludzie, a wy kozacy tylko do siebie strzelacie. Kochamy was, drodzy Ukraińcy właśnie za to, bo dostrzegając tę różnicę czujemy się lepsi. Świeczki wystawiane w piątkowy wieczór na parapecie ogrzewają nasze, tak rzadko odczuwane, przekonanie o cywilizacyjnej wyższości.
Jeśli solidarność z Ukrainą i Ukraińcami ma wykroczyć poza proste gesty, musimy zmienić siebie.
Będąc członkami strefy Schengen nie jesteśmy dziś w stanie znieść wiz dla Ukraińców, czego głośno i naiwnie domaga się Paweł Kowal. Możemy jednak wydawać wizy sprawniej i lepiej traktować ich posiadaczy na granicy. Możemy otworzyć rynek pracy. Możemy być bardziej przyzwoici.