Wszyscy teraz piszą o Ukrainie i na pewno warto kiedyś będzie zastanowić się nad nieuchronnymi rynkowymi reformami w tym państwie. W dodatku nad komplikacjami wynikającymi m.in. z faktu, iż najmniej zreformowany jest archaiczny kompleks górniczo-hutniczy we wschodniej Ukrainie.
Ale ja tym razem o czym innym, mianowicie o wybiórczym labiedzeniu na temat karania za sukces zarobkowy. Jakiś dziennikarz w „Rzeczpospolitej” rozczulił się bowiem nad ciężkim losem naszych medalistów, którzy będą musieli … zapłacić PIT od premii, jakie dostali z racji swoich sukcesów.
Zawsze twierdzę, że homo sapiens stał się człowiekiem, nie kiedy zszedł z drzewa, tylko wtedy, gdy zaczął uogólniać. Zastosujmy, więc tę formułę także i do karania za sukces – k a ż d y s u k c e s, który znajduje swoje odzwierciedlenie w wyższych dochodach. Znakomity sportowiec, który doskonale zarabia na swoich zwycięstwach bezpośrednio lub pośrednio (pieniądze z reklam) płaci podatki, jak każdy mieszkaniec danego kraju. I to jest najzupełniej normalne. W niektórych krajach z opodatkowania zwolnione są nagrody (olimpijskie, nagrody Nobla i inne). Tak więc, o karaniu sportowych „sukcesmenów” nie ma mowy.
Natomiast tylko od czasu do czasu jakiś niepoprawny politycznie liberał – jak ja na przykład – wspomni o rzeczywistym karaniu za sukces lepiej zarabiających, czyli o podatku dochodowym innym niż liniowy. Pierwszy taki wieloszczeblowy, czy wielostawkowy, podatek w historii współczesnej wprowadzono nie tak dawno, bo w 1907r. w USA, i stawki wynosiły wówczas od 1% do 7% (łza się w oku kręci!…).
Dzisiaj stawki mamy wielokrotnie wyższe. U nas obecnie 18% i 32%, a populistyczni politycy różnych partii domagają się – nie po raz pierwszy zresztą! – kolejnej wyższej stawki 50%. Przerabialiśmy to zresztą przed wyborami 2005r.
Może warto w tym właśnie – znacznie ważniejszym – kontekście powrócić do kwestii karania za sukces. Na wyższą stawkę podatkową nakładaną na więcej zarabiających można spojrzeć z punktu widzenia ekonomii, moralności i prawa.
Z punktu widzenia ekonomii jest to właśnie karanie za sukces, czyli zniechęcanie do wyższej wydajności i do wszystkich wysiłków, które pozwalają tę wyższą wydajność osiągnąć. W dodatku wszelkie doświadczenia z radykalnym obniżaniem najwyższej stawki podatku dochodowego wskazują, że im niższa ta stawka, tym większy udział najlepiej zarabiających w łącznej sumie zapłaconego podatku PIT. Tak więc za sukces płacą nie tylko ci, którzy ów sukces osiągnęli, ale także i ci, którzy korzystają z „socjalu”, bowiem mniej pieniędzy wpływa do budżetu.
Problem moralny najlepiej ujął lat temu wiele filozof Bronisław Łagowski, który zwrócił uwagę, iż współczesna tendencja polityczna do redystrybucji dochodów stworzyła instytucję prawa do cudzego dochodu.
I wreszcie mamy też (choć udajemy, że go nie ma!) także i problem prawny. Otóż żyjemy, co podkreślałem wielokrotnie, w erze obsesyjnej wręcz potrzeby likwidowania nierówności (rzeczywistych lub domniemanych). Tymczasem wielostawkowy podatek dochodowy wprowadza najbardziej podstawową nierówność, mianowicie nierówność wobec prawa.
Tak więc, mamy do czynienia z całym kłębowiskiem problemów, które – inaczej niż w przypadku sportowców – istnieją naprawdę. Tyle, że są one albo politycznie niepoprawne, albo politycznie niewygodne. I dlatego będziemy w świecie zachodnim – nie tylko w Polsce – nadal karać za sukces. I w efekcie pogrążać się coraz bardziej w stagnacji gospodarczej i rosnącym zadłużeniu…