Mam wrażenie, że chaos związany z organizacją wyborów prezydenckich przysłania nam znaczenie tego co naprawdę wydarzyło się w dniu 6 maja 2020. Otóż szef jednej partii faktycznie odwołał demokratyczne wybory prezydenckie i sparaliżował cały aparat państwa. To precedens o ogromnym znaczeniu, wręcz nie do wyobrażenia, którego nie wolno lekceważyć.
Byłem przeciwnikiem bojkotu wyborów 10 maja, nawet w tej urągającej wszelkiej przyzwoitości, niekonstytucyjnej formule uważałem, że należy być maksymalnie zmobilizowanym i iść głosować, ponieważ może to być jedna z ostatnich szans na zdobycie urzędu, który może powstrzymać dewastację państwa i prawa w Polsce. Głos grupy publicystów i aktywistów głównie pokolenie 30latków, został w tej sprawie zagłuszony, stanowiskami nobliwych autorytetów opozycji, którzy wybrali moralne świadectwo nad próbę zmiany rzeczywistości. Mam nadzieje, że temat bojkotu mamy za sobą.
Tymczasem to co faktycznie stało się 6 maja 2020 jest o wiele poważniejsze i bardziej przerażające niż nawet wybory zorganizowane z naruszeniem procedur. Podkreślam lider jednej partii po rozmowie ze swoim koalicjantem ogłosił, że odwołuje konstytucyjnie zaplanowane wybory prezydenckie. I ogłosił co orzeknie Sąd Najwyższy. Przeprowadził szereg działań niszczących możliwość wykonywania zadań przez instytucje państwowe, zasłaniając się epidemią, budując atmosferę strachu, stosując dezinformację, przemycając burzące porządek prawny państwa kruczki prawne do ustaw dotyczących innych zagadnień. To wszystko doprowadziło do sytuacji w której Jarosław Kaczyński był w stanie odebrać milionom Polek i Polaków prawa do demokratycznego głosowania i wyboru Prezydenta RP. Wbrew wszelkim procedurom i prawu.
Opinia publiczna wydaje się być dziwnie spokojna. Starcie polityczne odłożone, niektórzy na opozycji nawet triumfują, że Kaczyński musiał zmienić swój plan. Czy musiał? Czy zmienił? O co walczył? Tego nie wiemy. Ten spokój jest nieuzasadniony. Kiedy i czy odbędą się wybory prezydenckie? Na jakich zasadach? Jeśli raz można było wbrew Konstytucji RP i całej machinie biurokratyczno – prawnej państwa, można faktycznie odwołać wybory, to dlaczego zasłaniając się epidemią albo kryzysem ekonomicznym albo czymkolwiek innym nie można doprowadzić do tego ponownie?
„Nieważność wobec nieodbycia” – ok, Sąd Najwyższy być może nie ma wyjścia i musi uznać nieważność takich wyborów. Choć cała ta konstrukcja jest rodzajem logicznej farsy, czy można uznać nieważność czegoś co nie miało miejsca? Ale ja podbijam pytanie, które zadałem kilka dni temu i jest moim zdaniem ważniejsze: jaka jest kara i dla kogo za nieprzeprowadzenie konstytucyjnych wyborów? To jest śmiertelnie poważne pytanie dla przyszłości polskiej demokracji. Czy naprawdę nic nikomu za coś tak fundamentalnego nie grozi?
Trzeba zrobić wszystko, aby doprowadzić do możliwe uczciwych wyborów prezydenckich. Ale też trzeba zrobić wszystko, aby każdy wyborca opozycji wziął w nich udział. Walczymy z zagrożeniem większym niż nam się na co dzień wydaje. To nie będzie czas na bojkot, to będzie czas na walkę. Nawet jeśli Kaczyński swoją manipulacją znów będzie niszczył procedury i porządek prawny. To jest jego sposób na rządzenie. Odejście z pola walki nie jest odpowiedzią, to uznanie jego metod i oddawanie kraju w jego ręce. Musimy walczyć o podstawy działania polskiego państwa, które rozpada się na naszych oczach. Musimy walczyć i głosować.