Obawiam się, że za jakiś czas przewodnik wycieczki po Wawelu prowadząc przez kryptę Srebrnych Dzwonów będzie mówił – tu leży marszałek Piłsudski, zesłaniec syberyjski, komendant legionów, twórca Polski niepodległej, a w przedsionku prezydent RP z początku XXI w., którego najważniejszym osiągnięciem była śmierć w samolocie lecącym na obchody zbrodni katyńskiej. Brutalne? Za kilka lat prawdziwe.
Katastrofa samolotu i jej 95 ofiar z prezydentem RP na czele jest powodem do smutku i żałoby. Nie zakwestionuje tego nikt przy zdrowych zmysłach. Strata w jednym momencie prezydenta RP i kompletu naczelnego dowództwa sił zbrojnych jest potężnym ciosem w struktury państwa – to fakt niezaprzeczalny. Faktem niezaprzeczalnym jest także to, że tragedia smoleńska ujawniła niezgłębione zasoby strony polskiej megalomanii i egzaltacji, przybierającej formy tragikomiczne i niszczące ogólnonarodowy wymiar żałoby.
Ustrój państwa zareagował prawidłowo – ukazując siłę krytykowanej swego czasu konstytucji, która narzuca procedury w takich przypadkach. Obywatele – zareagowali w sposób naturalny – żałobę widziałem w Warszawie na wiele godzin przed jej formalnym ogłoszeniem, żałobę autentyczną i niewymuszoną. A potem. Potem zaczął się chocholi taniec.
P.O. (nomen omen) prezydenta marszałek Komorowski ogłosił najdłuższą żałobę nowoczesnej Europy – 7 dniową (przedłużoną potem do 8) – w historii Polski dłuższa była jedynie ogłoszona po upadku Powstania Warszawskiego ogłoszona przez prezydenta Raczkiewicza (2 tygodnie). Żałoba 6 dniowa towarzyszyła śmierci twórcy niepodległej Polski Józefa Piłsudskiego. Jeśli szukałbym momentu, kiedy autentyczna żałoba zaczęła się psuć byłby to zapewne moment jej formalnego ogłoszenia.
Potem nastąpiła swoista licytacja – kto bardziej żałuje zmarłych, politycy, dziennikarze prześcigali się w wyrażaniu swoich uczuć, po części było to autentyczne, im dalej od tragicznej soboty brzmiało coraz fałszywiej. Wymiar żalu był coraz bardziej dewaluowany.
Największą wpadką medialną żałoby (nie zdementowaną do dziś) było przekazanie informacji o 3 dniowej żałobie ogłoszonej solidarnie z Polską w Brazylii. Smutnym mediom umknął fakt, że Rio de Janeiro dotknęła powódź, pochłaniając prawie 300 ofiar śmiertelnych, a żałobę ogłoszono już 8 kwietnia – albo jasnowidzenie, albo potwierdzenie pojawiającego się już w narodowo-katolickim myśleniu wątku spiskowego – obok Rosjan i Tuska uczestniczył w nim prezydent da Silva, skoro zdołał ogłosić żałobę przed wypadkiem TU – 154..
Żałoba przesłoniła mediom wszystko – w serwisach informacyjnych nie znalazło się miejsce na informację o powodzi w Chinach, wizytę Angeli Merkel w USA itp. Wszystko to nieważne – świat przestał wirować wokół własnej osi, mamy żałobę.
Kolejnym punktem zwrotnym żałoby była chwila, kiedy zaczęły się spekulacje na temat miejsca pochówku prezydenckiej pary – kiedy okazywało się, że ani archikatedra św. Jana (gdzie spoczywają m.in. Gabriel Narutowicz i Ignacy Mościcki) ani Powązki (miejsce spoczynku W. Grabskiego, czy Bora Komorowskiego) nie są godnym miejscem pochówku – godny jest tylko Wawel.
W tym czasie pęka żałoba, jest przesilenie, pojawiają się nieliczne glosy sprzeciwu, wyrażające uczucia wielu milczących – bo sytuacja jest taka – mamy tragedię, musimy ją przeżywać – a każdy, kto się wyłamie jest niegodnym miana Polaka i patrioty. Tak pokazywano protestujących w Krakowie – czy słusznie?
Z naszej obyczajowości i tradycji wynika szacunek dla zmarłych i celebrowanie śmierci i klęsk narodowych, w tą obyczajowość wpisane jest także jednak fredrowskie – „znaj proporcją Mocium Panie”. Naruszenie proporcji rzucało się w oczy, Wawel to miejsce, gdzie obok królów polskich spoczywają Mickiewicz i Słowacki – bo byli królami dusz, gdy carowie władali Polską i ten, który królem nie był, ale w umysłach i sercach Polaków pozycję ma królewską – Józef Piłsudski.
Lech Kaczyński niewątpliwie jest postacią zasłużoną dla historii Polski – z racji współpracy z opozycją od czasów KOR, pełnienia funkcji wiceprzewodniczącego Solidarności przy Wałęsie, prezydentem jednak był mało udanym w opinii przemożnej większości Polaków. Nie potrafił oderwać się od interesów swojej formacji politycznej, nie stał się mężem stanu. Obawiam się, że za jakiś czas przewodnik wycieczki po Wawelu prowadząc przez kryptę Srebrnych Dzwonów będzie mówił – tu leży marszałek Piłsudski, zesłaniec syberyjski, komendant legionów, twórca Polski niepodległej, a w przedsionku prezydent RP z początku XXI w., którego najważniejszym osiągnięciem była śmierć w samolocie lecącym na obchody zbrodni katyńskiej. Brutalne? Za kilka lat prawdziwe.
Nie włączę się w spekulacje, kto spowodował i kto zdecydował o miejscu pochówku tragicznie zmarłych państwa Kaczyńskich – powiem tylko, że szkoda, wielka szkoda, że megalomania i zwykła głupota zniszczyła żałobę, poczucie jedności Polaków w obliczu tragedii, zniszczyła także w dłuższej perspektywie znaczenie śmierci Lecha Kaczyńskiego opodal katyńskich grobów.