Wstępna propozycja deregulacji 49 zawodów przedstawiona przez Jarosława Gowina jest jak kawałek dobrego tortu – rozbudza wyobraźnię i podniebienie zaproszonych gości, ale głodu nie zaspokoi.
Gdy 18 listopada 2011 roku prezydent Bronisław Komorowski namaszczał Jarosława Gowina, uzbrajając go w tekę ministra sprawiedliwości, w mediach pojawiło się sporo negatywnych głosów, które powątpiewały w słuszność tej decyzji. Gowin miał być niekompetentny na to stanowisko, zbyt enigmatyczny, a na pewno jego powołanie na ministerialny urząd przyjęto ogólnym zaskoczeniem.
Tymczasem wypada powiedzieć, że cokolwiek złego na temat rektora Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera można rzec, to z pewnością nie to, iż podjął się rzeczy mało istotnej. Pytanie tylko, czy nie zabraknie mu determinacji w jej realizacji, i być może, koniecznego wsparcia Donalda Tuska. Gowin uspokajał zwolenników wolnorynkowych reform podczas swojej wizyty w programie „Młodzież kontra”, zapewniając, że premier Tusk wychował się podobnie jak on na książkach Ludwiga von Misesa i Friedricha Von Hayeka.
Legendarny duet mistrz-uczeń, czyli Mises i Hayek, nie byliby jednak prawdopodobnie zbyt pochlebni wypowiadając się na temat obecnego wdrażania deregulacji w Polsce. Pomysł otwarcia 49 zawodów nie wprowadza żadnej rewolucji. Tak naprawę, w wielu przypadkach, i to przypadkach istotnych (np. bardzo obwarowany regulacjami zawód prawnika) zmiany mają charakter wyłącznie kosmetyczny, i nie można w nich mówić o prawdziwym uwolnieniu tych zawodów. A prawdziwe uwolnienie mogłoby się okazać dla wzrostu zatrudnienia ludzi młodych, obniżki cen i okrojenia biurokracji zbawienne.
Pewną nadzieję na pozytywne rozstrzygnięcie sporu o deregulację wlewa wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, z której można się orientować iż w tym przypadku prezes PiS przeszkadzać nie chce, a może nawet pomoże. Sam fakt, że spotkanie Kaczyńskiego z Tuskiem się nie odbędzie, może okazać się dobrym znakiem, który zapoczątkuje wspólną pracę nad projektem, a nie kolejną medialną grę pomiędzy szefami dwóch największych partii.
Na koniec mała konkluzja dotycząca pojmowania przez niektórych zasad wolnego rynku. Na wspomnianym spotkaniu Gowina z młodzieżą, przedstawiciele zawodu przewodnika turystycznego przedstawili ministrowi sprawiedliwości „swoją wizję” wolnego rynku. Młodzi ludzie tłumaczyli, że jeśli utrzyma się regulację tego zawodu, to nie zahamuje to wolnej konkurencji osób do jego wykonywania uprawnionej. Gdybyśmy zastrzegli prawo do wykonywania danego zawodu tylko 10 osobom w Polsce, to dalej nie wyklucza to konkurencji między nimi, ale z wolnym rynkiem nie ma to już zbyt wiele wspólnego.
Przychylałbym się do opinii jednego z tygodników, który zatytułował swój numer mniej więcej tak – „Polacy są za deregulacją, tylko nie swojego zawodu”.