Wiele nas różni, ale łączy jedno – niepewność. Chcemy zrozumieć sytuację, w jakiej się znaleźliśmy, nadać jej sens, a naszemu zmaganiu znaczenie, lecz gdzie szukać ocalenia?
Jeśli nie możesz ukształtować swojego życia
tak, jak chcesz, przynajmniej o to się staraj
tak, jak możesz: aby go nie upodlić
w ciągłym ze światem obcowaniu,
w bieganiu i gadaniu.
Konstandinos Kawafis
tłum. Zygmunt Kubiak
Jakiego rozumu trzeba, żeby ogarnął świat, który tak drastycznie się zmienił, jakich słów, by wyrazić kotłujące się emocje, jakiego spojrzenia, by zobaczyć co za kolejnym zakrętem? W epidemicznym zawirowaniu, w gęstwie pytań o nasze dziś i jutro, w pogoni za poczuciem bezpieczeństwa, szukamy antidotum, które przyniesie otuchę, ocali od lęku i zagubienia. Wiele nas różni, ale łączy jedno – niepewność. Chcemy zrozumieć sytuację, w jakiej się znaleźliśmy, nadać jej sens, a naszemu zmaganiu znaczenie, lecz gdzie szukać ocalenia?
Zagalopowaliśmy się w łakomstwie, egoistycznym poczuciu niezużywalności świata, przekonaniu, że wszystko nam się należy. Obecny kryzys, zmęczenie, bezsilność nie są tylko wynikiem pandemii, która przemeblowała nasze życie. Zmęczeni byliśmy już wcześniej, tym, jaki urządziliśmy świat, z jego chaosem i hałasem, nierównościami, morderczym tempem życia. Zatrzymanie nie wchodziło w grę, tak sobie skomponowaliśmy rzeczywistość: szybciej, więcej, bardziej. Tymczasem pojawił się wirus i wielki znak stop zapłonął nad naszymi głowami. I co teraz? Może: działać, biec, byle się nie zatrzymać, byle nie zaświadczyć o tym, że coś się zmieniło, że być może wszystko się zmieniło. Ze świata, którego już było za dużo, przeszliśmy do innej rzeczywistości, która zasypuje nas lawiną informacji, narastającą z każdym włączonym nośnikiem. Jeden nadmiar zastąpiliśmy innym nadmiarem. Rozlaliśmy się po sieci, przepychając światłowodami kolejne strumienie informacji, wydarzenia, słowa, obrazy.
A może spróbować inaczej? Cisza, oddech, cierpliwość, uważność, które odnajduję w linijkach Kawafisa – skoro nie możemy teraz wieść życia na naszych warunkach, to przynajmniej go nie trywializujmy ciągłym ruchem, gadaniną i gonitwą. Odosobnienie, jakie wymógł na nas wirus nie musi oznaczać klęski; może okazać się zbawienne i ożywcze, jeśli tylko mamy odwagę znieść ciszę, zdzierżyć nieobecność, poradzić sobie z brakiem. Ile jeszcze wiadomości, krzyczących nagłówków gazety codziennej, wzmożonej obecności wirusa, odmienianego przez wszystkie przypadki? Ile można znieść? Przecież „nawet w najmroczniejszych czasach – klarowała Hannah Arendt – mamy prawo oczekiwać światła”. Skoro ograniczenie, odosobnienie, zatrzymanie i tryb ciszej, mniej, wolniej zwiększają swoje pełnomocnictwa, to ten czas należy do uważnego i ciekawego czytelnika, na którego czeka światło w mrocznych czasach – poezja. Czas lektury jest szansą na ocalenie – przed bezsensem, pustką, banałem, zalewem wywołujących grozę informacji. Wierszem w wirusa? W niepokój? W zwątpienie? Niepoetyckie czasy – zdają się krzyczeć nagłówki gazet, a tymczasem w sieci kwitnie nowy obieg poezji. W świecie, dla którego zabrakło nam języka, który wymyka się kanciastym przekazom danych i faktów, poezja przychodzi z pomocą, zamykając w lapidarnym zwrocie, zaskakującej metaforze, celnym porównaniu nasze doświadczenie. Jest jak wielkie pudło rezonansowe, w którym drgają nasze myśli i emocje, zawsze pół kroku przed nami.
Jeśli media społecznościowe mogą być barometrem stanu ducha i umysłów, to wszystko, z czym się mierzymy w nowej sytuacji znajdziemy w wierszach, chętnie i często cytowanych. Wirusy zagościły u Ewy Lipskiej: „Droga Pani Schubert, mój sąsiad, mikrobiolog, prowadzi doświadczenia nad śmiercionośnymi wirusami, które hoduje w zakładkach do książek. Marzy mu się literacka pandemia, która mogłaby pochłonąć miliony ofiar” i Tomasza Różyckiego: „Tu na piasku tylko dla ciebie zapisałem / kilka słów ocalałych cudem z tej zarazy, / która znów wybuchła w stolicy, tym razem / przenosząc gdzieś wśród tłoku zer wyhodowany / nowy wirus bezsensu na wyrazy, zdania”. Na statku ogarniętym epidemią płynie Krystyna Dąbrowska: „Błąkamy się po morzu, nie chce nas żaden port. / Już wiemy, że zachorował kapitan i cała załoga. / Ale ja i ty jeszcze nie”. Z niepewnością mierzy się John Ashbery: „Przyszłość to widmo. Przeszłość, / tak tutaj napisali, jest automatycznym manekinem. […] Któregoś dnia, / jak dobrze pójdzie, wybiorę się do kiosku / kupić trochę czereśni, przywitać starych kumpli.“ (tłum. Piotr Sommer), a piękno i grozę końca znanego nam świata opisuje Czesław Miłosz: „A którzy czekali błyskawic i gromów, / Są zawiedzeni. / A którzy czekali znaków i archanielskich trąb, / Nie wierzą, że staje się już. / Dopóki słońce i księżyc są w górze, / Dopóki trzmiel nawiedza różę, / Dopóki dzieci różowe się rodzą, / Nikt nie wierzy, że staje się już. / Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem, / Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie, / Powiada przewiązując pomidory: / Innego końca świata nie będzie, / Innego końca świata nie będzie.“. Naszej kwarantannie towarzyszyli Josip Brodski: „Nie wychodź z pokoju! Niech pokój ukrytą / myśl zrozumie. W ogóle przecież incognito / ergo sum – rzekła formie sercowa substancja. / Nie wychodź! Na ulicy tu przecież nie Francja. / Nie bądź idiotą! Bądź tym, czym inni nie byli. / Zlej się z tapetą, upust daj meblom. W tej chwili / najlepiej się odgrodzić szafą od chronosa, / od kosmosu, wirusa, rasy i erosa“ (tłum. Katarzyna Krzyżewska), Marcin Świetlicki: „Nie idź do pracy / Ukryj twarz w poduszce, / Nie idź do pracy. / Tam czai się nic.“ , czy Brian Patten: „Wiesz, że dzisiaj chcesz pójść / Dokądkolwiek, ale co po takiej wiedzy? / Nie zabiorą cię tam pociągi, / Czerwone busy się nie zatrzymają, / I za cholerę żadnej taksówki” (tłum . Jerzy Jarniewicz). A przecież „- świat jest taki ładny – / po drugiej stronie / zamkniętych okien” (Halina Poświatowska), więc wychodzimy, by każdy detal nawet prozaicznej wyprawy do sklepu celebrować w duchu mistrza Białoszewskiego: „Najpierw zeszedłem na ulicę / schodami, / ach, wyobraźcie sobie, / schodami. / Potem znajomi nieznajomych / mnie mijali, a ja ich. / Żałujcie, / żeście nie widzieli, / jak ludzie chodzą, / żałujcie!”
Nie zliczę ile razy w czasie pandemii te wiersze do mnie wracały – przywołują je znajomi i nieznajomi, posiłkują się nimi dziennikarze, artyści, naukowcy. Ważny to dowód w sprawie: potrzebny jest nowy język opisu świata. Nie musimy go wymyślać, wystarczy go odkryć. Kto szuka otuchy, może sięgnąć do Miłosza: „Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy, / Że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem, / I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie.“, kto zachwiał się pod naporem zmian, niech zajrzy do Marie Lundquist: „Coś nieoczekiwanego może wpaść z impetem przez otwarte okno. Coś z czym nikt się nie liczył. […] Wiele można nauczyć się od muzyki. Trzeba dalej grać jak gdyby nigdy nic” (tłum. Zbigniew Kruszyński). Zważmy jednak, że „co nam jest pisane, nigdzie zapisane nie jest. / Zbyt nagle to się dzieje i nieprzewidzianie […]” (Urszula Kozioł). Nasze nieprzygotowanie, niepewność, nagłe wytrącenie z rytuałów codzienności są podglebiem lęku, pożywką demonów, wzmacniają egoizmy i pragnienie separacji, izolacji od tych, z którymi współdzielimy to doświadczenie. Inni ludzie stają się ziejącym mikrobami zagrożeniem – czekając na barbarzyńców sami staliśmy się ludożercami – czy nie pobrzmiewa tu odwrócony sens słów Tadeusza Różewicza: „Kochani ludożercy / Nie zjadajmy się / Dobrze / Bo nie zmartwychwstaniemy / Naprawdę”.
Okoliczności, którym nie umiemy się przeciwstawić, których nie da się odepchnąć, wymagają od nas wysiłku, poruszenia umysłu i serca – uważności i troski o nas samych i o innych, bo „tylko czułość idzie do nieba” (Tomasz Jastrun). Zwracając się w stronę poezji, mamy szansę zdać egzamin z empatii i krytycznego namysłu nad światem. Może właśnie dzisiaj, bardziej niż w jakimś wczoraj, powtórzenia domaga się fundamentalne pytanie Miłosza: „Czym jest poezja która nie ocala / Narodów ani ludzi?” Czy metafora może nas ocalić? teraz, podczas tej małej apokalipsy? Czy ma siłę zmieniania świata? Trudno wymagać od poezji tak wielkich rzeczy, choć jak dopowiada Jacek Bierezin: „Ten wiersz choćby skłamał / nie zdoła ocalić narodów ni ludzi / lecz spróbuj jeszcze nazwać to bogactwem / to że ocalasz nim człowieka w sobie”.
*Tekst ukazał się w nr 2 (10)| 2020 Czasu Literatury