Nieodpowiedzialność to słowo-klucz w opisie środowiska „Krytyki Politycznej”. Nieodpowiedzialność tym bardziej niebezpieczna, że „krytyka” skutecznie uwodzi młode i stare elity polskiego życia społeczno-politycznego.
Autorytety, które promuje „Krytyka Polityczna”
Każda nowa formacja buduje swoją linię ideologiczną w oparciu o autorytety historyczne i współczesne, które mają być podwaliną i uzasadnieniem dla ofensywy światopoglądowej. Najlepiej również, kiedy są to postaci niezagospodarowane, nowe – które wniosą w intelektualną dyskusję świeży ferment. To strategia oczywista i skuteczna. „Krytyka Polityczna” teoretycznie ją doskonale wdraża. Problem jednak w tym, na jakich ludzi i o jakich poglądach redakcja pisma się powołuje, na kim buduje swoją popularność. A poza tym – w jaki sposób interpretuje poglądy znanych ludzi i autorytetów. Przykłady? Slavoj Žižek. „Krytyka Polityczna” kreuje na swojego guru ironicznego marksistę, który potrafi, w dzisiejszych czasach, pozytywnie komentować Rewolucję u bram, czyli samego Włodzimierza Iljicza Lenina. To wiedza powszechna, ale jakoś wszyscy przechodzimy nad tym do porządku dziennego, traktując to jako intelektualną fanaberię Sławomira Sierakowskiego. Dla wielu jest to w porządku, bo Žižek ironizuje, zabiera nas w intelektualną podróż, nie pisze o Leninie w stu procentach na poważnie. Ale czy analogicznie przeszlibyśmy spokojnie nad promowaniem Mein Kampf przez „Frondę”, nawet jeśli byłoby to czynione z przymrużeniem oka? To porównanie jest oczywiście mocną prowokacją, ale mam nadzieję, że wywoła u czytelnika uzasadnioną refleksję.
Moje głębokie wątpliwości budzi też zawłaszczanie przez „Krytykę Polityczną” osoby Jacka Kuronia. Nieustanne kreowanie Kuronia na wroga kapitalizmu wydaje się być pewnym nadużyciem. Przykładem takiego agresywnego ukazywania słynnego ministra pracy tylko w jednym świetle była dyskusja zorganizowana przez KP w Muzeum Sztuki w Manufakturze w Łodzi z udziałem Jacka Żakowskiego i Michała Sutowskiego. Obaj panowie konsekwentnie podkreślali jedynie przemyślenia Kuronia z ostatnich lat jego życia. Trochę tak jakby nie istniał okres jego realnego działania politycznego. Jacek Kuroń, mąż stanu i polityk racjonalny, osłaniał przecież reformy Leszka Balcerowicza po roku 1989. Kuroń oczywiście wyróżniał się wysoko rozwiniętą empatią i wrażliwością społeczną i bronił najsłabszych. Jednak w momencie gdy trzeba było stanąć ramię w ramię z Balcerowiczem po roku 1989, czyli w czasie wielkich reform, zrobił to. Czy oznacza to, że stracił wrażliwość społeczną? Jest to jedynie dowód na mądrość polegającą na świadomości nieuniknionego nadejścia zmian oraz świadomości, że te kapitalistyczne zmiany, choć początkowo trudne, w końcu zaowocują. Tak też się stało. Trudno dziś kwestionować skok cywilizacyjny, jaki wykonała Polska w porównaniu z rokiem 1989. W tym kontekście Kuroń wykazał się ogromną odpowiedzialnością i mądrością w okresie przełomu. Warto, żeby „Krytyka”, słusznie przypominając biografię Jacka Kuronia, starała się to czynić obiektywnie i aby zdobyła się na komentowanie jego życia w oderwaniu od swojej linii ideowej. Chociażby z szacunku dla jego osoby.
Czy Kuroń był faktycznie liberałem, czy socjalistą? Sądzę, że nadawanie takich łatek w przypadku tak skomplikowanej biografii nie ma żadnego sensu. Należy jednak podkreślić, że wielu liberałów jest wrażliwych społecznie, wbrew temu, co usiłują nam wmówić oponenci. Różnica między liberałami a radykalną lewicą polega na tym, że liberałowie chcą dać ludziom realne narzędzia do poprawy ich sytuacji, zamiast podtrzymywać sytuację zależności od państwowej jałmużny. Sądzę, że dążenie do upodmiotowienia człowieka powinno być celem samym w sobie. Rozmawiać należy o środkach. Natomiast nowa lewica debatując w Nowym Wspaniałym Świecie, popijając „drinki na studencką kieszeń” w centrum Warszawy, kalkuluje, jak zwiększyć zasiłek socjalny „z upokarzającego na trochę mniej upokarzający”, twierdząc, że wtedy biedna osoba stanie się szczęśliwsza. Myślę, że nasza „nowa lewica” nieczęsto miała osobiście styczność z prawdziwą biedą, o której tyle mówi.
Lekceważenie oddolnych inicjatyw
Warto sięgnąć w tej subiektywnej analizie „Krytyki” do artykułu Doroty Szelewy i Michała Polakowskiego pt. Liberalny populizm – o reformie polityki społecznej w Polsce z XXII numeru „Krytyki Politycznej”. Już na początku swojego wywodu autorzy pozwalają sobie na dość ironiczne potraktowanie zagrożenia, jakie stoi przed Polską, czyli zjawiska rosnącego długu publicznego państwa. Od początku sugerowane jest więc w artykule, że dbałość o stabilizację finansów jest fanaberią „liberalnego populizmu”. Trudno o bardziej nieodpowiedzialny wstęp do artykułu, który ma traktować o całościowej wizji polityki społecznej państwa. Jeśli politykę ową kształtować mają ludzie, którzy na wstępie, przy definiowaniu założeń strategicznych, biorą w nawias żelazną zasadę stabilności państwa, wniosek powinien być jeden – ta wizja polityki społecznej może być niebezpieczna.
Niestety, im dalej brniemy w artykuł Szelewy i Polakowskiego, tym gorzej. Zacytuję: „Po drugie wskazujemy na źródło wielu niepowodzeń, które były konsekwencją decyzji podjętych w latach 90. Decyzje te można określić mianem „liberalnego populizmu”, czyli nieuzasadnionej wiary w samoistność procesów o charakterze oddolnym. Mowa o liberalnym dogmacie nakazującym szukać źródeł zachowań społecznych w automatyzmie reakcji jednostek funkcjonujących na zasadzie maksymalizacji zysków, jak również o ewentualnej >samoorganizacji< czy też >samopomocy< społeczeństwa obywatelskiego”. Niechęć do liberalizmu przysłania autorom fakty. Zdolność ludzi do samoorganizacji, czy to w formie tworzenia własnych firm, czy organizowania podmiotów społeczeństwa obywatelskiego, nie jest żadnym „liberalnym dogmatem”. Jest faktem. Historia Polski ostatnich dwudziestu lat kapitalnie pokazuje, jak sprawnie mogą działać obywatele, jeśli damy im wolność i przestrzeń do swobodnego gospodarowania. W Polsce działają setki mniejszych i większych organizacji pozarządowych, które bez żadnych nakazów z góry, z własnej inicjatywy, wykonują dla społeczeństwa fantastyczną pracę (nawet jeśli, jak słusznie zauważa Agnieszka Graff, występują przypadki organizacji, które w pogoni za grantami tracą z oczu swoją misję). Trzeba być dogmatycznie zaślepionym, żeby nie dostrzegać tego powszechnego zjawiska. Ono rozwija się od najniższego szczebla, od stowarzyszenia samopomocy w wiejskiej gminie, po wielkie i wspaniałe akcje, jak choćby sztandarowa Jerzego Owsiaka. Od kwestionowania skuteczności oddolnej organizacji ludzi do ograniczania ich wolności jest tylko krok. Krok, którego prawdopodobnie nigdy nie uczynią autorzy tego tekstu, ale cyniczni gracze, którzy wykorzystają drogę, jaką być może nawet nieświadomie KP przygotowuje im swoją propagandą „Krytyka Polityczna”.
Mało którzy liberałowie w XXI wieku w ogóle kwestionują potrzebę prowadzenia przez państwo polityki społecznej. W Polsce niezwykle potrzebna jest dyskusja o jej założeniach, bo dziś jest ona nieefektywna i nieskuteczna. Problem polega na tym, że środowiska takie jak KP, pod płaszczem dyskusji o polityce społecznej, podważają podstawowe zasady funkcjonowania nowoczesnego państwa kapitalistycznego. Gospodarki opartej właśnie na oddolnej inicjatywie małych i średnich przedsiębiorstw, energii i odpowiedzialności ludzi. To bardzo niebezpieczne. Politykę społeczną w Polsce trzeba zmieniać. Należy zreformować sposób dystrybucji środków transferowanych przez państwo w ramach polityki społecznej. Dziś ogromna część tej pomocy (80% – za prof. Witoldem Orłowskim) nie jest rozdzielana na podstawie kryterium dochodowego. Powoduje to, że transfery społeczne trafiają nie tylko do naprawdę potrzebujących, ale również do ludzi zamożnych. Politykę społeczną trzeba ukierunkować na dawanie ludziom narzędzi do wychodzenia z biedy, a nie konserwowanie biedy państwową jałmużną – jak dzieje się to dzisiaj. Należy skończyć z nieuzasadnionym uprzywilejowaniem niektórych grup społecznych czy zawodowych kosztem innych. Sytuacja, w której młody absolwent uczelni wyższej albo kioskarz musi dziś płacić na wcześniejszą emeryturę policjanta czy agenta CBA, który jest w pełni zdolny do pracy, jest nie do zaakceptowania. Wydaje się zasadne, aby środowiska lewicowe, środowiska którym leży na sercu zasada prawdziwie równych szans, podjęły te realne problemy, zamiast podważać mechanizmy, które sprawnie działają. Na przykład założenia reformy emerytalnej, która miała doprowadzić do stabilizacji budżetu, rozłożenia ryzyka wysokości emerytur na kilka sektorów i wreszcie sprawiedliwego związania wysokości emerytury z czasem pracy i realnie odłożonymi środkami. Reformę emerytalną należy dokończyć i wyeliminować z niej błędy, które istnieją dziś w systemie. Ale nie należy niszczyć jej słusznych założeń wyjściowych. Niestety, autorom tekstu oczywiście łatwiej jest uderzać w mitycznych „liberalnych populistów” i Bank Światowy.
Odpowiedzialność za swoje wybory polityczne
„Krytyka Polityczna” jest jednym z tych środowisk, które cechuje dość bezrefleksyjna ocena dwóch partii politycznych walczących dziś o władzę, czyli PO i PiS. KP w swojej retoryce nie potrafi różnicować partii polskiej prawicy, a kiedy już to czyni, wprawia w osłupienie, bo popiera PiS. KP to środowisko często głuche na argumenty, niezdolne do dostrzegania odcieni szarości. Świetnie obrazowała to kampania prezydencka i stosunek redakcji do Komorowskiego i Kaczyńskiego. Słowa wypowiedziane podczas kampanii pod adresem Bronisława Komorowskiego przez Kingę Dunin głęboko mnie zdziwiły. Dunin o Komorowskim: „To taki anachroniczny, patriarchalny typ, który do współczesnych czasów zupełnie nie pasuje. Te opowieści o hrabiowskich korzeniach, taki hrabia Zcałejpolski…”; „Ciemnogród: neoliberalny, egoistyczny, zachłanny. Uważam nawet Platformę Obywatelską za groźniejszą, niż te fundamentalistyczne kręgi stojące za Kaczyńskim”. Publicystka „Krytyki” wręcz jednoznacznie poparła Kaczyńskiego. Warto, żeby wszyscy ludzie zafascynowani fenomenem „Krytyki Politycznej” o tym pamiętali. Wielokrotnie krytykowaliśmy na łamach „Liberté!” konserwatyzm i zachowawczość Platformy Obywatelskiej. PO jest dziś niestety przeszkodą na drodze do realizacji ważnych reform w Polsce, które sama niegdyś postulowała. Uważamy jednak faktyczne nawoływanie do głosowania na PiS zamiast na PO, w sytuacji kiedy zostają na polu bitwy tylko kandydaci tych dwóch partii, za skrajną krótkowzroczność. Odpowiedzialne środowisko polityczne nie może hołdować zasadzie „im gorzej tym lepiej”. Polityka to sztuka kompromisów, która wymaga czasem wyboru mniejszego zła, aby nie dopuścić do rządów naprawdę szkodliwych dla kraju. Jeśli ktoś tej zasady nie rozumie, nie powinien uprawiać polityki.
Salon towarzyski, nie ideowy
Konkretnie chodzi o obecność w „Krytyce Politycznej” Cezarego Michalskiego. Michalski, publicysta o niewątpliwie bardzo szerokich horyzontach intelektualnych, przebył ogromną ewolucję światopoglądową. To publicysta, który znany był jako jedna z czołowych postaci prawicowej grupy tzw. „pampersów”. Przypomnieć można, że swego czasu dużo publikował we „Frondzie” czy „Arcanach”. Zasłynął m.in. z wprowadzenia na antenę Wojciecha Cejrowskiego i programu „WC Kwadrans” podczas pracy w publicznej telewizji. Następnie był wicenaczelnym „Dziennika Polska Europa Świat”, który w tamtym okresie dryfował pomiędzy poparciem dla PiS a PO. W końcu, ku zaskoczeniu wszystkich, Michalski trafił do redakcji „Krytyki Politycznej” i ogłosił się postępowym, lewicującym liberałem. Konia z rzędem temu, kto mi powie, jaki jest cel, myśl przewodnia długofalowej działalności publicznej Cezarego Michalskiego. Oczywiście Michalskiego można w uzasadniony sposób bronić. Autorytety ważne dla „Liberté!” jak Geremek czy Kołakowski przeszli przecież długą drogę od marksizmu do zwolenników liberalnej demokracji. Ich droga w żaden sposób nie umniejsza ich dokonań. Chciałbym jednak, aby Michalski w przekonujący sposób uzasadnił swoją przemianę, jak np. uczynił to swego czasu prof. Hartman (Dlaczego przestałem być konserwatystą, „Liberté!”, numer I). Naprawdę ciekawym pytaniem jest jednak to, dlaczego teraz „liberał” Michalski znalazł się „Krytyce Politycznej”, która za liberałami przepada średnio, i do tego stał się jej apologetą? Przykre, bo wydaje się, że KP dobiera sobie współpracowników na zasadzie towarzyskiej, a nie programowej.
Jak bez klasy uciekać od problemów
Artykuł pt. Nie Łódźmy się, którym pisarz i publicysta „Krytyki” Tomasz Piątek po trzech latach pomieszkiwania pożegnał się z Łodzią, po czym wyjechał do Warszawy, jest moim zdaniem kwintesencją pseudolewicowych ideałów niektórych przedstawicieli KP. Gorzki artykuł pokazywał w przejaskrawiony sposób problemy Łodzi. Miasto zostało opisane jako miejsce, w którym: „Zostali tylko ci, którym coś bardzo utrudniało mobilność: matki z dziećmi, emeryci, alkoholicy”, a główna ulica miasta, Piotrkowska, jako: „jedna wielka zarzygana pijacka kebabiarnia, bankrutująca zresztą”. Nie chodzi tutaj o samą ocenę miasta. Łódź ma wiele bardzo realnych, poważnych problemów. Piątek opisał je w brutalny i w moim odczuciu obraźliwy i nieobiektywny sposób. Jednak zasadniczy problem z pamfletem Piątka leży gdzieś indziej. Jakże łatwo jest pisać takie rzeczy, kiedy ucieka się z miejsca, w którym się mieszkało. Jak łatwo jest odciąć się od tej brudnej i strasznej Łodzi, usiąść sobie w salonie KP na Nowym Świecie i przy lampce wina opisywać, jak fatalnie jest w tej „tonącej w gnoju” Łodzi. Jak to tylko lewicowa rewolucja w polskim państwie może to zmienić. Przepraszam, ale ja dziękuję bardzo za taką „kawiorową lewicę”. Zawsze uważałem, że ideą, która uosabia prawdziwą pracę na rzecz społeczności, jest pozytywizm. Pozytywizm, prawdziwa troska nie zakłada dezercji, bo brzydko pachnie w bramie w której mieszkam, tylko pracę w danej społeczności na rzecz poprawy jej sytuacji. Prawdziwa lewicowa postawa to np. praca organizacji Białe Gawrony, która prowadzi świetlicę środowiskową na bardzo trudnej społecznie ulicy Wschodniej. Różnica pomiędzy liberałami a nową lewicą polega na tym, że my chcemy realnie pracować dla miasta, które ma poważne problemy. Mimo wielu przeciwności wydajemy „Liberté!” w Łodzi i będziemy to robić niezależnie od kolejnych trudności i zawirowań. Moi liberalni przyjaciele z „Liberté!” czy Projektu: Polska tutaj zakładają własne firmy, tutaj pracują, tutaj płacą podatki, tutaj odnoszą swoje „małe”, ale jakże znaczące, bo osiągane właśnie w Łodzi, sukcesy. Bo my wiemy, że tylko w taki sposób można to miasto uratować. Pracą u podstaw i przedsiębiorczością, a nie ucieczką w kiepskim stylu i narzekaniem z daleka. Postawa Tomasza Piątka jest dla mnie kwintesencją społecznej nieodpowiedzialności, braku stylu i zaprzeczenia lewicowym ideałom.
Życzę „Krytyce Politycznej”, aby miała w swoich szeregach mniej ludzi niewielkich duchem, a wielu wspaniałych. Bo w szeregach tej redakcji można spotkać wiele bardzo ciekawych postaci. Życzę odpowiedzialności. Życzę też „Krytyce Politycznej”, aby rację wobec niej miał Adam Michnik, który w wywiadzie dla „Liberté!” stwierdził, że część tego środowiska będzie intelektualnie ewoluować w stronę liberalnego centrum. Chciałbym, aby tak się stało i aby tacy ludzie nadawali ton „Krytyce Politycznej”. Wtedy być może będziemy mieli szansę się spotkać i razem zmieniać Polskę. Wydaje się jednak, że przed nami długa droga. Warto jednak na tej drodze prowadzić szorstki dialog. Może być rozwijający dla obu stron.