W niedzielę 2 sierpnia zakończył się 9. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty. Obecnie impreza organizowana przez Romana Gutka jest jedną z największych tego typu w tej części Europy. Podczas dziesięciu festiwalowych dni można nie tylko oglądać filmy z całego świata, ale także spotkać interesujących twórców, krytyków, filmoznawców, wziąć udział w dyskusjach i warsztatach, zobaczyć ciekawe wystawy, posłuchać koncertów gwiazd współczesnej muzyki. „Niech żyje kino!”- chciałoby się krzyczeć.
Niedługo nawet Wrocław stanie się na festiwal Era Nowe Horyzonty za mały, patrząc na tegoroczną frekwencję, kolejki na większość kinowych seansów, popularność Klubu Festiwalowego oraz projekcji pod gołym niebem na wrocławskim Rynku. Z jednej strony cieszy stały wzrost zainteresowania ambitnym kinem, starannie selekcjonowanym każdego roku przez ekipę Romana Gutka. Sama impreza i jej program w tym roku przyciągnęły do sal kinowych nie tylko stałych bywalców festiwalu, posiadaczy karnetów, od zawsze najważniejszy element nowohoryzontowej publiczności, ale także mieszkańców Wrocławia, którzy, nie śledząc na bieżąco festiwalowego programu, także interesowali się tym, co dzieję się w ich mieście i brali w tym czynny udział, zaopatrując się w bilety na wybrane seanse. Z drugiej strony nie brakuje także głosów krytycznych, które towarzyszą Nowym Horyzontom właściwie od początku ich przenosin z niewielkiego Cieszyna do stolicy Dolnego Śląska. Stali bywalcy festiwalu z łezką w oku wspominają czasy, kiedy to Roman Gutek osobiście przerywał bilety na projekcje filmowe, a całe miasteczko tętniło życiem, dzięki oblegającym je kinomanom. We Wrocławiu po wyjściu z kina klimat festiwalu właściwie się rozmywa, osoby z karnetami na szyi są widoczne na ulicach miasta, jednakże nie bardziej niż turyści i sami Wrocławianie, letnimi popołudniami przesiadujący w kawiarnianych ogródkach lub spacerujący w centrum i po okolicach. Niemniej wszyscy chyba już przyzwyczaili się do tego, że Nowe Horyzonty stały się masową imprezą, która z roku na rok staje się coraz bardziej popularna i dzięki hojności głównego sponsora – operatora sieci komórkowej Era – bogatsza. Przy czym warto zauważyć, że swoistej komercjalizacji festiwalu nie towarzyszy bynajmniej spadek wartości artystycznej. Repertuar jest ciągle interesujący, różnorodny, przepełniony filmami zarówno nowatorskimi jak i eksperymentalnymi oraz kinem bardziej przystępnym. Dzięki Romanowi Gutkowi w tym roku już po raz dziewiąty kinomani z całej Polski mogli uczestniczyć w wielkim, filmowym święcie i przebierać w najbogatszej z dotychczasowych ofert festiwalu.
Nowohoryzontowe konkursy
Praktycznie od zawsze najważniejszą festiwalową sekcją jest Międzynarodowy Konkurs Nowe Horyzonty. Z roku na rok jednak ta część imprezy stawała się coraz bardziej kontrowersyjna ze względu na charakter prezentowanych filmów. Często jest to kino o niestandardowej formule, trudne w odbiorze, maksymalnie eksperymentalne, poszukujące nowych konwencji, skierowane raczej do wyrobionego widza, który akceptuje wyraźnie nieschematyczne dzieła filmowe. Doskonały przykład tego typu kina to tegoroczny Mock Up On Mu Amerykanina Craiga Baldwina – przykład filmu science fiction, wykonanego techniką tzw. found footage, gdzie fabuła została skonstruowana na zasadzie sklejania dzieł innych twórców z różnych etapów rozwoju kinematografii. Na ekranie zobaczyliśmy zatem fragmenty filmów zarówno z lat 40. minionego wieku, jak i obrazy sprzed 30. lat.
Jednak w tym roku konkurs w przeciwieństwie do lat poprzednich obfitował w szereg interesujących i nadspodziewanie przystępnych produkcji. Do najciekawszych w cyklu na pewno należały malezyjska, musicalowa komedia, prowokacyjny pamflet na kino z Dalekiego Wschodu $e11.ou7! – Sell Out! czy też imponujący wspaniałymi zdjęciami i ciekawą muzyką szwedzki, kontemplacyjny film Każdy myśli swoje, porównywany do bardzo dobrze przyjętego w Polsce obrazu Pożegnanie Falkenberg. Jednak Grand Prix dla najlepszego filmu, przyznawane przez międzynarodowe jury oraz Nagrodę Krytyków Filmowych podczas 9. edycji festiwalu otrzymał niezwykły Głód debiutanta Steve’a McQueena. Taki werdykt nie mógł być dla nikogo specjalnym zaskoczeniem. Brytyjsko-irlandzka produkcja zyskała już sobie międzynarodowe uznanie, zdobywając w ciągu ostatnich kilku miesięcy parę prestiżowych wyróżnień. Jej obecność w nowohoryzontowym konkursie była sporym zaskoczeniem, ponieważ film ten powinien być raczej prezentowany w Panoramie Kina Światowego, a nie w części zarezerwowanej dla niszowych, bardziej eksperymentalnych, mniej popularnych produkcji.
Głód jest historią strajku głodowego Bobby’ego Sandsa – skazanego za terroryzm członka IRA, który podjął się walki o ochronę ludzkiej godności, gdy znalazł się w „bezdusznych” przestrzeniach więzienia. Historię o irlandzkich więźniach politycznych już niejednokrotnie przedstawiano w kinie, m.in. w głośnym obrazie Johna Lyncha Spirala przemocy czy W imię ojca, gdzie w główną rolę skazanego wcielił się Daniel Day-Lewis. Film McQueena (z popularnym aktorem łączy go jedynie takie samo imię i nazwisko) to odmienny od wszystkich znanych w tej tematyce obrazów. Głód jest dziełem niezwykle minimalistycznym, ciemnym, turpistycznym, przez co ogromnie sugestywnym i zmuszającym do myślenia. McQueen skupia się na jednostce ludzkiej w jej najbardziej naturalistycznym i poniekąd także fizjologicznym aspekcie. Na próżno szukać w filmie odniesień politycznych, moralizowania, przedstawiania argumentów stron, bo reżyser opisał tu przede wszystkim walkę o zachowanie człowieczeństwa i resztek godności w momentach ostatecznych. Kontekst historyczny nie jest właściwie obecny.
Dzięki sukcesowi w Międzynarodowym Konkursie Nowe Horyzonty Głód trafi wkrótce do kinowej, regularnej dystrybucji. To samo stanie się także z tegorocznym laureatem Nagrody Publiczności – rosyjskim Tlenem. Iwan Wyrypajew z histerycznym melodramatem Euforia w 2006 wygrał już konkurs w ramach Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego. Teraz znów triumfuje w Polsce, tym razem ze swoją najnowszą produkcją. Rosjanin przeniósł na kinowy ekran kontrowersyjną sztukę teatralną i zaimponował publiczności ciekawym podejściem do filmowej formuły, ponieważ utrzymany w konwencji musicalu Tlen (czy też może bardziej wideoklipu), wymyka się wszelkim próbom gatunkowej klasyfikacji. Mamy tu coś z romansu, horroru i kryminału, coś zabawnego, jak i dramatycznego. Wyrypajew stworzył kino niesamowicie estetyczne, w czym pomogła mu zapewne nietuzinkowa uroda odtwórczyni roli głównej, polskiej aktorki – Karoliny Gruszki. Jest to przy tym kino treściwe, prowokujące do refleksji i rozmyślań. Już dawno w głównym konkursie nie zdarzyło się, aby nagrodzono zarazem tak różne, lecz znakomite filmy, które doskonale wpisują się w konwencję nowohoryzontowego kina nowatorskiego, a przy tym mogą zostać też świetnie przyjęte przez bardziej masową publiczność, kiedy pojawią się na kinowym ekranie.
Tegoroczny Konkurs Nowe Filmy Polskie przybrał trochę niefortunną formułę, ponieważ ocenie podlegały w nim produkcje, prezentowane już w kinach w sezonie 2008/2009, w tym także wielokrotnie nagradzane na różnych festiwalach filmy, jak i propozycje przedpremierowe, które dopiero trafią na ekrany kin. Wśród tych zupełnie nowych propozycji warto zwrócić uwagę na fabularno-animowany film Piotra Dumały Las, który jednak w porównaniu z innymi jego dziełami, przedstawianymi
w retrospektywie twórczości reżysera, prezentuje nieco słabszy poziom. W Handlarzu cudów mieliśmy okazję zobaczyć popularnego aktora Borysa Szyca w zupełnie innej roli, jednak sam film, utrzymany w konwencji kina drogi, nie odbiega od rodzimego przeciętniactwa. Na tym tle naprawdę solidnie zaprezentowała się młoda debiutantka Katarzyna Rosłoniec z Galeriankami. Sugestywna, dramatyczna opowieść o młodych dziewczynach, prostytuujących się w zamian za markowe ubrania i modne gadżety, zrobiła wrażenie także na festiwalowej publice, która typowała film do zwycięstwa w samym konkursie. Międzynarodowe jury wyróżniło jednak przeciętną ekranizację książki Doroty Masłowskiej Wojna Polsko-Ruska w reżyserii Xawerego Żuławskiego. Galerianki ostatecznie otrzymały nagrodę dla najlepszego debiutu.
Konkurs Nowe Filmy Polskie od początku swojego istnienia budzi ambiwalentne odczucia. Podczas pierwszej jego edycji sami jurorzy narzekali na niezbyt wysoki poziom. W konkursie jednak zaczęły pojawiać się tak różne filmy jak w tym roku Afonia i Pszczoły uznanego reżysera Jana Jakuba Kolskiego, utytułowane 33 Sceny z Życia Małgorzaty Szumowskiej i Galerianki absolutnej debiutantki Katarzyny Rosłoniec. Każdy z tych filmów prezentuje się ciekawiej niż nagrodzona Wojna Polsko-Ruska, stąd też taki werdykt należy uznać za niespodziankę. Na przyszłość warto się zastanowić, jak w ten konkurs zaangażować także publiczność. Polskie młode kino w większości przypadków cieszyło się na Nowych Horyzontach dużym zainteresowaniem, jednak sam konkurs i rywalizacja rodzimych tytułów nie wzbudzały wśród publiczności wielkich emocji.
Powyższa sytuacja nie dotyczy premierowej, jeśli chodzi o wrocławski festiwal, sekcji konkursowej Międzynarodowy Konkurs Filmy o Sztuce. Podczas tej edycji festiwalu po raz pierwszy zdecydowano się poddać ocenie pełnometrażowe filmy, poświęcone sztuce jak i nią samą inspirowane. Wśród 14 tytułów można było znaleźć m.in. autobiograficzne Plaże Agnes autorstwa bohaterki zeszłorocznej retrospektywy Agnes Vardy (której często zdarza się robić lepsze dokumenty niż fabuły), dyskurs o współczesnej kulturze Rembrandt: oskarżam. kontrowersyjnego reżysera Petera Greenawaya czy kolejną część słynnych Elegii Aleksandra Sokurowa, tym razem poświęconą parze genialnych artystów: wiolonczeliście Mścisławowi Rostropowiczowi i śpiewaczce Galinie Wiszniewskajej. Pierwszym zwycięzcą Międzynarodowego Konkursu Filmy o Sztuce został obraz mało znanego twórcy Nika Sheenana, poświęcony maszynie, wprowadzającej w stan narkotycznego upojenia bez użycia środków psychotropowych. Wynalazek swego czasu wywołał liczne dyskusje wśród artystów, muzyków, filmowców, pisarzy. To właśnie te kontrowersje stały się tematem FLicKeR.
Kino świata: Kanada, Szwecja, Węgry, Azja oczami Tsai Ming-Lianga, Polska w filmach Krzysztofa Zanussiego
Kino kanadyjskie od kilku edycji pojawia się na festiwalu Era Nowy Horyzonty, dopiero jednak rok 2009 pozwolił nam obszerniej zapoznać się ze współczesną kinematografią tego kraju. Okazuje się, że Ameryka Północna to nie tylko produkcje amerykańskie. Gdyby próbować wskazać najlepsze tytuły, prezentowane w ramach sekcji Kino Kanady, powinny się tu pojawić co najmniej trzy. Film dokumentalny Korporacja to najpopularniejszy wśród obrazów tego typu, wyprodukowanych i zrealizowanych przez kanadyjskich twórców. Jak sama nazwa wskazuje, film podejmuje problem funkcjonowania korporacji we współczesnym świecie, jego autorzy Mark Achbar i Jennifer Abbott mają na ich temat jednoznacznie negatywną opinię, którą starają się rzetelnie przedstawić widzowi. Nie da się ukryć, że w swoich teoriach, z pomocą znanych osobistości jak Noam Chomsky, Milton Friedman, Naomi Klein czy Michael Moore, są dość wiarygodni. Korporacja bombarduje widza zestawem faktów, danych, informacji, które mają przekonać go do tez, lansowanych przez Kanadyjczyków. Film mimo swojej jednoznacznej wymowy, z którą można się zgodzić lub nie, to jednak przede wszystkim majstersztyk kina dokumentalnego, świetny wzór do naśladowania, nie powinno zatem nikogo dziwić, że na całym świecie zobaczyło go już kilka milionów ludzi. Inną propozycją także o historycznym znaczeniu dla kanadyjskiej kinematografii jest Edison i Leo – pierwsza pełnometrażowa animacja poklatkowa, wyprodukowana w tym kraju. Mroczna i fascynująca, wizualnie bajkowa historia przywodzi na myśl prozę Neila Gaimana, bowiem tak właśnie przedstawiony został XIX-wieczny świat wynalazcy Edisona i jego syna Leo. Można jedynie żałować, że częściej nie mamy okazji obcować z tak świetnie zrealizowanym, bogatym w znaczenia, kinem animowanym.
Cichym bohaterem sekcji Kino Kanady był bez wątpienia reżyser Bruce McDonald. Co prawda, w cyklu była okazja zapoznać się zaledwie z dwoma jego najnowszymi dziełami, niemniej jednak już te dwa tytuły świadczą o sporej klasie twórcy. Nietypowy horror Pontypool zdobył miano jednego z najlepszych, kanadyjskich filmów ubiegłego roku. Z pozoru błaha fabuła o zombie, mordujących populację jednego z miasteczek w Kanadzie, staje się fabułą nadspodziewanie fascynującą, jeśli dodamy, że śmiertelnym wirusem zarazić się można przez kontakt z językiem angielskim. McDonald skonstruował pod względem lingwistycznym frapującą opowieść, pokazał swój kunszt (akcja filmu toczy się praktycznie cały czas w jednym pomieszczeniu – radiowym studiu) i stworzył inteligentny, przerażająco-zabawny obraz. Zupełnie inną formułę przyjął Kanadyjczyk w Przypadkach Tracy – chyba najlepszym kanadyjskim filmie festiwalu. McDonald za pomocą różnego rodzaju montażowych sztuczek takich jak poliwizja czy multiplikacja ekranowa, wizualizuje tutaj uczucia i myśli zagubionej, dorastającej nastolatki (w tej roli znana z Juno Ellen Page). Film kręcony był ponoć zaledwie 2 tygodnie, natomiast 9 miesięcy trwał cały etap jego postprodukcji. Nic więc dziwnego, że Przypadki Tracy wykorzystane zostały w nowym cyklu edukacyjno-kulturalnym Nowe Horyzonty Języka Filmowego, który zdradza techniki i tajniki warsztatu filmowego.
9. edycja Nowych Horyzontów należała jednak do innego Kanadyjczyka – Guya Maddina. Maddin znany był już publiczności, bo podczas kilku poprzednich edycji w różnych sekcjach pojawiała się jego filmowa twórczość, ale dopiero w tym roku widzowie mieli okazję zapoznać się bliżej i obszerniej z tym fascynującym kinem. Guy Maddin to niewątpliwe jeden z najoryginalniejszych twórców ostatnich 20. lat, tworzy filmy przywodzące na myśl przedwojenne nieme kino, przesiąknięte duchem surrealizmu i estetyką europejskiego, szczególnie niemieckiego ekspresjonizmu. Bohaterami jego historii są ludzie uwikłani w dziwaczne związki uczuciowe, uszkodzeni fizycznie jak i emocjonalnie, obsesyjnie podchodzący do spraw związanych z miłością i seksualnością. To barwne i skomplikowane postacie. Najbardziej znanym filmem Maddina jest Najsmutniejsza Muzyka Świata, gdzie rolę główną zagrała Isabella Rossellini. Opowieść Kanadyjczyka przenosi nas do czasów wielkiego kryzysu lat 30., gdzie demoniczna, kaleka baronowa Port-Huntley organizuje międzynarodowy konkurs na tytułową najsmutniejszą muzykę świata. Do rywalizacji stają m.in. ojciec i syn – jej dawni kochankowie, z którymi rozstała się w dramatycznych okolicznościach. Film z 2003 roku stanowi kwintesencję stylu Maddina, w którym po raz kolejny powracają obsesyjnie przedstawiane przez reżysera tematy oraz zaśnieżone krajobrazy Winnipeg. Rodzinnemu miastu reżyser poświęcił zresztą cały film –Moje Winnipeg. Jest on doku-fantazją (jak nazw
ał go sam twórca), baśniową wizją dziwacznego, mroźnego miasta. W kinie Madina często powracają także tematy dwuznacznych związków rodzinnych, czego najlepszym przykładem były pokazywane w tym roku, ale też w latach poprzednich fabuły Ostrożnie i Piętno Na Umyśle. Filmy Kanadyjczyka na Nowych Horyzontach zawsze cieszyły się sporym zainteresowaniem, ale w tym roku, żeby zobaczyć najbardziej znane jego tytuły trzeba było wykazać się naprawdę dużą cierpliwością i mieć szczęście, by dostać się na salę kinową.
Tylko odrobinę mniejszym zainteresowaniem cieszyła się podczas 9. edycji festiwalu Era Nowe Horyzonty retrospektywa azjatyckiego mistrza Tsai Ming-Lianga. Pochodzący z Malezji reżyser to jeden z najczęściej wyróżnianych twórców na najbardziej prestiżowych festiwalach: w Cannes, Berlinie czy Wenecji. Podobnie jak w przypadku Maddina, również i jego filmy są już dość dobrze znane nowohoryzontowej publice, gdyż pojawiały się w przeszłości w programie festiwalu. Jednak dopiero teraz można było zobaczyć praktycznie całą oryginalną i nietuzinkową twórczość Tsai Ming-Lianga, począwszy od startującego w konkursie jego najnowszego filmu Twarz aż po jeden z pierwszych jego obrazów Wszystkie Zakątki Świata. Często mówi się, że twórczość azjatyckiego reżysera stanowi jedną całość – każdy film ma związek z innym, choć nieznajomość kontekstu chronologicznego nie zakłóca odbioru.
Podczas tegorocznego festiwalu nie można było przegapić Kapryśnej Chmury – najszerzej znanego filmu Ming-Lianga, niezwykle sugestywnego w warstwie wizualnej, poświęconego miłości, ale w jej najbardziej seksualnym, żeby nie powiedzieć pornograficznym, choć bardzo wysublimowanym aspekcie. Poszukiwaniu metafor, ukrytych znaczeń i bogatej symboliki służyła nagrodzona w Berlinie Rzeka, a widzom spragnionym kina bardziej surowego i statycznego polecić można było słynne Niech Żyje Miłość (Złoty Lew w Wenecji). Retrospektywę Tsai Ming-Lianga na pewno trzeba zaliczyć do najbardziej spektakularnych wydarzeń w historii festiwalu Era Nowe Horyzonty.
Oprócz kina kanadyjskiego organizatorzy festiwalu postanowili w tym roku przybliżyć publiczności także współczesne kino ze Szwecji. Każdego roku na ekranach polskich kin można oglądać coraz więcej, często bardzo interesujących tytułów z tego kraju. W nowohoryzontowym programie szczególnie zwracały uwagę nagrodzone niedawno w Cannes Mimowolnie, porównywane z wczesną twórczością Michaela Haneke czy też świetnie przyjęty na festiwalu w Sundance Król Ping-Ponga. Jednakże zdecydowanie najlepszym filmem cyklu Kino Szwecji była kameralna produkcja Pozwól Mi Wejść, podejmująca tak modną ostatnio tematykę relacji zwykłych śmiertelników z wampirami. Twórca filmu Tomas Alfredsson podszedł jednak do tematu w absolutnie wyjątkowy sposób, poświęcając efektowne elementy nadprzyrodzone refleksji nad naturą człowieka, szczególnie wątkom alienacji jednostki, samotności i braku zrozumienia. Innym skandynawskim bohaterem tegorocznej edycji Nowych Horyzontów był Jan Troell – najważniejszy po Ingmarze Bergmanie szwedzki reżyser, ale także autor scenariuszy, operator i montażysta swoich filmów. Kino Troella koncentruje się przede wszystkich na dwóch tematach: biografiach niejednoznacznych, ciekawych postaci historycznych oraz opowieściach o ważnych zjawiskach i tematach społecznych ze szwedzkiej historii. Historia pisarza Noblisty Hamsuna, po wojnie skazanego na publiczny ostracyzm i niesławę za popieranie hitlerowców, świetna wizualnie opowieść o pierwszej, szwedzkiej kobiecie pilotce Elsie Andersson, epicki dyptyk Emigranci i Osadnicy o problemie emigracji i asymilacji ludności Szwecji w XIX wieku (oba filmy trwają łącznie ponad 8 godzin!) – to najznakomitsze pozycje z filmografii Jana Troella, dowodzące jego ogromnego kunsztu, wszechstronności i niezwykłego wyczucia filmowego rzemiosła. Krytycy filmowi, prezentujący kino Szweda przed większością seansów, Tadeusz Szczepański i Jan Olszewski, za każdym razem wyrażali żal, iż twórczość Jana Troella jest tak mało znana szerszej publiczności. Tym bardziej cieszy, że dzieła tak wartościowego twórcy zostały pokazane na festiwalu we Wrocławiu.
Trochę niedocenioną w tym roku sekcją okazał się cykl Złota Era Węgierskiego Kina, gdzie zaprezentowano najwybitniejsze filmu przełomu lat 60. i 70. z tego właśnie kraju, w tym m.in. dzieła węgierskiego Andrzeja Wajdy Miklosa Jancso. Największym zarzutem wobec kina tego cyklu było zapewne to, że większość przedstawionych tu twórców i tytułów jest dziełami stworzonymi przez Węgrów głównie dla Węgrów, gdyż widz, nieznający kontekstu epoki czy niektórych wydarzeń z historii kraju, może się w fabułach Złotej Ery Węgierskiego Kina zagubić i po prostu jej nie zrozumieć. Nie można jednak odmówić kinematografii tego okresu ogromnej oryginalności, specyficznej, przemyślanej poetyki, mocnego, społecznego zakorzenienia, sugestywnego symbolizmu i, na koniec, kunsztu technicznego. Jedyne, czego mogło w czasie festiwalu brakować, to szerszego wprowadzenia do realiów epoki tak, by można było lepiej odbierać oryginalną, węgierską kinematografię.
Szersze wprowadzenie natomiast absolutnie nie było konieczne przy retrospektywie twórczości wybitnego polskiego reżysera Krzysztofa Zanussiego, który oprócz swoich sztandarowych, obowiązkowych pozycji przywiózł do Wrocławia również najnowszy, wyświetlany na Nowych Horyzontach przedpremierowo film. Rewizyta jest dziełem szczególnym. Po pierwsze dlatego, że to właśnie u Zanussiego można oglądać w jednej z ostatnich ról niedawno zmarłego, wspaniałego aktora Zbigniewa Zapasiewicza. Po drugie film stanowi swego rodzaju podsumowanie reżyserskiej pracy polskiego twórcy, bowiem wracamy w nim do bohaterów znakomitych obrazów Zanussiego z lat 70.: Życia Rodzinnego, Barw Ochronnych i Constansu, by dowiedzieć się, jak dalej potoczyły się ich losy. Film, jakkolwiek skierowany raczej do zdeklarowanych sympatyków twórczości reżysera, na tle chociażby zeszłorocznego Serca na dłoni prezentuje się całkiem solidnie. Niemniej w retrospektywie Polaka wskazać trzeba na zdecydowanie bardziej godne uwagi propozycje. Laureat Złotego Lwa w Wenecji Rok Spokojnego Słońca to bez wątpienia pozycja obowiązkowa. Na pozór melodramatyczna historia miłosna, umiejscowiona rok po zakończeniu wojny na Ziemiach Odzyskanych, przedstawia trudne dylematy jednostek, które muszą zacząć funkcjonować w nowej, powojennej rzeczywistości. Stawia pytania o sens cierpienia i ofiar w sytuacji, kiedy nie wiadomo, czy odniosło się zwycięstwo czy poniosło klęskę. Barwy Ochronne – jeden z najważniejszych filmów nurtu „kina moralnego niepokoju”, nowatorski debiut Zanussiego Struktura Kryształu czy film z czołówki najlepszych w tej dekadzie Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową także można było zobaczyć na wrocławskim festiwalu. Retrospektywa Krzysztofa Zanussiego na Nowych Horyzontach stanowiła pierwszy tak obszerny przegląd filmografii polskiego reżysera na świecie. Dzięki starannemu doborowi naprawdę najciekawszych i najbardziej wartościowych produkcji szczególnie młodsza publiczność festiwalu mogła zapoznać się z twórczością tak ważną dla polskiej i europejskiej kinematografii osobowości.
Wielcy reżyserzy, oczekiwane premiery
Oprócz konkursów, retrospektyw i kina tematycznego każdego roku w programie Nowych Horyzontów odnaleźć można także filmy nowe i najnowsze. Na Panoramę Kina Światowego zazwyczaj składają się przedpremierowe tytuły znanych i cenionych twórców z całego świata. Na otwa
rcie festiwalu przygotowano projekcję ostatniego dzieła austriackiego reżysera Michaela Haneke. Biała Wstążka kilka miesięcy temu zdobyła Złotą Palmę w Cannes, na kinowe ekrany w Polsce trafi najprawdopodobniej dopiero jesienią. Tym razem twórca Pianistki i Ukrytych znów porusza temat przemocy i zła, ale z nieco innej strony – próbuje odpowiedzieć na pytanie o korzenie dwudziestowiecznych totalitaryzmów. Czarno-biały, chłodny i pozornie pusty film zrobił na widzach ogromne wrażenie, skłaniając do refleksji i gorących dyskusji. Na przeciwległym biegunie sytuuje się film, zamykający wrocławski festiwal. Produkcja Seraphine, zapowiadana przez Romana Gutka jako jeden z najbardziej optymistycznych filmów na Nowych Horyzontach, to biograficzna opowieść o francuskiej malarce-prymitywistce, znanej jako Seraphine De Senlis – artystce współcześnie stawianej w jednym rzędzie z takimi mistrzami gatunku jak Henri Rousseau czy Alfred Wallis (najznakomitszym polskim prymitywistą był Nikifor). Dzieło Martina Provosta aż siedmiokrotnie triumfowało w tym roku na rozdaniu francuskich Cezarów, w tym w kategoriach dla najlepszego filmu roku i dla najlepszej aktorki, odtwórczyni roli głównej Yolande Moreau. Największą popularnością wśród nowohoryzontowej publiki cieszyła się jednak inna produkcja z Panoramy Kina Światowego. Twórczość Pedro Almodovara jest już na stałe wpisana w festiwal Era Nowe Horyzonty. W latach ubiegłych to właśnie tutejsza publiczność miała okazję po raz pierwszy w Polsce zobaczyć jego dzieła – Złe Wychowanie i Volver. W tym roku sam Hiszpan ponoć zabiegał o to, by pokazać we Wrocławiu swój najnowszy film. Na Przerwane Objęcia kolejki do kinowych sal ustawiały się na długo przed projekcją. Sam obraz natomiast nie miał prawa zawieść fanów Almodovara – była to typowa produkcja w jego stylu, wzbogacona o osobiste wątki, w tym ten najistotniejszy, odpowiadający na pytanie, dlaczego reżyserzy kręcą filmy. Hiszpański reżyser festiwalowej publiczności zaproponował także inny film – obraz Jules Dassina Noc i Dzień jako ciekawostkę korespondującą z tematyką Przerwanych Objęć. Podobnie jak Biała Wstążka, także produkcja Almodovara trafi do regularnej, kinowej dystrybucji jesienią. Kolejnym, europejskim mistrzem, przedstawiającym swój najnowszy tytuł na Nowych Horyzontach był Wim Wenders. Niemiecki twórca po dłuższej przerwie powrócił do robienia kina w Europie, osadzając większość akcji swojego filmu we włoskim Palermo, co znowu stało się pretekstem dla reżysera do wspaniałego zobrazowania miasta – tym razem stolicy Sycylii. Pokazom Palermo Shooting miały towarzyszyć spotkania z samym twórcą, Wenders jednak w ostatniej chwili się rozchorował i odwołał swój przyjazd do Wrocławia.
Nie tylko Almodovar, Haneke czy Wenders składają się na krajobraz Panoramy Kina Światowego. Obok ich produkcji w tej sekcji znalazły się również niezwykle interesujące produkcje mniej znanych twórców. Do jednej z najlepszych nie tylko w ramach tego cyklu, ale też na całym festiwalu, pretenduje niepozorna animacja Tatii Rosenthal $9.99, będąca jej kolejną ekranizacją prozy żydowskiego pisarza Etgara Kereta. Reżyserka dokonała niezwykłego zabiegu wplecenia w dość banalną technicznie animację ogromnie ciężkiej fabuły o dużym ładunku psychologicznym i emocjonalnym. Historii, którą, wydawać by się mogło, nie sposób opowiedzieć bez pomocy solidnych, „żywych” aktorów.
Rosenthal ta sztuka udała się jednak znakomicie. Dla odmiany sporej dawki absurdalnego, słodko-gorzkiego humoru dostarczyło norweskie Białe Szaleństwo – kino drogi, utrzymane w duchu Jima Jarmuscha czy skandynawskiego mistrza Aki Kaurismakiego. Niezwykle ciekawym filmem okazało się też najnowsze dzieło reżysera Milczenia Owiec Jonathana Demme, który zabrał się za kino niszowe w europejskim stylu. Kameralna historia problemów rodzinnych, pokazanych przez pryzmat przygotowań do wesela, pod koniec ubiegłego roku zwróciła uwagę wielu krytyków na film Rachel Wychodzi Za Mąż, a kojarzonej do tej pory tylko z mało ambitnymi komediami aktorce Anne Hathaway zapewniła nominację do Oscara. Rodzinną tematyką przesiąknięty był także nowy film Françoisa Ozona, który zaskoczył zapewne wszystkich, znających wcześniejszą twórczość Francuza. Współczesna bajka Ricky jest bowiem prostolinijną pochwałą rodziny i macierzyństwa, nie ma w niej praktycznie żadnych skomplikowanych metafor, przemyśleń czy efekciarstwa. To nieskomplikowane, niemalże familijne kino. Fani filmowych eksperymentów mogli się natomiast wybrać na Szirin cenionego reżysera Abbasa Kiarostamiego. Przez ponad półtorej godziny irański twórca podpatruje w nim 114 aktorek, oglądających na kinowym ekranie ekranizację XII-wiecznego, miłosnego poematu. Fabułę tej opowieści widz poznaje przez reakcję kobiet – widzów seansu, samego obrazu zaś nie zobaczy w ogóle. Repertuar z Panoramy Kina Światowego można było oglądać nie tylko w salach obiektów festiwalowych. Część filmów udostępniona została też szerszej publiczności – dla chętnych po raz kolejny organizatorzy festiwalu przygotowali kino na świeżym powietrzu na wrocławskim Rynku, gdzie codziennie wieczorem zobaczyć można było jedną produkcję z programu tegorocznych Nowych Horyzontów. Kino na Rynku w tym roku cieszyło się rekordowym wręcz zainteresowaniem.
Festiwalowe pozycje specjalne
Era Nowe Horyzonty to impreza doskonale przygotowana, z bogatą ofertą filmową i około filmową, zazwyczaj nie rozczarowuje swoim programem. Niemniej 9. edycja miała kilka mankamentów – zdecydowanie najuboższy ze wszystkich w historii cykl Kino Nieme z Muzyką na Żywo. Z roku na rok w tej sekcji prezentowanych jest coraz mniej filmów, a wśród wykonawców, tworzących na żywo oprawę muzyczną brakuje prestiżowych, znanych artystów na miarę Manuela Göttschinga, Michaela Nymana czy nawet Eleni Karaindrou. Dużo słabiej niż w latach poprzednich prezentował się także cykl filmów z przymrużeniem oka Nocne Szaleństwo. Po mini przeglądzie arcyciekawej, zabawnej filmografii Dario Argento w tym roku widzom festiwalu zaproponowano twórczość nowofalowego, australijskiego kina sensacyjnego, znanego jako styl Ozploitation. Mocno archaiczne już produkcje nie prezentowały się specjalnie interesująco. Dość dziwnym cyklem okazała się nowa w tym roku propozycja Trzecie Oko, stanowiąca uzupełnienie dla konkursu z filmami o sztuce. Na sekcję składały się przeróżne, pełnometrażowe fabuły i dokumenty, inspirowane różnymi kierunkami w sztuce, zarówno tymi współczesnymi, jak i bardziej odległymi. Gwiazdą sekcji okazała się polska artystka Katarzyna Kozyra. W czasie 9. edycji festiwalu widzowie mieli okazję zobaczyć właściwie większość jej fantastycznych spektakli, performance’ów i happeningów, w tym te najznakomitsze związane z jej głośnym cyklem W sztuce marzenia stają się rzeczywistością. Zdecydowanie najciekawszą nowością w tegorocznym repertuarze festiwalu były Nowe Horyzonty Języka Filmowego. Do tej edukacyjno-dyskusyjnej sekcji starannie wybrano dziesięć tytułów, na podstawie których filmoznawca Grzegorz Kurek i krytyk Jan Topolski opowiadali o trendach i przemianach języka filmowego w mijającej dekadzie. Można było posłuchać m.in. o sztuce montażu, robienia dźwięku czy też zasadach kreowania scenografii.
Era Nowe Horyzonty to również spotkania i panele dyskusyjne. Jak każdego roku, w Cafe przy Teatrze Lalek można było poznać bliżej bohaterów retrospektyw i festiwalowych sekcji. To właśnie tutaj o swoim kinie opowiadali wraz z zaproszonymi gośćmi i ekspertami kanadyjski wizjoner Guy Maddin, azjatycki geniusz Tsai Ming-Liang, szwedzki
mistrz Jan Troell i nasz rodzimy bohater festiwalu Krzysztof Zanussi. Świetnie opowiadano też o filmach, o sztuce, kinie Kanady i Szwecji, Złotej Erze Węgierskiej Kinematografii i współczesnej animacji. Absolutnym hitem (najdłuższa kolejka na wydarzenie w całej historii Nowych Horyzontów!) wśród festiwalowych dyskusji okazał się wykład ekscentrycznego reżysera Petera Greenawaya, poświęcony związkom kina i malarstwa, ale także przemianom we współczesnych sztukach audiowizualnych. Twórczość Anglika na Nowych Horyzontach reprezentowały film Nightwatching i dokument Rembrandt: oskarżam...!, związane z biografią i twórczością słynnego malarza. Do historii festiwalu przejdzie na pewno prowokacyjne wyśmiewanie się Greenawaya z kinowej publiczności, która w epoce ogromnego postępu technologicznego zamiast oglądać filmy w aparatach telefonicznych ciągle chodzi na tradycyjne projekcje do kin. Zdaniem reżysera kino umarło, ale publiczność wrocławskiego festiwalu po raz kolejny udowodniła, że teza Petera Greenawaya ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Po całodniowych seansach filmowych uczestnicy Nowych Horyzontów mogli bawić się w Klubie Festiwalowym. Repertuar muzyczny zawsze konstruowany był tak, aby współgrał z programem całego festiwalu, stąd też w tym roku na dziedzińcu wrocławskiego Arsenału można było posłuchać przede wszystkim wykonawców z Węgier, Szwecji i Kanady. Gwiazdą muzycznej części Nowych Horyzontów był kanadyjski duet Junior Boys, łączący w świetny sposób pop z muzyką elektroniczną. Zresztą współczesna, przebojowa elektronika w różnym wydaniu zdominowała 9. edycję festiwalu. Jej jazzującą stronę mogliśmy poznać dzięki występom Niemców z Jazzanovy czy też ekipy Cobblestone Jazz z Kanady. Muzykę elektroniczną w klubowym wydaniu zaserwowali DJ-e z Węgier Cadic i Keyser, Kanadyjczycy Deadbeat i Jeff Milligan, pochodzący z Wielkiej Brytanii Mark Stewart i Adrian Sherwood oraz mistrzowie elektronicznej repetycji The Field. W nieco bardziej żartobliwej formie utrzymane były występy szwedzkiego Slagsmalsklubben i Familjen. W kategorii „najlepsze show” bezapelacyjni okazali się popowy kolektyw I’m From Barcelona (oryginalnie pochodzący ze Szwecji) oraz ekstremalny przedstawiciel hardcore’owej elektroniki Venetian Snares. Podczas pierwszego roku istnienia Klubu Festiwalowego grało w nim raptem kilku niszowych, rodzimych wykonawców, obecnie część muzyczna festiwalu stanowi niemalże osobne wydarzenie, na którym pojawiają się gwiazdy światowego formatu. Na przyszły rok twórcy Klubu Festiwalowgo zapowiadają jeszcze większą ilość świetnych artystów. Zobaczymy, czy słowa dotrzymają.
* * *
9. edycja Festiwalu Era Nowe Horyzonty pobiła znów kolejne rekordy pod względem ilości uczestników, długości kolejek na kinowe seanse, szybkości sprzedawania biletów na najbardziej oczekiwane filmy, zainteresowania muzyczną częścią imprezy. Można właściwie w ciemno stawiać na to, iż kolejny festiwal w przyszłym roku również okaże się wielkim sukcesem. Roman Gutek nie zapowiadał wielkiej fety z okazji jubileuszu Nowych Horyzontów. 10. edycja ma być po prostu kolejnym świętem kina z interesującymi sekcjami tematycznymi. Fantastycznie zapowiada się szczególnie jedna z planowanych retrospektyw, w 2010 roku uczestnicy festiwalu będą mieli okazję zapoznać się z twórczością jednego z najwybitniejszych twórców w historii światowego kina, przedstawiciela francuskiej nowej fali Jean-Luc Godarda. Polskę reprezentować będzie m.in. filmografia naszego mistrza Wojciecha Jerzego Hasa. Organizatorzy festiwalu zaproponują też uczestnikom Nowych Horyzontów podróż do świata kina tureckiego oraz zapewne jeszcze więcej filmowych i nie tylko atrakcji. Do zobaczenia w przyszłym roku.