Siłę strachu cyniczni przywódcy wykorzystują od tysiącleci, aby budzić posłuch, konsolidować grupę, mobilizować określoną wspólnotę przeciw innej. Konstrukcja większości religii oparta jest na takiej właśnie prostej emocji: strachu, ale i obietnicy.
Strach to jedna z najpotężniejszych i najmroczniejszych emocji społecznych. Poddawanie się tej emocji jest łatwe i niestety leży w naturze ludzkiej. Strach jest groźny, ponieważ jest społecznie zaraźliwy. O ile informacja X może wzbudzić w nas pewien niepokój, to już widok reakcji ludzi wokół nas na informację X często wzbudza w nas po prostu panikę. Stąd nieracjonalne i emocjonalne krachy giełdowe na rynkach finansowych, kompulsywne kupowanie niepotrzebnych nam produktów, które miałyby zapewnić nam bezpieczeństwo, czy zupełnie nadmierne i nieracjonalne reakcje na zagrożenia średniego szczebla.
Cyniczni magowie
Siłę strachu cyniczni przywódcy wykorzystują od tysiącleci, aby budzić posłuch, konsolidować grupę, mobilizować określoną wspólnotę przeciw innej. Konstrukcja większości religii oparta jest na takiej właśnie prostej emocji: strachu, ale i obietnicy. Większość wielkich religii monoteistycznych dyscyplinuje ludzi strachem przed karą boską i kusi nagrodą w postaci wspaniałego życia w raju, w zamian za postępowanie zgodnie z jej regułami. To nie jest przypadek, że religie monoteistyczne odniosły tak wielki sukces. Ludzka natura świetnie poddaje się strachowi. Tak rządzić jest najłatwiej.
Rządzenie za pomocą strachu prowadzi jednak do niebezpiecznych efektów, nawet jeśli w teorii osobom, które to narzędzie wykorzystują, przyświeca dobry cel. Nieraz słuchamy przecież pesymistów ponuro oceniających naturę ludzką, powtarzających, że aby ludzie postępowali właściwie, muszą bać się kary, najlepiej wymierzonej przez istotę nadprzyrodzoną. Nie wdając się w dyskusję o tym co oznacza „właściwie”, ani nie odbierając niektórym z owych pesymistów pozytywnych zamiarów, trzeba podkreślić, że droga, którą chcą obrać „zarządzając” społeczeństwem, jest niezwykle niebezpieczna. Po pierwsze pesymistyczna ocena natury ludzkiej działa jak samospełniająca się przepowiednia, wywołuje u rządzących działania, które nakręcają właśnie tę mroczną stronę człowieka. Po drugie, odbiera ona obywatelowi/rządzonemu trzeźwość oceny sytuacji, racjonalizm, poleganie na własnych odruchach moralnych i własnej intuicji. Obywatel ma się bać i być posłuszny określonemu autorytetowi. To czyni go bezbronnym. Co więcej, problem z niszczeniem samodzielnego myślenia polega na tym, że niezwykle łatwo jest wówczas zastąpić naszego „pozytywnego pesymistę”, który w ten sposób chce czynić dobro, kimś kto w podobnych szatach będzie głosił niezwykle szkodliwe idee. Nie musimy z resztą daleko szukać. Na naszych oczach w tej roli Jana Pawła II zastąpił dziś dla setek tysięcy Polaków ojciec Tadeusz Rydzyk. Efekt ten nie powinien zaskakiwać, obietnicą takiego efektu jest obrana metoda. W przeszłości przecież to zjawisko zachodziło nadzwyczaj często, wspomnijmy tylko naiwną i nieziszczalną, ale w założeniach piękną idee równości braterskiej komunizmu i proste zastąpienie jej przez masowe czystki oraz zbrodnie Józefa Stalina.
Strach jest więc narzędziem do odbierania nam trzeźwego osądu sytuacji, samodzielności i racjonalności myślenia. To nie pozostaje bez konsekwencji, o czym powinien pamiętać każdy lider, który postanawia budować się na strachu. Ponadto, istnieje granica, po której ludzie mają po prostu dość wiecznego strachu i pragną nadziei, intuicyjnie wiedzą, że to co najpiękniejsze buduje się na nadziei, a nie na strachu. Wielokrotnie w historii obserwowaliśmy głęboko humanistyczny bunt ludzi przeciw strachowi.
Strach a przewidywanie zagrożeń
Oczywiście na świecie istnieje niezliczona liczba niebezpiecznych zjawisk, którym trzeba przeciwdziałać. Historia uczy nas o tym niezwykle boleśnie. To jedno z oczywistych zadań liderów i przywódców. Wielu powie, że strach to naturalna emocja, która broni nas przed zagrożeniami. Niestety z całą stanowczością trzeba podkreślić, że tak nie jest. Strach to emocja pierwotna, która sprawdza się (również nie zawsze) w przypadku sytuacji odpowiadającym wyzwaniom z jakimi człowiek mierzył się w naturze. Strach, szybka emocja, może słusznie podpowiedzieć zejście z drogi grupie głośnych kiboli, ale nie jest odpowiedzią na skomplikowane mechanizmy dzisiejszego świata.
Dlatego tak ważne jest, aby współcześni liderzy, podejmując dalekosiężne decyzje dotyczące odpowiedzi na różnorodne zagrożenia, kierowali się racjonalną analizą danych, skutkami konkretnych kroków, odpowiednikami historycznymi, a nie emocją strachu. Wyzwanie wykluczenia strachu ze sposobu podejmowania przez nas decyzji jest trudne emocjonalnie, lecz powinno być uniwersalną kompetencją dobrego lidera. Wykluczenie strachu nie oznacza lekceważenia zagrożenia, oznacza próbę współmiernej odpowiedzi.
Polska polityka jest dziś cała oparta na strachu
III RP była państwem budowanym na nadziei, ale gdzieś z czasem nadzieję w polityce zastąpił strach. Zauważcie Państwo, że nadzieja lepszego, dostatniego życia, wolności, integracji z Zachodem, swobodnego podróżowania, gospodarowania, bezpieczeństwa w NATO, która była motywem przewodnim polskiej polityki w latach 90-tych i do 2004 roku, w zasadzie została zastąpiona przez strach. Prawo i Sprawiedliwość konsekwentnie buduje swoje poparcie na strachu przed różnymi grupami: łże-elitami, kastą sędziów, mniejszościami seksualnymi, tymi którzy chcą „zniszczyć” Kościół, imigrantami, lewakami – można wymieniać bez końca. Niestety wbrew naszej intuicji opozycja od lat nie wypada w tym rankingu o wiele lepiej. Jesteśmy regularnie straszeni PiS-em, wyjściem z Unii Europejskiej, łamaniem praworządności (cały Komitet Obrony Demokracji był również oparty na strachu i obronie reduty) – znów wymieniać można długo. Sygnał do takiej polityki dał sam Donald Tusk w słynnej debacie, strasząc „małym pistolecikiem” Jarosława Kaczyńskiego. Jako wyborca opozycji oczywiście zgadzam się z diagnozą i fatalnymi skutkami polityki partii rządzącej – lęki opozycji nie są wyssane z palca, lecz realne. Ale w ten sposób nie daje się budować skutecznej narracji politycznej. Niestety prowadzenie ludzi w przestrzeni publicznej w oparciu tylko o strach i sprzeciw, prowadzi do określonych negatywnych skutków mentalnych. Społeczeństwo, które nie jest napędzane nadziejami i planami, lecz tylko strachem i wzajemnym sprzeciwem dwóch głównych obozów politycznych, będzie skazane prędzej czy później na dotkliwą porażkę. Używanie jedynie strachu to zła droga, tym bardziej, że od wielu lat opozycja nie jest nawet w stanie wskazać „raju”.
Niestety, jestem przekonany, że sytuacja polityczna w Polsce zmieni się dopiero wtedy, gdy opozycja zamiast polityki strachu zaoferuje politykę nadziei. Nie wiem czy znamy już takiego przywódcę, który będzie w stanie zaoferować to Polakom. Widzimy pewne próby szczególnie ze strony jednego z nowych liderów, ale czy będą one już teraz skuteczne? Nie wiem. Ale z każdym dniem obserwacji polityki jestem silniej przekonany, że nie zaoferuje tego nikt z zasłużonych liderów pokolenia transformacji. Oni dziś zainteresowani są pozostawieniem po sobie świadectwa moralnego w starciu ze złem, zamiast ryzykować formułowaniem nowej, nieszablonowej obietnicy. Wielu z nich swoim działaniem przeszło już do annałów historii, wiedzą i czują, że nie będą już rywalizować o realną władzę. Problem polega na tym, że swoim autorytetem i szantażem moralnym zbyt często blokują całe swoje byłe formacje. Ludzie oczekują dziś nadziei na realną zmianę, a jej nie otrzymują, bo nie to jest osobistym celem historycznych, ale niestety nadal faktycznych liderów czołowych formacji opozycyjnych.
Globalizacja dobrych i złych emocji
Trudno już dziś wyciągać wnioski z trwającej globalnie pandemii. Ale jedno widać szczególnie jasno. Nastąpiła nieprawdopodobna historycznie globalizacja oraz przyspieszenie rozprzestrzeniania się dobrych i złych emocji. To niesie ze sobą poważne reperkusje. Ktoś może powiedzieć, że szybciej możemy reagować na różne zagrożenia. To prawda. Ale istnieje ponura, druga strona tego medalu. Groźne i trudne do opanowania negatywne emocje, strach – uwalniają się i rozprzestrzeniają z prędkością, której nikt nie jest w stanie dziś kontrolować. Globalna reakcja na pandemię w ogromnej większości państw świata oparta była na wielkim strachu, moralnym szantażu wobec polityków i replikowania podobnych recept na zasadzie naśladownictwa, a nie analizie danych. Panice, a nie przemyślanej strategii. Nie chce przez to powiedzieć, że pandemia COVID-19 nie jest poważnym zagrożeniem. Jest, bezdyskusyjnie. Ale poważne zagrożenie nie powinno legitymizować każdego działania w imię walki z nim. Powiedźmy sobie szczerze, kraje Zachodu były nieprzygotowane na zagrożenie epidemiczne, więc w panice podjęły kroki o niewiadomej skuteczności, a o ogromnych skutkach ubocznych. Nie podejmowały tych decyzji na podstawie danych, lecz strachu.
To niezwykle niebezpieczne zarówno dziś w przypadku stawiania czoła pandemii, jak
i w nieprzewidywalnej liczbie przypadków w przyszłości. Już dziś rosnąca liczba ekspertów jak np. Alvaro Vargas Llosa wskazują, że najskuteczniejsze okazują się być strategie tych państw, które wcale nie narzuciły najsurowszego „lockdownu”, lecz potrafią sprawnie działać na odpowiednich odcinkach. Tymi państwami są: Korea Południowa, Niemcy i Szwecja. Państwa na tyle sprawne, że potrafią precyzyjnie używać skalpela zamiast machać piłą łańcuchową. Globalnie wygrają prawdopodobnie zaś ci, którzy zachowają największą możliwość finansowania szerokich programów walki z epidemią, jak masowe testowanie, kosztowna ochrona grupy najbardziej narażonych i przystosowanie społeczeństw do życia z wirusem. Pandemia może trwać. Jeśli uda nam się ją opanować w przyszłości dzięki szczepionce i nowym lekom, mogą nam przecież grozić kolejne. Pamiętajmy też, że na jedną z chorób wywołaną przez innego koronawirusa – mam tu na myśli AIDS – nie znaleźliśmy szczepionki, ani w pełni skutecznego leku od ponad 30 lat!
Jak walczyć z epidemiami strachu? To jedno z największych wyzwań dla przywódców XXI wieku. Jak unikać samonakręcających się spirali strachu, które prowadzą społeczeństwa i rządy do podejmowania błędnych i fatalnych w skutkach decyzji? Sądzę, że to jedno z największych i najważniejszych pytań, jakie pozostawi po sobie pandemia. Czy możemy w jakiś sposób budować społeczne nawyki zapobiegające epidemiom strachu? Intuicyjnie czuję, że odpowiedź trzeba będzie oprzeć na budowaniu nawyków, jak świetnie i trafnie opisał to Charles Duhigg. To jedna z największych, wciąż niedocenianych broni do skutecznego kształtowania zachowań społecznych.
Na koniec prof. Marcin Król: „Czy strach jest zatem uzasadniony i usprawiedliwiony? Nie, nie wolno się bać. Im bardziej zapanujemy nad naszym życiem, tym mniej się będziemy bali. (…) Teraz jest dobry czas, żeby się zastanowić, co z sobą samymi zrobimy za czas pewien. Czy pozostaniemy w szponach strachu, czy raczej wyzwolimy się od niego planując racjonalne działania. (…) Nie wolno się bać także dlatego, że strach cieszy każdą władzę, bo rządzić jej łatwiej.
Nie wolno się bać, bo strach to choroba na śmierć. Rozumieć to należy tak, że strach zabija w nas inne emocje, uniemożliwia myślenie i w rezultacie doprowadza nas do stanu permanentnej depresji. Nie wolno się bać, bo to my panujemy, powinniśmy panować nad otaczającym nas światem, a nie on nad nami.
Strach niszczy wszystko. A przede wszystkim nas samych i całe życie publiczne. Mówiliśmy, że demokracja wymaga ryzyka, odwagi, silnych pozytywnych emocji. Strach niszczy wszelką nadzieję. Także na odrodzenie demokracji. Łatwo ze strachu się wytłumaczyć, ale właśnie dlatego strach jest tak niebezpieczny. Nie bójmy się, niech inni się boją, ale my nigdy”.
