Sankcjonowany przepisami prawa, odgórnie wymuszony szacunek dla państwowych symboli, nie jest najlepszym sposobem na zapewnienie należnej im rewerencji. Warto rozważyć usunięcie z kodeksu karnego przepisów nakazujących pod groźbą kary poszanowanie dla państwowych godła czy flagi, by szacunek ten miał charakter oddolny, a nie odgórny.
Starsza osoba znajduje w jednej z domowych szaf nieużywaną od lat i podniszczoną państwową flagę. Postanawia, że potnie ją na drobne kawałeczki i zrobi z nich ściereczki. Nikt z sąsiadów ani o tym nie wie, ani tego nie widział. Czy postępując w ten sposób wspomniana osoba postąpiła niemoralnie? Czy należy ją za taki czyn ukarać?
Ta fikcyjna historyjka, opisująca hipotetyczną sytuację, została wymyślona przez amerykańskiego psychologa społecznego Jonathana Haidta, autora książki Prawy umysł. Badając reakcje różnych osób z różnych części świata (a niekiedy i z różnych miast w tym samym kraju) oraz z różnych grup społecznych, chciał sprawdzić, jakie są nasze reakcje na potencjalne zagrożenie dla jednego z moralnych fundamentów, jakim jest filar o nazwie „Świętość” („Czystość”). Obserwując to, jak badane przez niego osoby reagują na wspomnianą historyjkę o zniszczeniu flagi, przez wielu wręcz utożsamianej z państwem, Haidt starał się wyjaśnić, dlaczego intuicje moralne różnych osób różnią się od siebie, mimo iż dotyczą dokładnie tej samej sprawy, tego samego zachowania w dokładnie takich samych okolicznościach.
Podczas gdy jedni twierdzili, że w całej tej sytuacji nie dopatrzyli się absolutnie niczego złego, inni skłonni byli uznać, że wspomnianej starszej osobie powinna zostać wymierzona kara. Co więcej, gdy zwolennicy ukarania kogoś, kto potnie należącą do niego flagę na kawałki słyszeli od przeprowadzającego badanie pytanie o to, dlaczego tak właśnie sądzą, w wielu przypadkach nie byli oni w stanie uzasadnić swojego stanowiska, popadając w stan tzw. moralnego osłupienia. Nie potrafili wyjaśnić w sposób werbalny czegoś, odnośnie do czego czuli intuicyjną pewność („wiem, że to jest złe, ale nie potrafię tego wytłumaczyć”). Byli o tym na tyle mocno przekonani, że nie dopuszczali do siebie myśli, by mogło być inaczej. Czy słusznie?
Na gruncie przepisów obowiązujących nie tylko w Polsce, ale i w innych państwach świata, takich jak ustawa o godle, barwach i hymnie RP oraz odnośne przepisy kodeksu karnego (w szczególności art. 137 kk), należy okazywać szacunek państwowym symbolom, niezależnie od tego, do kogo one należą. Tym samym, jeśli przykładowo ktoś postanowi użyć należącej do niego państwowej flagi do wytarcia brudnych butów bądź do palenia w piecu i zostanie to odnotowane przez innych (upublicznione), taka osoba może spodziewać się kary w postaci grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Penalizowane jest zatem działanie mające miejsce tylko w tzw. sferze publicznej. Ale czy powinno się w ogóle czynić takowe rozróżnienie na „publiczny” i „prywatny” szacunek okazywany państwowym symbolom? Czy oba te rodzaje ludzkiej działalności powinny być dekretowane państwowymi przepisami? A może wręcz przeciwnie: ani jedno, ani drugie, tj. ani publiczne, ani prywatne nieokazywanie państwowym symbolom szacunku nie powinno być karane?
Być może zabrzmi to bardzo kontrowersyjnie, lecz różni ludzie różnie podchodzą do państwowych emblematów i związanego z nimi osobliwego „kultu”. Podczas gdy jedni wręcz antropomorfizują flagi czy godła, traktując je niemalże jak żywe istoty, którym nie wolno wyrządzić żadnej krzywdy, inni widzą w nich jedynie przedmioty, całkowicie bądź w znacznej mierze im obojętne. Jeszcze inni są do nich nastawieni po prostu wrogo. Czy należy zatem odgórnie nakazywać wszystkim tym ludziom dokładnie takie samo zachowanie, jeśli jest ono niekiedy wręcz radykalnie sprzeczne z ich osobistymi preferencjami? Kiedy A obdarza szacunkiem x, B może darzyć szacunkiem y. W tym samym czasie A może nie szanować y, a B nie szanować x.
Oba podmioty winny mieć zatem pełne prawo darzyć szacunkiem co chcą i kogo chcą, tak samo jak oba winny mieć pełne prawo odmawiać szacunku dla czegokolwiek i kogokolwiek. Co istotne, ani A, ani B nie powinien być siłą zmuszony do szanowania czegokolwiek i kogokolwiek, wbrew ich woli i przekonaniom. Jeśli ktoś uważa, że jest inaczej, to zamiast posługiwać się groźbą użycia przymusu względem „innowierców”, uzasadnionym wydaje się postulat, by raczej starał się ich przekonać do swojego stanowiska, wskazując, że szacunek należy się np. państwowym symbolom.
W związku z powyższym można by dojść do wniosku, zgodnie z którym należałoby wystrzegać się nakazywania innym pod groźbą użycia przemocy i siły okazywania szacunku innym ludziom bądź obiektom czy symbolom, w tym symbolom państwowym. Jeśli coś lub ktoś zasługuje na szacunek danych ludzi, to nigdy nie będzie on szczerym szacunkiem, jeśli będzie na nich siłą wymuszony. Wymuszony siłą szacunek staje się bowiem uczuciem przypominającym zastraszenie aniżeli doznaniem autentycznej admiracji i podziwu. Wymuszony szacunek to wewnętrzna sprzeczność.
Wszystko to, o czym była mowa powyżej, bynajmniej nie oznacza postulatów masowego bezczeszczenia tego, co dla pewnych osób jest świętością. Nie należy tego odczytywać jako namawiania do masowego niszczenia państwowych symboli tylko dlatego, że dla kogoś mogą być one pozbawione wartości. Wreszcie, nie oznacza to nakłaniania nikogo do, przykładowo, demonstracyjnego palenia państwowych flag celem zamanifestowania swojej pogardy dla instytucji państwa czy rządu. Wynika z tego co najwyżej twierdzenie, że wspomniane przepisy ustawowe powinny zostać wykreślone, ponieważ ingerują w sferę własności prywatnej oraz w sposób rozporządzania nią, który – jak w przypadku starszej osoby tnącej flagę na kawałeczki – nie powoduje wystąpienia szkody u innych. Innymi słowy, korzystanie z tego, co należy do każdego z czytających te słowa w sposób niezagrażający niczyjemu życiu i zdrowiu, nie powinno być żadnemu z czytelników zakazywane tylko dlatego, że komuś innemu taki a nie inny sposób korzystania przez nich z należącej do nich własności może się nie spodobać. Na tym polega wolność słowa, opinii i ekspresji: każdy z nas powinien mieć sposobność manifestowania również postaw określanych jako brak szacunku względem x bądź y, nawet jeśli tym x bądź y jest państwowy symbol. Jedynym ograniczeniem powinno być w tym kontekście karanie tych, którzy niszczą cudzą własność. Tym samym, jeśli ktoś spaliłby należącą do kogoś innego flagę, dopiero wówczas powinien podlegać karze polegającej w pierwszym rzędzie na naprawieniu wyrządzonej szkody.
Wielu, jeśli nie zdecydowana większość, obdarza szacunkiem swoich rodziców, opiekunów bądź inne bliskie im osoby. Czy takie postępowanie wynika wyłącznie z tego, że większość została do tego zmuszona, a wszelkie odstępstwo od normy byłoby ukarane dotkliwą karą? Oczywistym jest, że rodzic może ukarać swoje dziecko, gdy przestanie mu ono okazywać szacunek. Pytaniem pozostaje jednak, czy taki system gróźb i kar jest systemem właściwym dla budowania szacunku wobec innych. Na szacunek należy bowiem sobie zasłużyć. Winien być on szczery i wypływający z wewnętrznych przekonań każdego człowieka z osobna. Jeśli zatem ktoś uważa, że inni ludzie powinni okazywać państwowym symbolom szacunek, to na nim spoczywa obowiązek uzasadnienia, dlaczego należy postępować tak a nie inaczej, nie odwołując się przy tym do argumentu siły, gdy druga strona nie zechce się z nim zgodzić.
Zadekretowany szacunek nie ma niczego wspólnego z szacunkiem, podobnie jak wymuszone braterstwo czy wymuszona działalność charytatywna nie mają niczego wspólnego z braterstwem czy z działalnością charytatywną. Jeszcze kilka dekad temu obowiązywały konstytucyjne zasady, zgodnie z którymi należało szanować „bratni” Związek Sowiecki, ale chyba każdy doskonale rozumie, dlaczego tego rodzaju przyjaźń między narodami należało odgórnie regulować przepisami. Skoro udało się skończyć z tego rodzaju reliktami czasów słusznie minionych, to warto rozważyć odesłanie „do lamusa” kolejnych. Ludzie powinni mieć prawo do nieszanowania tego, co na szacunek ich zdaniem nie zasługuje.
Foto: Nick Sherman, Flickr, CC BY-NC-SA 2.0