Judyta jest decyzją. Latami włóczę się po muzeach świata, żeby znaleźć ją w kolejnej odsłonie. Wyobrażenia, które zamykają kobiecość w scenie na pozór tylko ustalonej, a przecież pasującej do epoki; do czasu, co wydobyć ma siłę i moc. Każda inna, a przecież zawieszona w tej samej historii, wiek za wiekiem, obraz za obrazem powtarzająca opowieść, na której końcu jest miecz/nóż i głowa, którą trzeba odciąć. Decyzja do podjęcia. Świat do uratowania. „Ja” do wybrania. Wszystko, co tylko się liczy, ustawione w jednym szeregu, zracjonalizowane, pewne, a czy na pewno świadome?
Ta u Cranacha – już upozowana, z dumą prezentuje nagi miecz i głowę… zaśniętą/odciętą/uśpioną na wieki wieków. Zimna, beznamiętna, z ironicznie zmrużonymi oczami; kobieta o dłoniach, co wykonają każdą pracę. Judyta Botticellego – co wraca do miasta, do domu, z lekkością, jakby stąpała po chmurach; ta zamyślona, a jakby o tony lęków lżejsza. Wymalowana przez Giorgione spogląda z wyższością wiedzy o lepszej sprawie; ta Goi rozpala wieczny ogień. Judyta Gentileschi przemocą szafuje już bardziej dosłownie, z uwagą, w skupieniu, a przecież z lekkim obrzydzeniem „odpiłowuje głowę” przytrzymywanemu przez służącą Holofernesowi. Krew tryska, strach ścina białka oczu… jakież to dosłowne. U Franza Stucha triumfuje, na żywego/śpiącego jeszcze patrząc z pogardą. Już wie, co będzie dalej. Że tylko krok i… wolność, i spokój, i bezpieczeństwo. I nie trzeba się będzie bać. Tu krok tylko dzieli strach od odwagi. Prawdę od fałszu. Decyzje najbardziej brzemienne w skutki od trwania w uporze, w micie, w złudzie; od wszystkich tych miejsc gdzie jesteśmy z przyzwyczajenia, strachu (o siebie/innych), a w których tak naprawdę dla dobra wszystkich nie powinniśmy być. Judyty Klimta – ta pierwsza, zmysłowa i druga, okrutna, bez drgnienia ręki zdolna do wszystkiego; ta co uwidacznia kryzys męskiego ego, w niemej rozpaczy zjadającego własny ogon. Tak wiele ich, i jeszcze więcej. Tak, że każda z nas może znaleźć swoją.
I w końcu moja ulubiona, Judyta Caravaggia. Młoda dziewczyna pełna uwagi. Bo oto wszystko się właśnie zmienia; bo po mieczu nic już nie będzie takie samo. Kobieta w momencie przejścia; zawieszenie pomiędzy dziewczęciem a kobietą świadomą, w której teraz chce iść stronę. Chce albo i… musi. Nie tylko, że w prawo czy w lewo, w górę czy w dół, naprzód, a czasem za siebie. Miedzy słabością a siłą. Między niewinnością a… życiem. Miedzy spokojem a zranieniem. Naiwnym zapatrzeniem a nocami wycia w poduszki. Ta, co staje naprzeciw świata, wiedząc, że już zawsze stawać tak musi. Że tu nie ma miejsca na inny wybór. Że… już taki los. Czas, gdy kruchość ustępuje sile, a strach nie ma już wielkich oczu.
Od czego uciekamy? Ku komu lub przeciw komu? W Judytach nie ma miejsca na zabawy w niuanse, na obłaskawianie rzeczywistości, na podejrzane układy między nami a światem. Jest widzenie tego, czego pozornie nie ma – albo inaczej widzenie i rozumienie znacznie więcej niżby się innym wydawało; szczerość bez ucieczek przed tym, co jest naprawdę; co by być mogło, gdyby tylko dało się obłaskawić głupotę. Jest triumf – nad innymi, a kiedy indziej… nad sobą. Nie o triumf zresztą chodzi, ale o szczerość. Tu nie ma prostego rachunku „winien/ma”. Jest integralność piękna, wydobycie z beznadziei, bezradności, załamania. Jest światło poranka, co oddaje głos, oddaje siłę, co pozwala wrócić do własnego spokoju. Tego prawdziwego, a nie utkanego z przemilczeń, ucieczek i kłamstw.
Tu… Tnę jak nożem. Wybaczam. Niszczę. Troszczę się. Pozornie pełna sprzeczności, wie przecież, dokąd to wszystko zmierza. Tu odzyskujemy. Głos, czas, poczucie wartości, zapomniane pasje, zaniedbane plany, odpędzone marzenia. Odzyskujemy krok po kroku – rozwijając, doceniając, odcinając, tworząc więzi.
Tu… sztuka być kobietą. Nie tylko w artystycznym głosie; w każdej ze sztuk, co uparcie naśladuje życie, jakąkolwiek z form zdecyduje się ono przyjąć; w tym co widzialne, myślane, czynione, zdecydowane. W przygarnięciach i odrzuceniach. W cięciu niczym ostrzem miecza; w spokoju zmrużonych oczu, w sznurowaniu ust, co przebiega na granicy łez. W mówieniu „Tak”, gdy trzeba. W mówieniu „Nie”, gdy chcę, gdy warto. W bezpowrotnym przekreśleniu, ale też w oczekiwaniu otwartych ramion, co przygarną. Choć przecież nie będą czekać wiecznie.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl
