Wielka Brytania jest innym krajem niż Polska. Tam większość ludzi wierzy wiedzy medycznej i rozumowi. W Polsce większość nadal wierzy w cuda. I to byłoby ok, gdyby nie druga różnica. W Wielkiej Brytanii wiara w rozum połączona jest z empatią. W Polsce wiara w cuda łączy się zaś z brakiem empatii. Jeśli u nas choremu dziecku nie pomoże Bóg, to nie pomoże mu też rząd, NFZ i żadna inna państwowa instytucja.
Przez opłotki polskiej prawicy przetoczyła się fala oburzenia decyzją brytyjskiego sądu, aby zaprzestać sztucznego utrzymywania przy życiu dziecka, które nie ma niestety żadnych szans na ratunek. Takich decyzji lekarze podejmują na całym świecie (także w Polsce) bardzo wiele każdego tygodnia. Tym razem jednak nagłośnienie sprawy przez rodzinę dziecka wywołało batalię prawną, a następnie medialną burzę, w efekcie czego akurat ten przypadek stał się dla rzeszy fanatyków okazją do pokazania światu swoich ślepych na rzeczywistość pryncypiów. Ochoczo dołączyli do tego naturalnie fanatycy sprawujący władzę w Polsce i ich „baza”. Tomasz Terlikowski, który od lat w nosie ma liczbę wykonywanych w tzw. podziemiu aborcji, a interesuje się tylko kształtem powszechnie łamanej ustawy, co 5 minut pisał na ten temat tweeta, co drugiego z nich ubarwiając wzywaniem imienia Jezusa dla większego efektu wow. Kaja Godek, bezkompromisowo walcząca o życie niepełnosprawnych płodów, ale mająca w nosie los urodzonych niepełnosprawnych i ich rodzin, których dramat życiowy i niezdarność polskiego państwa zmusiły do koczowania w Sejmie, także skorzystała z okazji, aby przeć na „szkło”.
Ale Terlikowski i Godek inaczej nie potrafią. Ich „rola” społeczna polega na dawaniu publicznie głosu zupełnie irracjonalnemu fanatyzmowi. Nie są to postaci warte dłuższego komentarza. Jednak w podobnym tonie wypowiedzieli się w social media także prezydent Polski i jej była premier, obecna wicepremier, podobno do spraw społecznych. Stanęli oni na czele ruchu wsparcia, którego szpicą było wezwanie Szydło do Rady Europejskiej, aby ta zaingerowała w procedury sądownicze państwa członkowskiego UE i zmusiła władze brytyjskie do zmiany wyroków oraz jej zapowiedź, że rząd Polski udzieli enigmatycznej „pomocy” rodzinie chłopca. Ariergardą tego ruchu wsparcia były zaś zapowiedzi polskich kiboli, że wedrą się do szpitala w Liverpoolu i „wyzwolą” dziecko.
Nikt poważny nie może wierzyć w szlachetne intencje Dudy, a zwłaszcza Szydło. To firmowany przez tych dwoje polityków obóz władzy odmówił przyjęcia w Polsce uchodźców ze strefy wojny, w tym dzieci, których tysiące już straciło życie wskutek odwrócenia się także naszego kraju plecami od ich dramatu. W przeciwieństwie do małego Brytyjczyka, te dzieci miały szanse żyć, ale najwyraźniej liderzy PiS inaczej ważą życie przedstawicieli różnych kręgów kulturowych. Szydło nie zgodziła się na także na realizację planów miasta Sopot, aby w tamtejszej klinice leczyć kilkanaścioro dzieci, które odniosły obrażenia wskutek działań zbrojnych w Syrii. Wtedy pani premier miała prawdziwą szansę zabłysnąć, jako ratowniczka życia, ale wybrała inaczej. Dzisiaj nie jest zatem już wiarygodna, gdy pustym, teatralnym gestem pokazuje światu swoje zagrane dla picu rozterki i daje świadectwo istnej dulszczyzny, gdzie wiara i wartości są tylko show. Albo ewentualnie przydają się, aby w „przekazach dnia” odwrócić uwagę od dramatycznego protestu osób niepełnosprawnych w polskim Sejmie.
Żaden z pisowskich polityków nie oburza się, gdy Internet musi zbierać pieniądze na ratowanie życia śmiertelnie, acz uleczalnie chorych polskich dzieci, które NFZ i jego procedury już skreślili. Wówczas milczą, choć mogą realnie pomóc – mają władzę i pieniądze. Teraz, gdy chodzi o Brytyjczyka, który stracił 70% mózgu i nie ma szans na wyjście ze stanu wegetatywnego, nagle rodzi się w nich człowieczeństwo. Na pewno owo człowieczeństwo znów powróci do stanu uśpienia, gdy reflektory zgasną, a szansa pożonglowania pięknymi słówkami przed włączonymi kamerami przeminie.
Wielka Brytania jest innym krajem niż Polska. Tam większość ludzi wierzy wiedzy medycznej i rozumowi. W Polsce większość nadal wierzy w cuda. I to byłoby ok, gdyby nie druga różnica. W Wielkiej Brytanii wiara w rozum połączona jest z empatią – tam nikt nie uwierzy, że sędzia postanowił „zagłodzić” mające szanse na wyzdrowienie dziecko, bo jest gejem, „genderowcem” czy „aborcjonistą”. W Polsce wiara w cuda łączy się zaś z brakiem empatii. Jeśli u nas choremu dziecku nie pomoże Bóg, to nie pomoże mu też rząd, NFZ i żadna inna państwowa instytucja. To tutaj chętnie płaci się matce za donoszenie ciąży i urodzenie kalekiego dziecka, ale gdy prosi kilkanaście lat później o pomoc, czyni z niej obiekt skomasowanego ataku nienawiści.
Polska pod rządami prawicy to rozpacz.
