Opozycja nie odsunie PiS-u od władzy. Nie z tym liderem i nie z tymi specami od marketingu politycznego. Dziś, w powyborczy poniedziałek rano, gdy różnica między rządzącym ugrupowaniem, a KE urosła do niemal 10 proc. na korzyść tych pierwszych, jest jasne, że strategia Koalicji Europejskiej na pokonanie PiS-u nie sprawdziła się.
Na ostatniej prostej przed wyborami do Europarlamentu niemal wszystko ułożyło się po myśli opozycji. Kościołem, z którym PiS dokonał mariażu, wstrząsnął największy od lat kryzys wizerunkowy o podłożu pedofilskim za sprawą dokumentu braci Sekielskich. Pisowski premier najprawdopodobniej kombinował na granicy prawa inwestując w nieruchomości, a szef jego kancelarii kilkanaście razy skłamał w swoich oświadczeniach majątkowych. Jeśli mimo takiego splotu sprzyjających okoliczności, koalicja pięciu ugrupowań nie jest w stanie zrobić lepszego wyniku niż Prawo i Sprawiedliwość z udawanymi rozłamowcami od Bielana i Ziobry, to oznacza, że „you’re doing it wrong”, jak mawiają popularne memy.
Od siebie dodam – terribly wrong.
KE nie miała pomysłu na kampanię, nie miał go też Grzegorz Schetyna – człowiek o charyzmie czajnika elektrycznego. Nie mogło być tym pomysłem zjednoczenie kilku partii wokół idei odsunięcia PiS od władzy. To był zresztą główny (słuszny!) zarzut powtarzany przez obecną władzę, że jedyne, co napędza PO, a później KE, to pragnienie zastąpienia PiS u władzy dla samego faktu. Jeśli człowiek, który jak ja, życzliwie sympatyzuje z opozycją, nie potrafi obudzony w środku nocy w dwóch zdaniach opisać jakie są główne komunikaty, które KE wysyła do wyborców, to znaczy, że one nie przebiły się do przestrzeni publicznej. Istnieją na Twitterze, w mainstreamowej prasie i w głowie Tomasza Lisa, czyli w obszarze dalece niewystarczającym, aby wygrać wybory do rady dzielnicy, a co dopiero europejskie.
PiS tymczasem miał przekaż doskonale prosty, a więc skuteczny.
Rozdajemy pieniądze, które oni chcą wam zabrać, bronimy tradycyjnej rodziny przed zboczeńcami spod LGBT i tęczowej flagi, a kościoła przed laicką Europą i wściekłymi atakami wojujących ateistów. W tym kraju i przy tych możliwościach intelektualnych wyborcy to w zupełności wystarczyło. Co więcej – nie naraziło nawet partii na zarzut tolerowania pedofilii.
Kilka lat temu PiS słusznie założył, że politycznie opłaca się traktować wyborcę jak debila – odtąd nie ma takiej bzdury, której akolici Kaczyńskiego nie wypowiedzą z poważną miną, jeśli tylko jest szansa, że posłuży ona sprawie. Jeśli można na poważnie powiedzieć, że taśmy Birgfellnera są dowodem na uczciwość Kaczyńskiego to oznacza, że nie sens i logika liczy się, ale jasność i spójność przekazu. W tej kampanii, to co mówił Schetyna i wierchuszka PO nie trzymało się kupy ani przez chwilę – ważni ludzie Platformy potrafili jednym tchem odciąć się od Leszka Jażdżewskiego, gdy ten skrytykował kościół, by za chwilę grzmieć, że się wezmą za pedofilię w kościele z całą stanowczością. Oczywiście – dopiero wtedy, gdy odzyskają władzę.
Przezabawne są też te utyskiwania na Biedronia, którego polityczny plan miał rzekomo zaważyć na porażce KE. Jeśli ktoś przekonuje, że zakochany w sobie samorządowiec – gej z wybujałym ego, który uzyskał 1/3 wyniku, jaki zapowiadał, miałby w Polsce zadecydować o tym, czy rządzi nami władza łamiąca konstytucję, czy nie, to chyba nie powinien analizować polskiej polityki.
Co powinna zrobić Koalicja Europejska?
Powinna była – bo nie jestem pewien, czy aby nie jest już za późno – po pierwsze postawić na innego lidera. Zupełnie nie rozumiem zachwytów nad Grzegorzem Schetyną, który co rusz udowadnia, że kompletnie nie ma pomysłu na to, kim być i jak być. Jego „wystarczy być” nie wystarcza, jak się okazuje, zwłaszcza gdy się jest Grzegorzem Schetyną.
Przez te ostatnie miesiące do wyborów parlamentarnych na jesieni Opozycja powinna schować Schetynę i wystawić na pierwszą linię posłów, którzy „potrafią w PR”, jak to się mówi – Arłukowicza, Brejzę, Scheuring – Wielgus.
Powinna narzucić wyrazistą narrację i nie bać się, co z tym zrobi PiS czy pisowska telewizja. Zaproponować zdecydowaną i nieodwracalną laicyzację państwa – sondaże, w które Schetyna jest tak bardzo zapatrzony, nie pozostawiają złudzeń – Polacy chcą tego i czekają na to. Pytanie, czy chce tego konserwatywna przecież partia Schetyny.
Powinna wreszcie konstruować proste komunikaty nie martwiąc się, że nie wszystko w nich trzyma się kupy. Jasny i niepozostawiający wątpliwości przekaz będzie więcej wart niż przeintelektualizowane wykłady Donalda Tuska, które, jak się okazało, ekscytowały wszystkich, tylko nie tych, których powinny – wyborców niezdecydowanych. Wyszło na to, że owszem – mamy rekordową frekwencję przy euro-urnie, ale zrobili ją wyborcy PiS głownie z Podkarpacia i Małopolski, których PiS postraszył gejami, a nie sympatycy Platformy, którym Tusk cytował Marka Twaina i Jerzego Waszyngtona.
Być może dobrze się stało, że KE przegrała te wybory. Zwycięstwo, nawet minimalne, niosłoby ryzyko, że opozycja wpadnie w samozadowolenie i niczym niepoparte przeświadczenie o słuszności własnego planu na prowadzenie krajowej kampanii. A tak, jest cień szansy, że ktoś w KE pójdzie po rozum do głowy, póki nie jest za późno.
Czy może jednak nie?