Jarosław Makowski: Czy Pan się martwi?
Jarosław Płuciennik: Oczywiście, że się martwię, wieloma rzeczami. Ale staram się również być optymistą. Wierzę w lepszą przyszłość.
W jednym z tekstów zdradził Pan, że ma dzieci, synów, którzy są polem eksperymentu edukacyjnego. Doprecyzowując: czy Pan się martwi o przyszłość swoich dzieci, szczególnie o ich kompetencje zdobywane w szkole do życia w świecie jutra?
– Jest teraz moda na spoofing. Dotknięci tym spoofingiem ludzie mówią: „nie wybaczę wam, łotry!”. Powiedziałbym, że temu resortowi edukacji nie wybaczę tego, że zepsuli edukację moich synów. Pierwszy jest w tej chwili osiemnastolatkiem, który będzie miał w tym roku maturę. Był świadkiem likwidacji gimnazjów…
…które przynosiły pozytywne efekty edukacyjne.
Tak. A teraz jest żywym ciałem, na którym wciąż się przeprowadza reformy. Drugi jest w szkole muzycznej – w tej chwili w szóstej klasie. Obaj poszli jako sześciolatkowie do szkoły. Obecnie doszła pandemia i absolutny bezwład, jeśli idzie o kwestię edukacji cyfrowej. Ministerstwo po prostu nie daje żadnych narzędzi. Nie przygotowało szkół na ewentualność przejścia do zdalnego nauczania i zdalnego uczenia się. To są dwie różne sprawy. W tej sytuacji potrzebna jest racjonalność i przewidywalność systemu, a my mamy nieustanny chaos.
Mamy też przedziwny paradoks: z jednej strony mamy rząd i ministra Czarnka, który chce ugruntowywać cnoty niewieście, przygotowywać młodych ludzi do świata jutra na podstawie encyklik Jana Pawła II. A z drugiej strony jest to rząd, który nie waha się wydać grubych milionów na najlepsze narzędzia inwigilacyjne, żeby podsłuchiwać swoich obywateli. Czy da się łączyć moralny fundamentalizm religijny z nowoczesnością technologiczną?
Powiem więcej: ta ekipa świetnie korzysta z usłużności różnych służb i technik. Potrafi korzystać z różnych firm, także zewnętrznych, mających w swym arsenale nowinki także techniczne w zakresie badań społecznych. To jest bardzo profesjonalna robota. Oni słuchają ekspertów, którzy badają opinię społeczną. Choć lekceważą badania naukowe, nie lekceważą badań społecznych. Z drugiej strony, właśnie to, o czym pan wspomniał – korzystanie z najnowszych technologii. To już nie są tylko podsłuchy. Pegasus, tu warto o tym wspomnieć, to nie jest kwestia podsłuchiwania. To jest sprawa kradzieży danych osobistych, które znajdują się właściwie wszędzie, danych osobistych wielu ludzi, nie tylko tych, których dotknęło to bezpośrednio. To jest włamanie się w życie osobiste w bezprecedensowy sposób. I jestem przekonany, że to jest nielegalne w Polsce, bo nielegalne jest złodziejstwo, nielegalne jest włamywanie się, nielegalne jest wchodzenie z buciorami w życie prywatne. Tak jak na przykład policja musi zastukać po godzinie 6:00 i mieć nakaz, tak Pegasus nie musi go mieć. I to mnie przeraża.
Jestem też przekonany, że to jest rząd cyników i nihilistów. Oni traktują wszystkie wartości, również wartości duchowe, czysto instrumentalnie. Mnie jako chrześcijanina bardzo to boli, bo to zbratanie się z wartościami pseudokatolickimi, jest poza moimi możliwościami percepcji. Te wartości są wykorzystywane czysto instrumentalnie po to tylko, żeby zdobywać sobie poszczególne tereny, po to, żeby wymieniać ludzi w państwowych instytucjach. To najlepiej widać na przykładzie Przemysława Czarnka, który jest absolutnym cynikiem. To jest ktoś, kto udaje radykała, natomiast mówi to, czego się od niego oczekuje w sensie politycznym. Zresztą jego nikła działalność naukowa potwierdza jego koniunkturalizm.
Rząd wchodzi z buciorami, bez pukania, do naszego życia prywatnego. Czy my mamy narzędzia, by bronić się przed tym rodzajem inwigilacji? Czy jako społeczeństwo jesteśmy do tego przygotowywani przez edukację cyfrową?
Najpierw trzeba doprecyzować, co mamy na myśli, mówiąc „edukacja cyfrowa”. Z jednej strony edukacja cyfrowa to jest edukacja przy pomocy cyfrowych narzędzi, te wszystkie platformy, np. MS Teams, Zoom, Google Meet, także otwarta platforma Moodle i kilka innych. Z drugiej strony jest to coś, co można nazwać piśmiennością, czy abecadłem cyfrowym. Po angielsku to jest cultural literacy, czyli właśnie kompetencje cyfrowe. W tym kontekście trudno jest naprawdę oczekiwać w tej chwili od polskiej szkoły, która jest niedoinwestowana, w której nauczyciele są coraz starsi, jakiejkolwiek odpowiedzi.
Potrzebne jest działanie obywatelskich organizacji, fundacji, które się zajmują edukacją cyfrową. Szkoła jako taka nie podoła. Zwłaszcza pod tym ministrem, a za chwilę, jeśli wejdzie „lex Czarnek”, to będzie jeszcze gorzej, bo o wszystkich kadrach będzie decydował minister. We wszelkiej rewolucji, jaką prowadzi władza PiS, również w rewolucji w szkołach, chodzi głównie o kadry, żeby nimi manipulować. Zamiast nowoczesnej edukacji będzie taka kurator, jak jest w Małopolsce, która urząd państwowy myli z urzędem kościelnym. Ona będzie multiplikowana wszędzie. Oczywiście oficjalna wersja jest taka, że to wszystko dla rodziców, ale przecież to jest prewencyjna cenzura, wprowadzana personaliami.
To jest cofnięcie nas absolutnie do czasu centralizacji komunistycznej i jeśli ministrowi Czarnkowi nie schodzi z ust słowo „demoralizacja” czy „ochrona przed demoralizacją”, to ja powiem wprost: „Ręce precz od moich dzieci i ręce precz od demoralizowania przez Przemysława Czarnka moich dzieci!” Jeżeli ktoś pozbawia edukację w Polsce cnót obywatelskich, to jest to demoralizacja, prawdziwa demoralizacja, a nie to, że jakaś organizacja będzie przekonywać do tolerancji w szkole, w rodzinie i społeczeństwie.
Bezpieczeństwo cyfrowe powinniśmy traktować tak, jak bezpieczeństwo środowiskowe, to znaczy, budować sprzyjający klimat. Czy to, że tego nie ma dziś w polskiej szkole, to jest celowe działanie? Że bez tych kompetencji cyfrowych społeczeństwo wobec rządu z zacięciem podsłuchowym jest bezbronne?
Celowe jest antynaukowe nastawienie tego rządu. Antynaukowe w szerokim tego słowa znaczeniu, bo to, o czym my tu teraz mówimy, to jest refleksja naukowa, refleksja kulturoznawczo-medialna, która zdaje sprawozdanie z tego, co się dzieje w dzisiejszym świecie. Współcześnie w świecie nic nie istnieje poza cyfrową kulturą. Dlatego brak ochrony siebie samego przed elementami kultury cyfrowej, a zatem także przed narzędziami, jest rodzajem wystawienia siebie, nawet dziennikarzy, na porażkę. Powtórzę tutaj: ta formacja korzysta z technik, ale procedury naukowe i naukę lekceważy.
Zwolennicy tego rządu mówią: „jak ktoś nie ma nic do ukrycia, to czego ma się obawiać?” Nie mam nic do ukrycia i prowadzę życie, można powiedzieć, publiczne. Bardzo często kłócę się z żoną na Facebooku. Nie mam problemu z przyznaniem się do różnych rzeczy publicznie. Ale jeśli ktoś nie ma nic do ukrycia, czy to oznacza, że wychodzi nago na ulicę? No nie. Wszyscy ubieramy się jakoś i nikt nie robi (chyba że jest to protest, jak w przypadku Johna Lennona) transmisji z sypialni po to, żeby się komunikować z innymi. Nie cnoty niewieście, a cnoty obywatelskie, bez względu na płeć, wymagają wzmocnienia przez edukację.
I jeszcze jeden paradoks: z jednej strony Pegasusem inwigiluje się totalnie, a z drugiej strony, jak dziennikarze chcą się czegoś dowiedzieć, to jest to tajemnica państwowa, albo jest próba zbywania, albo lekceważenia komisji senackiej i nieprzychodzenia na jej posiedzenia. Dla mnie to jest ewidentny znak, że w Polsce demokracja już nie działa. I ta edukacja cyfrowa, o której dzisiaj mówimy, to jest rzecz, która w tej chwili musi być w rękach obywatelskich. Apelowałbym o to, żeby uczelnie, które są przygotowane znacznie lepiej, wchodziły w różnego typu stowarzyszenia z obywatelami i ze szkołami oraz wspólnie edukowały dzieci. To jest możliwe tylko dzięki jakimś nadzwyczajnym działaniom. One są potrzebne. Potrzebujemy nadzwyczajnego porozumienia sił edukacyjnych w Polsce, mającego na celu edukację cyfrową. Nie tylko w tym kontekście, aby nauczycieli nauczyć posługiwania się narzędziami cyfrowymi, chociaż to też jest potrzebne – ale głównie właśnie chodzi o kwestię wiarygodności źródeł wiedzy i sposobów ich rozróżniania.
Zdobycie wiedzy nie jest dziś problemem. Problem pojawia się przy segregacji owej wiedzy, czy też, używając języka biblijnego, oddzieleniu ziarna od plew. Tu zaczyna się kłopot z przygotowaniem młodych ludzi – jak oddzielić rzetelną wiedzę do wiedzy śmieciowej? Czy polska szkoła na tym etapie, na którym znajduje się dzisiaj, w ogóle przygotowuje do nauki myślenia, do nauki krytycznego analizowania źródeł?
To zależy od nauczyciela. Znam nauczycieli, również nauczycieli moich synów, którzy uczą krytycznego myślenia, ale to jest indywidualna decyzja i walor poszczególnych nauczycieli. System natomiast jest absolutnie dysfunkcyjny w tym aspekcie. System jest od tego, żeby powielać formułki, żeby mówić dosłownie to, co wyczytano, żeby uczyć się na pamięć, żeby uczyć się niesamowicie wielkich obszarów wiedzy specjalistycznej, którą się zapomni, bo przecież jeżeli czegoś się nie używa, to się zapomina. „You don’t use it, you lose it”, jak to mówią Anglicy.
Mój szóstoklasista uczył się na przykład bardzo szczegółowych danych na temat życia tasiemców. Opowiadał o nich bardzo szczegółowo w różnych okolicznościach. Po co komuś w szóstej klasie takie wiadomości? Potrzebujemy rewolucji, o której mówi sir Ken Robinson. W niej najważniejsze są kreatywność, samodzielne myślenie, praca w zespole, krytycyzm. To są kluczowe jakości, których potrzebują nasze dzieci dziś i jutro. Tyle że szkoła dzisiaj nie przygotowuje ani do kreatywnego, ani do samodzielnego myślenia, ani do pracy w zespole.
Słuchając w jak niebezpiecznym świecie będą funkcjonować nasze dzieci, z nostalgią wspominam swoją edukację.
Świat już niedługo będzie się dzielił na tych, którzy będą kierowani przez algorytmy wielkich korporacji cyfrowych i tych, którzy będą żyli w miarę autonomicznie, bo ich będzie stać, albo też będą dobrze wyedukowani. Nie chciałbym, żeby moje dzieci były kierowane przez algorytmy, to znaczy odpowiadały wyłącznie na klikanie i na to, co zaprogramują jacyś tam ludzie, jacyś spece, ukryci pod algorytmami. Pod nimi zawsze są jacyś ludzie: albo biznesmeni, albo jakieś służby specjalne, czasami obce wywiady. Ingerencja w brexit, ingerencja w wybory w Stanach Zjednoczonych czy w wybory prezydenckie w Polsce – to była kwestia ingerencji zewnętrznej, o tym pisał między innymi Timothy Snyder.
Prowadziłem kiedyś projekt oparty na badaniach, z których wynikało, że chłopaki między 11. a 13. rokiem życia przestają czytać. I odchodzą albo do gier komputerowych, albo do sportu. Co zrobić, żeby jednak czytali? Bo czytanie daje pewną kompetencję. Nie jest drogą wciskanie im jakichś ramot lekturowych – za przeproszeniem. Rozumiem, że trzeba wiedzieć, kto to był Mickiewicz, Słowacki, ale pasja czytelnicza to jest kwestia tu i teraz. To jest kwestia dobierania lektur, które się będą czytać. Jeżeli to będzie, nie przymierzając, Harry Potter, niech czytają Harry’ego Pottera, dlaczego nie? Ale żeby tylko czytali! Dzięki temu zdobędą kompetencje narracyjne istotne dziś i jutro, kompetencje potrzebne także w świecie cyfrowym, żeby móc dostrzegać nie tylko poszczególne drzewa, ale całe lasy.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl