Obecnie jednym z najpopularniejszych wśród młodych ludzi świąt są w Polsce walentynki. Święto związane jest z postacią św. Walentego, który miał być jednym z rzymskich męczenników. Problem w tym, że jest on postacią fikcyjną i nigdy on nie istniał.
Po raz pierwszy św. Walenty wspominany jest w średniowieczu. Co prawda Liber Pontificalis przypisuje budowę Basilica S. Valentini extra Portam biskupowi Rzymu Juliuszowi (337-352), ale w odniesieniu do I-IV wieku to źródło jest kompletnie niewiarygodne. Św. Walentego brak jest na najstarszej rzymskiej liście męczenników znajdującej się u Chronografa z 354 roku. Do ukształtowania się legendy św. Walentego przyczyniła się skompilowana ok. 1260 roku Złota legenda Jakuba de Voragine. Dopiero w norymberskiej kronice z XV w. odnajdujemy wszystkie podstawowe elementy narracji związanej z tym męczennikiem. Według średniowiecznych opowieści święty Walenty był lekarzem i został zabity podczas prześladowań chrześcijan, które nastąpiły za panowania Klaudiusza II w 269 roku. Cesarz miał zakazać małżeństw małżeństw młodym mężczyznom, aby byli lepszymi żołnierzami. Mimo tego Walenty udzielał ślubów i trafił za to do więzienia. Tam zakochał się w niewidomej córce strażnika, która pod wpływem jego miłości odzyskała wzrok. Cesarz jednak, opanowany gniewem na Walentego, wydał nań wyrok śmierci.
Wszystkie fakty z legendarnego żywota św. Walentego są jednak niewiarygodne i w kontekście źródeł historycznych absurdalne. Za panowania Klaudiusza II (268-270) nie prześladowano chrześcijan. Wywodzący się z armii władca był zajęty walkami prowadzonymi z Gotami na Bałkanach. Zapoczątkowane w 257 roku prześladowanie chrześcijan przez cesarza Waleriana zostało zakończone w 260 r. przez jego syna Galiena. Ten ostatni cesarz nie tylko zapoczątkował faktyczną tolerancję chrześcijaństwa, ale także nakazał zwrócić Kościołowi skonfiskowane majątki. Przez następne czterdzieści lat (do 303 r.) chrześcijanie nie byli niepokojeni przez państwo rzymskie, a Kościół mógł w spokoju rosnąć, konsolidować się i wrastać w siłę. Cesarze zajęci byli odpieraniem najazdów barbarzyńców, którzy łupili przygraniczne prowincje, dlatego nie zaprzątali sobie głowy chrześcijaństwem. Zastanawiające, dlaczego wymyślano męczenników dla czasów, w których nie prześladowano chrześcijan. Było to rezultatem rozpowszechnienia się w drugiej połowie IV wieku kultu męczenników, który wcześniej praktycznie nie istniał (jedynym jego świadectwem jego jest pochodzący z II w. tekst pt. Męczeństwo św. Polikarpa), a wybuchł w połowie IV wieku. Z jednej strony stanowiło to odwołanie do chwalebnej przeszłości chrześcijaństwa, a z drugiej wynikało ze zmiany, jaka zaszła w obrębie samego Kościoła. W okresie małego pokoju Kościoła (260-303) i po panowaniu Konstantyna Wielkiego chrześcijaństwo przyjęło wielu nowych wyznawców. Mieli oni pogańskie korzenie i wnieśli do Kościoła wiele ze swojej obrzędowości. W tym czasie w Kościele rozpowszechnił się nie tylko kult męczenników, ale też kult maryjny, świętych oraz pielgrzymki. Oczywiście, problemem nie był fakt, że wcześniejszy brak kultu męczenników nie skłaniał do pamięci o nich. W drugiej połowie IV w. i w V w. wielokrotnie w „cudowny” sposób odkrywano relikwie świętych. Sami chrześcijanie śmiali się, że kiedy przypadkowo odnajdywano ludzkie kości, to ludzie widzieli w nich relikwie. Każda kolejna lista męczenników czczonych przez Kościół (martyrologia) wydłużała się o nowe, wcześniej nieznane, imiona. Nowym wymyślonym męczennikom kazano dawać świadectwo swojej wiary zarówno dla czasów, gdy faktycznie prześladowano chrześcijan, jak dla i tych, w których panował pokój, gdyż wszystkich pogańskich cesarzy zaczęto postrzegać jako prześladowców.
Oczywiście, wymyślone w średniowieczu „fakty” dotyczące św. Walentego są równie absurdalne jak datowanie jego „męczeństwa” na rządy Klaudiusza II. Władca nie zakazał małżeństw młodym mężczyznom, w rzymskich uroczystościach ślubnych nie potrzebowano kapłanów, a śluby kościelne pojawiły się dopiero w średniowieczu. Nie bez powodu w 1969 roku papież Paweł VI oficjalnie usunął św. Walentego z listy świętych wspominanych podczas liturgii. Tym samym św. Walenty dołączył do licznego grona fikcyjnych świętych (np. święty Mikołaj, Krzysztof, Barbara, Jerzy czy Tekla) nieuznawanych przez Kościół katolicki.
Geneza samych walentynek jest niejasna. Część badaczy mówi o przejęciu rzymskiego pogańskiego święta oczyszczenia i płodności Lupercalia, podczas którego młodzi mężczyźni ubrani jedynie w opaski biegali po Rzymie i smagali napotkanych ludzi biczami. Kobiety nie uciekały przed tą osobliwą przyjemnością, gdyż wierzono że owe baty sprzyjają szczęśliwemu poczęciu i porodowi. Święto było obchodzone przez Rzymian do końca V wieku. Tyle, że owe uroczystości miały miejsce piętnastego a nie czternastego lutego. Dlatego chyba bezpieczniej zakładać jest późno średniowieczną lub renesansową metrykę walentynek. Być może po raz pierwszy utożsamiono św. Walentego ze świętem zakochanych w twórczości żyjącego w XIV w. Geoffreya Chaucera (choć nie jest jasne, o którym świętym Walentym pisał poeta). Miłosny wiersz z okazji dnia św. Walentego napisał francuski arystokrata Karol ks. Orleanu, który od 1415 r. znajdował się w angielskiej niewoli. Walentynki wspomina też Ofelia w Hamlecie (Akt 4, scena 5). Jak widać, w Anglii w okresie renesansu święto było już znane. Z oczywistych względów pojawiło się w Ameryce, a stąd rozpowszechniło się na cały świat