Nawet jeśli Rosja zdoła trwale przejąć kontrolę nad Krymem to będzie to tylko pyrrusowe zwycięstwo. Tak naprawdę Władimir Putin właśnie przegrywa – traci prestiż, pieniądze, wpływy na Ukrainie, a w konsekwencji może nawet stracić władzę.
Publiczne wystąpienie prezydenta Putina przedstawiające jego obraz obecnej sytuacji na Krymie, potwierdziło opinię kanclerz Angeli Merkel, że funkcjonuje w „innej rzeczywistości”. Amerykański Departament Stanu na swojej oficjalnej stronie zrobił listę dziesięciu kłamstw i przeinaczeń, które znalazły się w przemówieniu prezydenta Rosji bezwzględnie, kompromitująco je obnażając.
Skoro Amerykanie już rozprawili się z kłamstwami rosyjskiego prezydenta, to my spróbujmy zmierzyć się z powtarzanym nie tylko przez kremlowską propagandę, ale też przez cześć polskich mediów przekonaniem, że Rosja starcie z Zachodem wygrywa. Nie wydaje się być to prawdą. Pobieda będzie nasza, co postaram się udowodnić w pięciu poniższych punktach.
1. Ukraina jest dla Rosji stracona
W oczach zdecydowanej większości mieszkańców Ukrainy ich wschodni sąsiad musi się dziś jawić jako największe zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju. Moskwa obudziła stare demony, przypomniała o tym, kto był tak naprawdę przez wieki sprawcą większości nieszczęść na ziemiach ukraińskich. Jeśli rozlana na kijowskim Majdanie krew i wygnanie złego prezydenta staną się mitem założycielskim odrodzonego państwa ukraińskiego, to pewnie częścią tego mitu będzie również stawienie czoła gniewowi Kremla. Dla przyszłych przywódców Ukrainy nie będzie już dylematu, czy integrować się z Zachodem, czy z Rosją – widzimy dziś kres uprawianej przez lata polityki „wielowektorowości”. Obecna sytuacja wykazuje jasno, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem państwa ukraińskiego.
Co więcej, przed Ukrainą otwiera się szansa na znaczące przyspieszenie integracji z Unią Europejską. Oczywiście o członkostwie nie ma na razie mowy, ale zapewnienie, które padło z ust przywódców europejskich na szczycie 6 marca, o gotowości szybkiego podpisania umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą i o tym, że „nie jest to ostateczny cel” w relacjach z tym krajem, daje nadzieję na bliższy związek tego kraju z Unią. Nic jeszcze nie jest przesądzone, wiele zależy od dojrzałości ukraińskich elit, ale furtka do Europy pozostaje uchylona.
Zantagonizowana z Rosją i zbliżona do Zachodu Ukraina jest prawdopodobnym wynikiem dzisiejszego konfliktu. Jeśli prawdziwa pozostaje uwaga Zbigniewa Brzezińskiego, że „bez Ukrainy Rosja nigdy nie będzie imperium”, to putinowskie marzenie o odbudowie potęgi i przezwyciężeniu skutków rozpadu ZSRR, tej „największej tragedii XX wieku”, właśnie rozwiewa się w pył.
2. Stary wróg wraca do gry
W ostatnich latach obserwowaliśmy postępujący uwiąd Sojuszu Północnoatlantyckiego. Pogrążone w kontrowersyjnych pozaeuropejskich misjach, osłabione strategicznym zwrotem Ameryki w kierunku Azji i pozbawione silnego przywództwa NATO, musiało bronić się przed zarzutami, że w dzisiejszym świecie jest po prostu niepotrzebne. Rosyjska agresja na Ukrainę sprawiła jednak, że członkowie Sojuszu nagle przypomnieli sobie po co on powstał i przed kim miał Europy bronić. Z dnia na dzień zdezaktualizowało się powtarzane od lat w dyskusjach polityków i ekspertów pytanie: Is NATO still relevant?.
Można się również spodziewać, że „powrót wroga” skłoni Amerykę do większego zaangażowania w bezpieczeństwo europejskie. Przeprowadzony przez administrację Baracka Obamy „piwot” w kierunku Azji okazał się być strategicznym błędem, co pewnie wymusi rychłą zmianę kursu polityki amerykańskiej.
Z punktu widzenia Kremla „powrót NATO” i powrót Amerykanów do Europy to fatalna informacja. Jak celnie zauważono w tygodniku „The Economist” (z 8 marca 2014): „Pan Putin może skończyć z tym, czego najmniej chciał”, czyli z Sojuszem odrodzonym i z nowym poczuciem sensu istnienia.
3. Alternatywa jest koniecznością
Prezydent Putin zagwarantował sobie też wzrost świadomości Europejczyków w kwestii redukcji uzależnienia energetycznego od Rosji. Wiele lat w Unii pocieszano się historyjkami o „stabilnym, niezawodnym dostawcy gazu, który nawet w czasach zimnej wojny nie dał powodów by w niego wątpić”. Brutalna dyplomacja gazowa i powtarzające się groźby przerwania dostaw, spowodowały w UE już kilka lat temu powolny wzrost świadomości ryzyka jakie daje nadmierne uzależnienie od dostaw gazu z Rosji. Trwa rozbudowa infrastruktury umożliwiającej sprowadzenie gazu skroplonego, zwiększa się objętość magazynów gazu, rośnie liczba łączników pomiędzy sieciami gazociągów poszczególnych państw, dająca możliwości elastycznego przesyłania gazu w sytuacji odcięcia dostaw do danego kraju. Obecna sytuacja tylko przyspieszy działania mające na celu uniezależnienie się od dostaw energii z Rosji, w szczególności w krajach bałtyckich czy Bułgarii, dla których Gazprom jest monopolistą. Podsycane przez Moskwę obawy ekologiczne, wstrzymujące eksploatację złóż gazu łupkowego w Europie, zejdą pewnie na dalszy plan w obliczu konieczności znalezienia alternatywy dla dostaw z Rosji. Być może też pomocną dłoń wyciągną Amerykanie, znosząc ograniczenia na eksport swojego gazu do Europy.
Już przerwanie dostaw na przełomie 2008 i 2009 roku było strategicznym błędem Rosji. Dla niewielkich, doraźnych korzyści politycznych na Ukrainie straciła wizerunek niezawodnego dostawcy i wywołała proces, który osłabi jej strategiczną pozycję wobec Europy i pozbawi jedynej mocnej karty, którą wciąż jest w jej ręku. Obecny konflikt prawdopodobnie tylko przyspieszy ten niekorzystny dla Rosji rozwój wypadków.
4. Awantury są kosztowne
4 marca „Moscow Times” komentując gwałtowną ucieczkę kapitały zagranicznego z Rosji napisał, że tańszy rubel i droższa ropa będą korzystne dla rosyjskiej gospodarki, amortyzując tym samym niekorzystne “szoki” wywołane przez kryzys na Ukrainie. Teza ta wydaje się nie być prawdziwa. Gdyby tak rzeczywiście było to bank centralny nie rzuciłby na rynek 10 miliardów dolarów żeby ratować rubla, nie podniósłby gwałtownie stóp procentowych z 5,5% do aż 7%. Ta podwyżka przecież jeszcze bardziej pogorszy rosyjskie perspektywy wzrostu gospodarczego, który i tak sięga ledwie 1,3% PKB. Co więcej, gwałtowna deprecjacja waluty (jest na historyczni najniższym poziomie wobec euro) zmniejszy możliwości importowe kraju. Oznacza to, że Rosja nie będzie w stanie sprowadzać na przykład odpowiedniej ilości leków czy maszyn, czyli dóbr, których nie jest w stanie wytworzyć sama.
Gwałtownie też spadną inwestycje (wewnętrzne i zagraniczne), niezbędne dla utrzymania dodatniego tempa rozwoju gospodarki tego kraju. Budowany, między innymi za miliardy dolarów wpompowane w organizację zimowej olimpiady nad Morzem Czarnym, pozytywny wizerunek Rosji rozpłynął się mgnieniu oka. Agencje prasowe podały 6 marca, że „Deputowani Dumy Państwowej pracują nad projektem ustawy, która pozwoli na przejmowanie majątków zachodnich firm działających w Rosji”. Nawet jeśli Rosja ostatecznie nie wprowadzi takiej ustawy, to już sama zapowiedź musi zmrozić krew w żyłach inwestorom.
Być może prawdą jest, że do budżetu wpłynie kilka miliardów więcej ze sprzedaży surowców, ale nie zrównoważy to negatywnych konsekwencji kryzysu. Ucieczka inwestorów, osłabienie rubla i idący za tym wzrost kosztów obsługi długu zagranicznego będą kosztowały Rosję bardzo drogo. Awantura z Ukrainą to prosta droga do wielkich kłopotów gospodarczych państwa rosyjskiego.
5. Pomost
Kryzys, którego jesteśmy świadkami to nie jest li tylko gra o przyszłość Ukrainy. Stawką jest również przyszłość samej Rosji i jej władców. Putin zdaje sobie sprawę, że Majdan może rozsiać ziarno, które wykiełkuje na Placu Czerwonym, co najprawdopodobniej jest przyczyną tak agresywnych działań wobec jakichkolwiek prób demonstrowania sprzeciwu wobec polityki Kremla.
Ewentualna demokratyzacja i okcydentalizacja Ukrainy może stać się spełnieniem starych marzeń Jerzego Giedroycia o tym, że kraj ten będzie pomostem umożliwiającym zmiany w samej Rosji. Tylko bowiem demokratyzacja tego kraju może spowodować wyrzeczenie się przez niego ambicji imperialnych i trwałą poprawę bezpieczeństwa Polski oraz innych krajów Europy Wschodniej.
Dziś trudno być nadmiernym optymistą patrząc na sytuację w Rosji, ale nerwowe ruchy Putina sprawiają wrażenie, że sytuacja wymyka mu się z rąk, że czuje strach. Gdzie podziw świata dla Rosji organizującej wspaniałe igrzyska, gdzie kijowscy wasale zależni od łaski władców Moskwy, dlaczego trzeba się kompromitująco tłumaczyć przed światem z działań na Krymie?
Szanse na rychłe zmiany w Rosji są pewnie niewielkie, ale konsekwencje obecnego konfliktu mają szansę wpłynąć na osłabienie pozycji prezydenta. To być może przyniesie szansę na jakieś polityczne przesilenie. Inna rzecz, że pesymiści, tacy jak prof. Andrzej de Lazari twierdzą, iż alternatywą dla autorytarnej władzy Putina jest tylko anarchia, która mogłaby nieść ze sobą potencjalnie jeszcze większe zagrożenia.
* * *
Broniąc, optymistycznej w świetle dramatycznych doniesień medialnych, tezy o nieuchronnej porażce Putina trzeba zrobić jeszcze jedno ważne zastrzeżenie – kluczem do zwycięstwa jest mądre zachowanie ukraińskich elit politycznych. To one muszą utrzymać proeuropejski kurs państwa, to one muszą zmierzyć się z katastrofalnym stanem gospodarki, to one muszą nie dać się sprzedać za rosyjskie srebrniki. Zmarnowana szansa „pomarańczowej rewolucji” z 2004 roku każe mieć uzasadnione wątpliwości, czy to założenie okaże się słuszne.