Kawiarnia gdzieś w Polsce. Do dwóch kobiet siedzących w ogródku podchodzi kelner i pyta, czy zgodziłyby się na opuszczenie lokalu, oczywiście bez regulowania rachunku. Czemu? Jedna z nich cierpi na chorobę skóry i jej widok płoszy klientów. To podobno autentyk.
Miło jest wybierać sobie drużynę, beznadziejnie jest być wybieranym, o czym wie każdy, kto chociaż raz został ostatni na boisku szkolnym, bo żadna drużyna nie chciała go wziąć. I tak, oczywiście rozumiem jakoś tam potrzebę castingu na współlokatora, chociaż za klubami z selekcją już nie przepadam, bo klauzula sumienia zabrania mi wspierać finansowo miejsca, gdzie ocenia się klientów po wyglądzie. Jestem pod tym względem totalną emancypantką i zwolenniczką równości, obejmującej także, owszem, takie poglądy, których ja nie podzielam. Byleby nikt nie nawoływał do przestępstwa.
Pojawiły się głosy, że jeśli zmusimy drukarza do drukowania plakatów LGBT, to jutro inny nie będzie mógł odmówić ONR.
No cóż, taka praca drukarza, że cenzorem nie jest. Ani wydawcą. Wypuszczając efekt swojej pracy w świat, nie daje znaczka „zaaprobowano przez…”, nie wystawia pozytywnej recenzji. Jego praca nie oznacza podpisywania się pod czymś i popierania tego. Jestem pewna, że właściciel punktu ksero nie przywiązuje specjalnej wagi do tego, co powiela. A przecież tam także mogą być treści szkodliwe, krzywdzące, kłamliwe. Czy kioskarz wie, co jest napisane w gazetach, które wystawia w witrynie? Nie, bo za to nie odpowiada. Jeśli klientom nie podoba się wybór tytułów, mogą zwyczajnie punkt handlowy omijać (swego czasu zaczęłam omijać Żabki, bo bardzo rzadko miały Politykę).
Albo taki kierowca MPK. Przecież może zauważyć, że do autobusu wsiada narodowiec. Moherowa babcia. KODziarz. Działaczka LGBT. Obcokrajowiec. Czy ma prawo ich wyprosić? Idąc logiką „nie zmuszajmy…” to w zasadzie tak. Dobieranie sobie pacjentek i świadczeń według klucza ideowego mamy już w służbie zdrowia i uchylając furtkę klauzuli sumienia daliśmy zielone światło, by inne zawody zaczęły sobie dobierać klientów i usługi, które wykonają.
Wybierając jakąś pracę, trzeba mieć świadomość, z czym ona może się wiązać.
Religijna pani może odkryć pewnego dnia, że oprócz chleba i Gazety Polskiej będzie kasować także wódkę i prezerwatywy. Student weganin niech przemyśli trzy razy, czy w barze będzie tylko frytki smażył. Jeśli ktoś zgłębia ratownictwo medyczne w przekonaniu, że będzie ratować tylko omdlewające piękności i bohatersko bandażować ofiary wypadków, a nie trafi mu się np. cewnikowanie pijanego bezdomnego, to przykro mi bardzo, ale to jest tej osoby krótkowzroczność, a nie problem całego społeczeństwa.
Przeczytaj także: Marek Tatała „Nie chcę by państwo zmuszało mnie do drukowania ulotek dla ONR”
Nie po to zresztą runął mur berliński, żeby powróciły standardy obsługi klienta rodem z PRL, gdy taksówkarz wodził wzrokiem po oczekujących i rzucał niedbale „jadę na Górną, komu pasuje, niech wsiada”. I ten zdrowy, narodowy dreszcz zawiści, że temu się udało, a mnie nie. Sąsiad dorwał szynkę spod lady, a ja nie. Możemy wspominać z nostalgią lub uśmiechem, jak to się wspinano na wyżyny sztuki flirtu lub pochlebstwa, aby uzyskać dane dobra konsumpcyjne (mój tatko był w tak zwanym załatwianiu bardzo sprawny, ale też wyglądał za młodu trochę jak Zbyszek Cybulski, czym podbijał serca pań w mięsnym) – ale czy naprawdę, tak całkiem serio, chcemy powrotu czasów, gdy oprócz uiszczenia należności za towar należało jeszcze spełniać jakieś specjalne, zmienne i subiektywnie określane warunki?
Przeszywa mnie dreszcz
na myśl o świecie, w którym idąc ulicą muszę zastanawiać się, czy drukarz weźmie na warsztat moje ulotki, czy ekspedientka mnie obsłuży, czy kelner poda mi piwo, czy spełniam tysiące kuriozalnych wymagań obcych ludzi, aby uzyskać usługę, za którą płacę tak samo jak inni. Mój głęboki bunt budzi już sytuacja, że kobiety zaadaptowały się do piekła, jakie im stworzono w Polsce i w poczuciu bezsiły podają sobie telefony do sprawdzonych lekarzy, tworzą wirtualne listy aptek sprzedających antykoncepcję itd. Urządziły się w dupie, co jest naszym sportem narodowym i mamy w tym stulecia praktyki, więc zakładamy, że to normalne. A przecież standardem powinno być pójście do dowolnej placówki bez wcześniejszego researchu w Internecie i domaganie się świadczenia przewidzianego w ofercie. Nie będę tworzyć białych list drukarzy, księgarzy, taksówkarzy, kasjerek, fryzjerek i księgowych. I zastanawiać się, czy jestem w typie pani z mięsnego. Po prostu nie. Tym bardziej, że w ogóle urody po tacie nie mam.
Tytuł pochodzi od redakcji
