Suma propozycji PiSu to nie nadwyżka 34 mld zł a deficyt 70 mld zł
Kandydatka PiSu na premiera rządu RP pani Beata Szydło po kilkumiesięcznych żądaniach opinii publicznej przedstawiła wreszcie wyliczenia, skąd PiS weźmie środki na realizację swoich i Prezydenta Elekta obietnic. Tak żenującego, zafałszowanego i naciąganego dokumentu finansowego od kandydata na wysokie stanowisko państwowe sobie nie przypominam, a zapewniam, że niejedne fikcyjne wyliczenia już w życiu oglądałem.
Zacznę od pochwały. Jedna liczba się zgadza: koszt świadczenia 500 zł miesięcznie na każde dziecko od drugiego zaczynając wyniesie jakieś 22 mld zł rocznie. Dalej, proszę nie łapać mnie na szczegółach, ale o rząd wielkości chodzi, same błędy. Cofnięcie wieku emerytalnego do 60 dla kobiet i 65 dla mężczyzn ma kosztować wg p. Szydło maksimum 13 mld rocznie a w praktyce ok. 10, bo część ludzi sama zechce dalej pracować. Patrzę do Rocznika Statystycznego 2014. Wg prognozy ludności na 2040 rok, kiedy zakończy się podwyższanie wieku emerytalnego do 67 lat, w wieku emerytalnym znajdzie się 8,4 mln osób, ale gdyby obowiązywał wiek 60/65, to będzie ich 10,9 mln, czyli 2,5 mln więcej. Zakładając, że 80% pobierać będzie emeryturę, która dziś netto wynosi średnio ok. 1,7 tys. zł, otrzymamy dodatkowy koszt – 40,8 mld zł. Ponadto, te 2 mln ludzi nie będzie już pracować i wpłacać składek na fundusze emerytalne. Jeśli składka wyniosłaby 400 zł miesięcznie, to fundusze emerytalne tracą rocznie 9,6 mld zł. Razem na minusie mamy ponad 50 mld zł rocznie a nie 10-13 jak podaje PiS. Do 2040 roku liczba emerytów zwiększyłaby się o 30 procent a wypłaty tylko o 8-10 proc. Jak to możliwe, pani Szydło nie wyjaśnia. Z tego powodu, że część osób po przekroczeniu wieku emerytalnego będzie dalej pracować niczego na wypłatach emerytalnych nie zaoszczędzimy, jak twierdzi kandydatka na panią premier. Szkoda, że nie wie, iż w Polsce, kto przekroczył powszechny wiek emerytalny może i pracować dalej, i pobierać emeryturę.
Kwota wolna od podatku podniesiona o 5 tys. zł, z 3 do 8, ma wg Szydło zmniejszyć wpływy do budżetu jedynie o 7 mld brutto, ale ponieważ w rękach podatników zostanie wówczas 39 mld zł, to ludzie te pieniądze wydadzą i dzięki temu do budżetu… wpłynie 9 mld z VATu, czyli per saldo budżet zarobi… 2 mld zł! Genialna bzdura. Policzmy: 5 tys. zł razy 24 mln podatników razy 18 procent daje 21,6 mld zł, a nie 7 mld jak wylicza p. Szydło. 9 mld odzysku byłoby, gdyby na wszystko był VAT 23%. (39 mld zł razy 23% daje 9 mld zł). Najwidoczniej członkini sejmowej Komisji Finansów zapomniała, że na żywność i trochę innych produktów mamy 5 lub 8 procentową stawkę VAT a nie 23. Odzysk może wynieść z 5 mld zł czyli per saldo stracimy 16,6 mld a nie zyskamy 2, jak zapewnia kandydatka. Ponadto, jeśli liczymy, że ulga w podatku dochodowym daje odzysk w postaci VATu, to trzeba i liczyć straty, kiedy lepsze ściąganie VATu zmniejszy wydatki ludności i wpłaty VATowskie z tego tytułu. Tego aspektu w ogóle nie ma wyliczeniach.
Luka w ściąganiu podatków wynosi 52 mld zł rocznie wg raportu MFW, a jeszcze 4 mld zł odpływa do rajów podatkowych. P. Szydło zakłada, że całą tę lukę ściągnie do budżetu, ale nie mówi jak. Otóż od lat i w Polsce, i w wielu innych krajach trwa walka o zmniejszenie wyłudzeń i oszustw podatkowych a uszczelnianie sytemu podatkowego jest stałym zaleceniem ekspertów. W mijającej kadencji sejm wielokrotnie, zdarzało się, że przy udziale PiSu, przyjmował różne odwrócone VATy, optymalizował kontrole skarbowe, upoważniał Prezydenta do ratyfikacji umów podatkowych z rajami podatkowymi itd. Na nadmierną pazerność fiskusa podatnicy uskarżają się do tego stopnia, że na wniosek Prezydenta Bronisława Komorowskiego wprowadzany jest przepis o rozstrzyganiu wątpliwości zawsze na korzyść podatnika. Trzeba poprawiać ściągalność podatków i wzmacniać państwo w walce z kombinatorami podatkowymi. Ale nie istnieje żadna czarodziejska różdżka, za pomocą której całą lukę podatkową da się skasować. To niestety tylko wishful thinking. Ale załóżmy bardzo optymistycznie, że zmniejszymy lukę podatkową i odpływ do rajów podatkowych łącznie na 10 mld zł.
Opodatkowanie wielkich sieci handlowych ma dać ekstra przychód 3 mld zł. Można próbować, ale nie ma sposobu na to, aby właściciele Biedronek, Carrefourów, Lidlów itp. nie odbili sobie extra podatku wyższymi marżami i cenami na sprzedawane produkty codziennego użytku, w tym żywności. Czy o to chodzi? Trybunał Konstytucyjny też może się zastanawiać, dlaczego sklepy mają płacić różne podatki zależne od powierzchni?
Na podatku bankowym PiS chce zarobić 5 mld zł. Też łatwo przewidzieć, że ostatecznie zapłacą za to klienci wyższymi opłatami bankowymi. A tak się system bankowy i bezgotówkowy ładnie rozwijał. Naciągane jest uzasadnienie do wprowadzenia tego podatku, że jakoby banki nie płacą podatków, bo całe zyski wywożą z Polski. Wśród 15 największych płatników CITu jest aż 5 banków. Poza tym banki więcej kapitału do Polski wwiozły niż wywiozły. Zakazu transferu zysków nie możemy wprowadzić, bo jesteśmy w Unii Europejskiej, gdzie obowiązuje swobodny przepływ kapitału. Spec podatek na banki nie będzie sprzyjać napływowi kapitału bankowego do Polski a raczej odpływowi. Warto też przypomnieć, że zgromadzony przez wyklinany sektor bankowy Fundusz Gwarancyjny uratował setki tysięcy deponentów SKOKów, którzy utraciliby swe oszczędności na skutek mało profesjonalnego nadzoru Kasy Krajowej SKOK, którą kierował senator PiSu Grzegorz Bierecki. W sumie za propozycją ekstra opodatkowania banków więcej jest ideologicznego zacietrzewienia niż obrony realnych interesów polskiej gospodarki.
Beata Szydło wyliczyła, że realizacja obietnic Prezydenta elekta i PiSu kosztować będzie rocznie 39 mld, ale dodatkowe wpływy wyniosą 73 mld zł, tak więc jeszcze 34 mld zł zostanie na skasowanie deficytu budżetowego!!! Z moich skromnych wyliczeń wynika, że realizację tej części obietnic PiSu będzie kosztować budżet 93,6 mld zł a dodatkowe wpływy (nawet uwzględniając podatek na supermarkety i banki, czego nie popieram), to 23 mld zł. Deficyt budżetu powiększy się o 70 mld zł. Przypomnę, że w 2014 r. wyniósł 29 mld. Kandydatka nie objęła swoim rachunkiem wielu innych obietnic: utrzymania wszystkich nierentownych kopalń, odbudowy nierentownych stoczni, budowy polskiego przemysłu, obniżenia podatków dla małego i średniego sektora, obniżenia składek rentowych, zapewne odkupienia banków zagranicznych, bo mają być spolonizowane itd. itp. W sumie, to szarlataneria, na którą nie możemy się dać nabrać, jeśli nie chcemy skończyć jak Grecja.