Środowisko samo się nie ocali. O rozwiązaniach ekologicznych dla biznesu i dla każdego z nas opowiada w rozmowie z Dobrosławą Gogłozą Marcin Krysiński – przedsiębiorca i założyciel sieci restauracji „Mihiderka”.
Dobrosława Gogłoza: Wiem, że zajmujesz się kilkoma projektami, które mają duży walor ekologiczny. Czy możesz pokrótce o nich opowiedzieć?
Marcin Krysiński: Rzeczywiście. Tak się składa, iż znaczna część mojej działalności opiera się w jakiejś mierze na szeroko rozumianej oszczędności zasobów. Tu przede wszystkim wymieniłbym działalność Mihiderki, czyli naszej rodzinnej marki, pod którą oferujemy produkty 100% roślinne. Działamy w kilku kanałach dystrybucji, które wzajemnie się uzupełniają. Już ta działalność oznacza pozytywny wpływ na otaczające nas środowisko, albowiem to właśnie kuchnia roślinna zużywa zdecydowanie mniej zasobów (woda, areały, emisje CH4 i CO2, energia, itd.) w stosunku do tradycyjnych produktów odzwierzęcych.Kolejnym obszarem, w którym staram się aktywnie realizować, jest elektromobilność, czyli korzystanie z aut elektrycznych (mamy ich w naszej organizacji pięć) do realizacji niektórych działań w zakresie transportu/dostawy.
Do tego wszystkiego dysponuję dwiema mikroelektrowniami fotowoltaicznymi, które łącznie produkują ok. 60.000 kWh prądu rocznie. Ten prąd jest całkowicie bezemisyjny, gdyż jest pozyskiwany ze słońca. Dzięki postawieniu własnych słupków do ładowania na moich parkingach, mogę tę energię bezpośrednio wykorzystać do ładowania samochodów elektrycznych. Proekologiczną część mojej aktywności dopełnia zaangażowanie się w promocję własnego stylu życia, szkolenia i audyty w zakresie korzystania z aut elektrycznych i odnawialnych źródeł energii (OZE). Patrząc na to z tej ostatniej perspektywy można powiedzieć, że z tych kilku części – jak z puzzli – układam jeden spójny obrazek. Próbuję też swoich sił w publicystyce.
Gastronomia przeszła bardzo trudny okres w wyniku pandemii. Jak Tobie udało się ten czas przetrwać?
To temat na osobną, bardzo długą opowieść. Skracając tę historię powiem, że ostatnie dwa lata spowodowały kompletne przewartościowanie naszej wcześniejszej strategii działania i rozwoju. O ile przed pandemią (a właściwie lockdownami) chcieliśmy się rozwijać poprzez otwieranie kolejnych lokali w różnych miejscach Polski i nie tylko (prowadziliśmy wstępne rozmowy z zainteresowanymi Mihiderką z innych krajów), o tyle obecnie nasze stacjonarne restauracje są jednym z kilku pionów naszej działalności. Jeszcze w marcu 2020 roku uruchomiliśmy działalność w zakresie cateringu pudełkowego pod marką Mihiderka W Drodze, a następnie nasz internetowy Roślinny Sklepik Mihiderki, w którym można kupić nasze wybrane produkty. Niedługo potem – po spełnieniu licznych formalności – rozpoczęliśmy także dystrybucję stacjonarną do sklepów oraz segmentu HoReCa. Przygotowujemy się także do rozwoju naszej oferty w segmencie dark kitchen i poprzez licencjonowanie naszej marki innym podmiotom działającym na rynku gastronomicznym. Pierwsze testy tych dwóch ostatnich koncepcji wypadły bardzo pomyślnie.
Przetrwaliśmy przede wszystkim dzięki dywersyfikacji oraz ostremu cięciu kosztów, co zrodziło konieczność likwidacji czterech lokali. Zresztą w momencie naszej rozmowy jesteśmy w trakcie zamykania kolejnych dwóch. Także można powiedzieć, że z sieci 10 lokali zredukowaliśmy się do 4. Nie wykluczam, że i one mogą w niedługim czasie podzielić ten los. Cóż, sytuacja, w jakiej zostaliśmy postawieni przez nieudolnych polityków zarządzających naszym krajem, zmusiła nas do takich drakońskich ruchów.
Warto wspomnieć, że istotną rolę w naszej organizacji w tych trudnych czasach odgrywa postawa całej naszej ekipy. Ludzie z którymi współpracuję, wnieśli istotny wkład w cały proces walki o przetrwanie i obecną dywersyfikację. Liczę, że ta droga, którą wspólnie idziemy, zaprowadzi Mihiderkę w te rejony działalności, o których nam się w ogóle nie śniło przed pandemią.
Jakie znaczenie w tym czasie miało dla Ciebie wsparcie w postaci programów rządowych?
Niewielkie. Po części dlatego, że część szczegółów zapisanych w zasadach udzielania wsparcia przez te programy eliminowała większość naszych spółek z możliwości ubiegania się o nie. Wymienię tu przede wszystkim zapisy o „niespełnianiu kryteriów upadłościowych” oraz selektywne kwalifikowanie podmiotów wg tzw. numeru/kod PKD. Niektóre warianty pomocy znalazły jednak zastosowanie w naszej organizacji i tu pewne wsparcie odczuliśmy. Paradoksalnie skutki tych programów zaczynają dawać o sobie znać od mniej więcej pół roku, kiedy to nastąpił zauważalny wzrost cen na rynku. Oczywiście wynika on z bezmyślnego rozdawnictwa pieniędzy w latach 2020-2021, kiedy to różnymi metodami rząd wpuścił na rynek minimum ok. 300 mld złotych pustego pieniądza. O ile w tamtym czasie działania te stworzyły pozór pomocy, to dzisiaj już wiadomo, że były one raczej betonowym kołem ratunkowym dla naszej gospodarki. Od samego początku pandemii proponowałem inne rozwiązania i mimo tego, że w pewnym momencie brałem nawet udział w rozmowach – w ramach grupy reprezentującej gastronomię – z przedstawicielką ministerstwa, to niestety moje sugestie nie znalazły żadnego posłuchu. A szkoda, bo obecna sytuacja pozwala mi sądzić, że coś tam logicznego proponowałem.
W tym kontekście to „wsparcie” ma negatywny wpływ na nas wszystkich i przyjdzie nam za to zapłacić w najbliższym czasie.
A jak z kolei wygląda wsparcie instytucjonalne w temacie ekologicznych sposobów pozyskiwania energii czy rozwoju transportu pojazdami elektrycznymi? Czego jeszcze w Polsce w tym obszarze brakuje?
Przyznam, że wszystkie swoje dotychczasowe inwestycje w tym zakresie zrealizowałem bez jakiegokolwiek istotnego wsparcia ze strony Państwa. Skorzystałem jedynie z możliwości odliczenia od dochodu (PIT) wydatków na moją domową instalację fotowoltaiczną. Mikroelektrownię w firmie oraz zakup 5 samochodów elektrycznych finansuję leasingiem, który został udzielony na normalnych, komercyjnych warunkach. Obecnie – w ramach programu „Mój Elektryk” – będę próbował skorzystać z wstecznego dofinansowania do rat leasingowych dla dwóch spośród tych pięciu pojazdów. Nie wiadomo jednak, czy i kiedy uda się to zrealizować.
Wracając do OZE. Warto zauważyć, że nasz kraj posiada możliwości stałej rozbudowy źródeł energii odnawialnej. Dysponujemy bowiem zarówno obszarami górzystymi (elektrownie wodne, szczytowo-pompowe, fotowoltaika, energia wiatrowa), płaskimi (fotowoltaika, energia wiatrowa), jak i całkiem sporym wybrzeżem (fotowoltaika, energia wiatrowa), gdzie można systematyczne lokować nowe urządzenia. Do tego dochodzi dyskutowana od lat konieczność wybudowania kilku elektrowni atomowych. Taki miks mógłby z czasem doprowadzić do całkowitego uniezależnienia się od węgla, a w dużej mierze do rezygnacji z ropy naftowej jako metody napędzania prywatnego transportu osobowego. Niestety, dojście do tej sytuacji to proces rozłożony na lata, jeśli nie dekady.
Tymczasem wyzwaniem dla naszego kraju staje się tak prozaiczna kwestia, jak rozbudowa sieci ładowarek dla samochodów elektrycznych. Przyrost liczby punktów ładowania nie nadąża obecnie za wzrostem liczby samochodów elektrycznych. Na szczęście, większość ich użytkowników sama zadbała o tę stronę elektromobilności i ładuje swoje auta głównie w domu lub na firmowym parkingu.
Czy możesz opowiedzieć trochę o zaletach, a może również wadach, samochodów elektrycznych – zarówno dla prywatnego użytkowania, jak i zastosowania biznesowego?
Może zacznę od w zasadzie głównej, a w pewnych sytuacjach dość uciążliwej, wady. Jest to czas ładowania. Ze względu na aktualnie dostępną technologię, samochód elektryczny ładuje się znacznie dłużej niż trwa tankowanie samochodu spalinowego. Z tego wynikają dość niepochlebne opinie na temat aut elektrycznych. Tymczasem, w praktyce, przy odpowiednio dostępnej infrastrukturze, kwestia ta nie stanowiłaby istotnego problemu w realizacji codziennych zadań przewidzianych dla samochodów osobowych.
Liczę, że z czasem braki w infrastrukturze zostaną usunięte i wówczas w znacznej mierze zniknie też ta główna uciążliwość dotycząca aut elektrycznych. Połączenie dostępności ładowarek z wysoką mocą udostępnianego przez nie prądu zlikwidowałoby konieczność dłuższych postojów na trasie. Nawet dzisiejsza technologia umożliwia przeciętne uzyskanie prędkości ładowania na poziomie 400-500 km/h, a najlepsze rozwiązania pozwalają na podwojenie tej szybkości. W praktyce oznacza to, że już obecnie można podróżować autem elektrycznym z jednym, dwoma postojami na ładowanie. Oczywiście, osobnym parametrem jest pojemność użytkowa baterii trakcyjnej, która determinuje zasięg danego samochodu. To zresztą kolejny temat-rzeka, do rozwinięcia w osobnym materiale.
Natomiast jeśli chodzi o zalety samochodów elektrycznych, to tutaj lista jest znacznie dłuższa. Wymienię kilka głównych.
Zacznę od samej przyjemności z podróżowania. Brak jakichkolwiek wibracji, hałasów czy innych dźwięków charakterystycznych dla samochodów spalinowych pozwala na znacznie przyjemniejszą jazdę. Osobiście tak bardzo lubię tę ciszę panującą w samochodzie, że często nie włączam nawet radia i delektuję się delikatnym szumem powietrza i opon – jedynym znakiem tego, że w ogóle auto przemieszcza się po drodze.
Kolejnym dużym plusem jest niesamowite wręcz przyspieszenie, jakim dysponuje większość pojazdów elektrycznych. Umiejętnie stosowane zwiększa nasze bezpieczeństwo na drodze, umożliwiając np. błyskawiczne wyprzedzanie, czy włączanie się do ruchu. W dłuższej perspektywie wpływa to także na nasz komfort jazdy, co z kolei przekłada się na mniejszą liczbę błędów popełnianych przez kierowcę.
Oczywiście, auto elektryczne jest ciche także dla otoczenia, co sprawia, że sąsiedzi nie narzekają np. na późne powroty do domu. Już dzisiaj przecież w wielu miejscach stawiane są ograniczenia prędkości wynikające z hałasu, jaki generują silniki spalinowe i wydechy aut na wysokich obrotach. Oznacza to, że eliminujemy tu kolejną uciążliwość klasycznych samochodów.
Następnym atutem jest sama możliwość ładowania aut elektrycznych prądem. Dzięki temu – mając np. fotowoltaikę – możemy w znacznej mierze uniezależnić się od przemysłu naftowego. Jest to udogodnienie także w zakresie zapachów związanych z całym procesem rafinacji i dystrybucji paliw. Co więcej, nawet ostatnie, gigantyczne wzrosty ceny energii elektrycznej okazały się i tak mniej bolesne od podwyżek cen na stacjach benzynowych.
Warto też wiedzieć, że auta elektryczne są zbudowane w oparciu o znacznie mniejszą liczbę części, a takie elementy jak klocki, czy tarcze hamulcowe zużywają się znacznie wolniej. To wszystko wpływa na mniejszy zakres potencjalnych awarii. Doszło do tego, że niektórzy producenci nie przewidują nawet tzw. przeglądów okresowych, zalecając jedynie drobne wymiany płynów eksploatacyjnych.
Pewnie nie wymienię tu wszystkich zalet, bo część z nich to kwestia subiektywnego podejścia, jednak na pewno warto wspomnieć także o bardzo niskich kosztach eksploatacji wynikających zarówno z samej konstrukcji samochodu, jak i metody jego napędzania. Generalnie, koszt przejechania jednego kilometra autem elektrycznym, ładowanym głównie prądem taryfowym, nie przekracza 0,1 zł i stanowi to, z grubsza licząc, ok 20% kosztu benzyny/ropy napędowej. Tu akurat wyliczenie nie jest proste, bo zależy od szeregu parametrów – głównie po stronie auta elektrycznego – jednak podana przeze mnie wartość wystarczająco obrazuje tę zależność.
Auto elektryczne doskonale sprawdza się zarówno w sprawach prywatnych, jak i biznesowych. Różne będą sposoby kalkulowania tych korzyści, jednak – co do zasady – samochód elektryczny jest godny polecenia dla obu tych zastosowań.
Osobiście, troszkę zazdroszczę ludziom stojącym za mną w korku. Nie wdychają żadnych spalin z poprzedzającego, czyli mojego samochodu. Mnie niestety to często się zdarza, gdy stoję za autem spalinowym.
Wiem, że zajmujesz się biznesem ekologicznym z własnego przekonania o jego słuszności. Jak się to wszystko zaczęło?
U nas tradycją rodzinną jest oszczędne podchodzenie do zużycia zasobów. Zawsze staraliśmy się oszczędzać wodę, prąd, czy gaz. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to nie tylko kwestia późniejszych rachunków, ale także tego, iż zasoby te są nierozerwalnie związane z otoczeniem, w którym żyjemy. Zresztą niekoniecznie trzeba specjalnie się interesować np. jakością powietrza, którym oddychamy. Wystarczy przejść się na spacer albo przy głównej drodze, albo na jakimś osiedlu domków jednorodzinnych, żeby się przekonać, że spaliny nie mogą być korzystne dla naszego zdrowia.
Zawsze mi przeszkadzały te zapachy. Dlatego nie mam w domu pieca na węgiel, a już w 2016 roku kupiłem auto z napędem hybrydowym, gdyż chciałem jak najmniej kopcić. Co prawda, okazało się z czasem, że samochód hybrydowy nie ma ekonomicznego sensu, jednak doświadczenia płynące z korzystania z takiego rozwiązania pozwoliły mi na rzeczowe podejście do pojazdów napędzanych wyłącznie energią elektryczną. Już nawet tamten samochód pozwalał na przejechanie kilku kilometrów wyłącznie na prądzie i pojawiała się ta frajda, o której już wspomniałem.
Równolegle nasza sieć restauracji Mihiderka to także efekt tych wcześniejszych postaw. Wiadomo, że motywacja ekologiczna też jest tu istotna, jednak prawdę powiedziawszy, naszym głównym motorem była przede wszystkim chęć upowszechniania idei kuchni roślinnej jako mającej kluczowy wpływ na zdrowie jednostki. Mniejsze zużycie zasobów, a więc pozytywny wpływ na środowisko to dodatkowy bonus naszej działalności. Dzięki wcześniejszym doświadczeniom z elektromobilnością, w momencie pojawienia się Mihiderki W Drodze, śmiało wprowadziliśmy dostawy realizowane na Śląsku autami elektrycznymi. To także wyróżnia nas spośród innych firm.
Co by tu nie mówić, to sądzę, że większość z nas jednak jest świadoma, jakie konsekwencje niesie za sobą np. wyrzucanie nieorganicznych śmieci gdzie popadnie. Podobnie z kwestiami wpływu przemysłu na otaczającą nas przyrodę. Problem w tym, że jednocześnie chyba myślimy, iż zadbać o nią powinni przede wszystkim inni.
A jak to wygląda od strony biznesowej? Czy na projektach ekologicznych da się w obecnych czasach również sensownie zarabiać?
W mojej ocenie, to takie trochę „na dwoje babka wróżyła”. Z jednej strony na pewno da się zarobić, tzn. mieć przychody wyższe od kosztów. Jednak właśnie te koszty – jako zdecydowanie wyższe – istotnie wpływają na ostateczny wynik finansowy danego przedsięwzięcia. Przecież na razie jest tak, że materiały czy technologie nazywane ekologicznymi są znacznie droższe od tych – powiedzmy – klasycznych. A nawet najbardziej wzniosłe idee w końcu wymagają uregulowania rachunków. I tu wchodzi rola prawodawcy, który powinien policzyć globalne koszty związane z niszczeniem środowiska i ustanawiać takie prawa, aby systematycznie wspierać zmianę naszych nawyków na bardziej ekologiczne. Wiem, że jako urodzony zwolennik wolności i minimalizacji zakazów, wspieram tu pewnego rodzaju regulacjonizm państwowy, jednak zwróć uwagę, że naczelnym hasłem wolnościowym jest „moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się twoja”. Oczywiście hasło to ma różne rozwinięcia i warianty, jednak zasadniczo możemy tu skorzystać także z „nie rób drugiemu, co tobie niemiłe” i mamy całokształt uzasadnienia, czym powinien kierować się prawodawca przy wprowadzaniu kolejnych regulacji w tym zakresie. Zresztą, zasady ekonomii nie zawsze mogą być tak po prostu stosowane. W pewnych sytuacjach długoterminowy interes społeczny jest ważniejszy niż krótkoterminowy danej jednostki.
Zatem na bazie tego należy przyjąć, że mimo, iż krótkoterminowo większość moich aktywności nie przynosi na dzień dzisiejszy „sensownych” zarobków, to w dłuższej perspektywie warto tak podchodzić do swoich działań. Po prostu, mam już doświadczenia w tych obszarach, bez których za jakiś czas będzie bardzo trudno funkcjonować. Na marginesie, doświadczenia te właśnie komercjalizuję w ramach aktywności szkoleniowo-audytowej.
Czy są jakieś projekty ekologiczne, w których widzisz jeszcze biznesowy potencjał i rozważasz zajęcie się nimi w przyszłości? A może są takie, które uważasz za atrakcyjne, ale wiesz, że nie znajdziesz na nie już czasu, więc możesz podpowiedzieć je innym?
To co obecnie robię, absorbuje mnie w bardzo dużym stopniu. Jednak liczę, że dzięki swojego rodzaju kompatybilności tych aktywności będę w stanie równolegle rozwijać wszystkie te działalności. Może nawet uda się dorzucić do nich jeszcze działalność publicystyczną, o której w sumie marzę już od jakiegoś czasu. Mam już trochę doświadczenia w tym zakresie i nawet – pochwalę się – niedługo zadebiutuję jako gospodarz kolumny w pewnym branżowym periodyku. Mój pierwszy artykuł jest właśnie w korekcie i niedługo ukaże się na rynku. Chętnie podzielę się swoim życiowym doświadczeniem także z innymi redakcjami. Pisanie bowiem to jedna z tych rzeczy, które od wielu, wielu lat odkładam na potem.
Mając na względzie własne, wskutek lockdownów bardzo skromne możliwości finansowe, nie rozważam już żadnych nowych działalności. Z ogromną radością przyjąłbym jednak pojawienie się wielkich pieniędzy w sektorze elektrowni wodnych i szczytowo-pompowych. Moim zdaniem, Polska jako kraj ma tu wielki potencjał do wykorzystania. Rozwiązania te pozwalają na stabilną, całoroczną produkcję czystej energii, a infrastruktura zbudowana do jej magazynowania (ok. 96% światowego przechowywania energii odbywa się przy pomocy techniki szczytowo-pompowej) pozwoliłaby na rozwiązanie problemów corocznych klęsk hydrologicznych w naszym kraju. Tak to widzę.
Gdzie można więcej dowiedzieć się o tym co robisz i obserwować Twoją biznesową działalność?
Tak się składa, że niedawno założyłem swój kanał na YouTube pod nazwą „Elektryzujące Rozważania Roślinożercy”, gdzie staram się dzielić swoimi doświadczeniami zdobywanymi w codziennym życiu. Na razie są to głównie filmy dotyczące korzystania z samochodów elektrycznych. Kończę jednak budowanie specjalnego studia filmowego, w którym zamierzam nagrywać także filmy o jedzeniu oraz wywiady z osobami, które w jakikolwiek sposób podzielają mój punkt widzenia na przynajmniej jedną z tych spraw, które są mi bliskie. Zrealizowałem już 10 wywiadów – na razie głównie z jednym z lokali Mihiderki – i wydaje się, że są one ciekawe dla odbiorcy. Równolegle mam też podcast pod tą samą nazwą, udzielam się troszkę na Twitterze i od czasu do czasu także na Instagramie. Wszędzie staram się pokazać, że można żyć nieco inaczej i że taka zmiana stylu życia nie powoduje jakichś istotnych ograniczeń czy rezygnacji z komfortu.
W sumie każdemu proponuję spróbować choćby odżywiania się przez jakiś czas wyłącznie kuchnią roślinną. Pozytywne zmiany we własnym organizmie staną się dobrą motywacją do wdrażania kolejnych, także w otaczającym nas świecie.
Marcin Krysiński – absolwent zarządzania Politechniki Wrocławskiej, stypendysta Michigan Technological University. Przedsiębiorca z trzydziestoletnim stażem. Pierwszą firmę założył w 1991 roku. Współtwórca jednego z pierwszych w Polsce internetowych systemów ticketingowych (KupBilet.pl), producent wysokiej jakości biletów na imprezy masowe, założyciel sieci roślinnych restauracji Mihiderka, entuzjasta energii ze źródeł odnawialnych – dysponuje dwoma mikroelektrowniami PV o łącznej mocy 60 kWp, które rocznie produkują ok. 60 MWh prądu, pasjonat elektromobilności – wykorzystuje 5 samochodów elektrycznych w swojej firmie. Prowadzi podcast i kanał na YouTubie, gdzie opowiada o swoich doświadczeniach. Zajmuje się także działalnością szkoleniową i audytorską.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl
![Wspieraj Liberte!](https://liberte.pl/app/uploads/2022/03/16-1.png)