Oto nadszedł. Rok 2019. Rok kluczowych wyborów. Rok, w którym może skończyć się PiS. Rok, na który od lat czekamy. Rok wielu nadziei. Cel wielu przygotowań. Temat niezliczonych debat. Czas decyzji w zasadzie pokoleniowej.
Od prawie 3 lat za dogmat po opozycyjnej stronie uznawano to, że w kluczowych wyborach 2019 opozycja wystartuje w jednym bloku. Nie miały to bowiem być zwykłe wybory, a ostatnia szansa na ratunek kraju. Sejm kolejnej kadencji nie miał być zwykłym Sejmem, a Konstytuantą, która zajmie się tylko trzema zadaniami: wzmocni lub zmieni konstytucję, aby jej łamanie przestało być wykonalne; usunie prawne skutki niekonstytucyjnych ustaw i nominacji czasów PiS; postawi winnych konstytucyjnych deliktów przed Trybunałem Stanu. Potem Sejm-Konstytuanta ta rozwiązałaby się, a wyborcy wybrali w zwykłych wyborach kolejny, zwyczajny Sejm, dobierając z palety różnych ideowych opcji program społeczny i gospodarczy nowego rządu.
Do wyborów zostało nieco ponad pół roku i wiadomo, że wszystkie te wizje były efektownym biciem publicystycznej piany. Była to ciekawa lektura politologicznego science-fiction, ale nie realna prognoza przebiegu zdarzeń. Zamiast tego w tym roku czekają nas zwyczajne wybory do zwyczajnego Sejmu. Wystartuje w nich bardzo wiele partii, niektóre w koalicji, inne samodzielnie. Osią sporu nie będzie bilans rządów PiS i naprawa Rzeczpospolitej, a wiele różnych, interesujących obywateli tematów, wśród których będzie i temat ustroju czy państwa prawa, ale jako jeden z wielu. Wyborców, w tym wyborców opozycji, bardziej interesuje dzisiaj polityka społeczna, szkoły, służba zdrowia, jakość administracji, poziom debaty publicznej i stan mediów, ułatwienia dla przedsiębiorców, sprawy obyczajowe, równość płci, podatki, jakość powietrza, przyszłość UE, transport i co najmniej kilkanaście innych spraw. Coraz mniej ludzi załamuje ręce nad praworządnością. Władza w ostatnim roku kadencji trochę luzuje śrubę (przykręci ją znów po ewentualnej reelekcji, jeśli będzie dosadna – nie ma tutaj żadnych złudzeń). Kasandryczne przepowiednie, iż wybory 2019 mogą być ostatnimi demokratycznymi w Polsce, znikły z łam. Wydaje się, że polski system nie daje i nie da się domknąć domorosłym wannabe autokratom. Po grudniowym wchłonięciu części Nowoczesnej przez PO, z entuzjazmu dla jednej listy niewiele zostało. Opozycja nie będzie jednością, ale i na prawicy wokół PiS pojawią się 2-3 konkurencyjne listy.
Jak zachować się mądrze, jako wyborca, w tym jednak innym od antycypowanego środowisku wyborów 2019? Cóż, w tym roku głosować będziemy dwukrotnie i będą to bardzo różne rodzaje wyborów. Inne kalibry znaczeniowe, inne cele, inne zasady, inne skutki, inna natura.
Choć odbędą się później, zacznijmy od spojrzenia na jesienne starcie o Sejm, Senat i władzę nad Polską w latach 2019-23. To najważniejsze polityczne wydarzenie w Polsce od wejścia do Unii Europejskiej. Nawet jeśli PiS boimy się mniej niż do 2017 r., to jednak oddanie tej partii władzy na kolejne 4 lata nie tylko spowoduje powrót PiS w poetyce pierwszej części mijającej kadencji, nie tylko zawłaszczanie państwa pójdzie dalej i obejmie zapewne część prywatnych mediów, ale w istocie pewne procesy zostaną tak utrwalone, że Polska może już nigdy (czytaj: nigdy w tym pokoleniu) nie wrócić do głównego schematu europejskich norm politycznych. Co więcej, reelekcja PiS będzie swoistym stemplem akceptacji obywateli dla tego wszystkiego, co PiS od 2015 r. uczynił z polskim systemem ustrojowo-prawnym. Będzie wyrażoną już bez żadnych podtekstów i wątpliwości zgodą Polek i Polaków na rozstanie się z zachodnioeuropejskim modelem państwowości.
Dlatego nasz wybór do Sejmu i Senatu musi być podyktowany tylko i wyłącznie temu jednemu taktycznemu celowi, jakim będzie pokonanie PiS i obalenie obecnego rządu. Głosując, musimy baczyć na to, aby każdy nasz pojedynczy głos maksymalizował prawdopodobieństwo uzyskania tego rezultatu. To oznacza, że w tych wyborach nie wolno nam popierać partii i list, co do których istnieje ryzyko, że nie przekroczą wyborczego progu. Nie może zostać powielony błąd w postaci głosowania na listy lewicy 4 lata temu, które progu nie przekroczyły i umożliwiły Kaczyńskiemu sukces wyborczy dość małą ilością głosów. Opozycja może mieć w tych wyborach 2-3 listy. Jednak ich liderzy powinni brać pod uwagę scenariusz wycofania list przed dniem wyborów, jeśli rzetelne, wewnętrzne badania będą pokazywać ryzyko zmarnotrawienia opozycyjnych głosów. Liderzy listy najsilniejszej powinni mieć w zanadrzu ofertę współpracy dla polityków z takiej listy, która zostanie w ramach dbania o maksymalizację wyniku opozycji wycofana z wyborczego wyścigu na krótko przed metą. Jeśli oprzeć się na dzisiejszych sondażach, najbezpieczniejszy głos w wyborach do parlamentu będzie głosem na koalicyjną listę stworzoną wokół PO, ale zobaczymy, na ile ta dynamika się utrzyma.
Zupełnie inny charakter mają wybory europejskie w maju. W ich efekcie PiS od władzy odsunąć się nie da. Nadużyciem bez oparcia w danych naukowych jest także uparte twierdzenie, że aby PO mogła wygrać jesienią, musi wygrać też w maju. Nie musi, liczba zmiennych tutaj oddziaływujących jest znaczna. Żółta kartka dla największej partii opozycji w tych wyborach może podziałać mobilizująco, zmusić do bardziej poważnego podejścia do głosów krytykujących jej zachowawczość w budowie nowego programu, deficyt przyszłościowej oferty, fiksację na partii władzy i ograniczenie się do reaktywności na jej posunięcia. W końcu to właśnie eurowybory mogą przejąć funkcję prawyborów w tym roku. Tworzenie narracji wiążącej w sposób konieczny oba wyniki to tylko narzędzie łowienia głosów przez PO. Należy wyjść poza to fatum i zagłosować tak, aby opozycja mogła realnie się policzyć i poznać wzajemny układ sił, bez zniekształcania tego wyniku szantażem „kto nie za PO, ten za PiS”. W tych wyborach to nonsens.
Co więcej, w Parlamencie Europejskim PO (także PSL) zasiada we frakcji Europejskiej Partii Ludowej. EPL od dekad rozdaje karty w polityce brukselskiej. Jej zachowawczość, brak idei, lęk i przywiązanie do stołków i tępych procedur jest bezpośrednio odpowiedzialne za pogłębiający się kryzys Unii Europejskiej, który od kilku lat realnie zagraża jej przyszłej egzystencji. W Polsce obawiamy się (słusznie), że PiS wymanewruje nas na margines Europy. Nie dostrzegamy, że z winy ludzi EPL Unia Europejska sama napędza procesy dezintegracyjne, bynajmniej nie tylko w Polsce, ale niemal wszędzie. Oferty odważnego przejścia do nowych idei, spróbowania innych rozwiązań, takie jak prezydenta Francji z liberalnej frakcji ALDE, są przez EPL raz po raz torpedowane. Chadekom zależy wyłącznie na utrzymaniu status quo, gdyż ono oznacza dla nich tysiące stołków. Kandydatura EPL na nowego szefa Komisji bije rekordy tej miałkości. Do tego obrazu dochodzi obecność partii dyktatora Węgier w szeregach EPL – głos w eurowyborach na polskie partie EPL jest – chcąc czy nie – wyrazem poparcia dla Viktora Orbana i głosem na rzecz stracenia przez Unię kolejnych 5 lat. Dobranie przez PO kilku byłych premierów, którzy do Parlamentu idą pilnować interesów Polski dzięki swoim kontaktom, tej dynamiki nie zmieni. Przeciwnie, Belka i Cimoszewicz będą dbać o polski udział w masie upadłościowej projektu europejskiego, zamiast włączyć się projekty przebudowy Unii. Do tego ostatniego potrzeba bowiem zmysłu rewolucjonisty i odwagi outsidera, a nie stateczności wieloletniego „wyjadacza”.
Z tych powodów w wyborach europejskich warto ominąć łukiem listę „Koalicji Europejskiej”, czyli PO i sojuszników. Warto wzmocnić swoim głosem frakcje liberałów, Zielonych i socjaldemokratów w nowym Parlamencie, tak aby to one miały decydujący głos w kształtowaniu agendy i rozruszały zapyziałą EPL, zmuszając ją do wysiłku intelektualnego i zakończenia sjesty. Gdy już znane będą kształty list polskich do majowych wyborów, będzie łatwiej wskazać, na kogo konkretnie warto głosować. Próg w tych wyborach jest jednak niski (mandaty przeliczane w skali kraju, a więc w wielkim okręgu), szanse na wejście listy przy dodatkowo małej frekwencji niezłe, a konsekwencje zmarnowania głosu prawie żadne. Warto rozglądać się na kandydatów Nowoczesnej, Wiosny, lewicy oraz być może jeszcze innych ugrupowań, które dopiero przedstawią swoje pomysły i europejskie sojusze.
Krytyczny namysł – oto uniwersalna zasada w obu tegorocznych decyzjach wyborczych. Nie dajmy się zagonić do zagrody żadnym szantażem moralnym. Ale i nie straćmy głosu w najważniejszej bitwie o przyszłość Polski. W maju głosujmy odważnie, sercem, dla idei, aby pokazać politykom swoje autentyczne oblicze, ocenę, frustracje. Jesienią głosujmy rozważnie, z kalkulatorem w ręku, bez emocji.