Zaufaj mi. Podobno do trzech razy sztuka… Inaczej rzeczy zdają się nie mieć sensu. Po zawodzie, po złamaniu tylko barykadujemy się, okupujemy się na lepiej czy gorzej zdefiniowanych pozycjach. W uporach, w głupocie, w strachu, w przyzwyczajeniu, w zimnie emocjonalnego trupa, w „gorącej głowie”, we wściekłości, zapalczywości, w smutku, w nieustannej ucieczce od siebie – do siebie. W ciszy. W krzyku. Zaufaj… Niby proste słowo, a w każdym obszarze niesie ze sobą bagaż doświadczeń/obciążeń/oczekiwań/nadziei. W relacji z drugim, z kolejnymi, ale też ze samym sobą. Zaufaj… w przekraczaniu własnych granic, w wychodzeniu ze stref komfortu, w patrzeniu jasnym, bez odwracania wzroku. W każdym „tu i teraz”, ale też w każdym „zawsze” (jeśli takowe w ogóle istnieje). W spokoju, w konfrontacji. Bo przecież ostatecznie chodzi o to, by powiedzieć sobie „tak”. By sobie wybaczyć – wtedy wybaczymy i innym; by zamiast trzymać się schematów – ufać nowej drodze; zamiast gnębić się porażką tego, co było – ufać przyszłości; by zamiast tonąć w rozpaczy – ufać, że gdzieś na spodzie, głęboko, jest coś, co nie zawodzi. Że zbyt łatwo wierzymy w „zawód”. A może wcale nie musi być „zamiast”. Może właśnie tu, w tej koszmarnej arbitralności, tkwi podstawowy błąd nieufności. Gdy rozum i serce dostrzegają logiczne konsekwencje, nie ma „zamiast”, jest „do przodu”, „dalej”, „inaczej”. Płacząc może za tym co było, ale z troską i ufnością (właśnie) pochylać się nad tym, co nadchodzi. Nie znaczy to wcale, że będzie bezpiecznie; że bez naszego udziału/zaangażowania „się uda”; że niczym przy machnięciu magiczną różdżką odmieni nam się świat. Wcale nie. Ale jeśli nie zaufamy zmianie, to… w najlepszym razie stetryczejemy, ugrzęźniemy w bagnie narzekań, albo… najzwyczajniej umrzemy z nudów.
Ta ufność potrzebna nam jest w każdym z obszarów życia/funkcjonowania. Tam, gdzie mowa już nie tylko o pojedynczym człowieku czy jakiejś relacji Ja do Ty. Z dużą pewnością można powiedzieć, że chcielibyśmy ufać tam, gdzie w przestrzeni publicznej obecna jest tak zwana misja. Tylko jak? Jak podchodzić poważnie, gdy raz za razem czujemy się mamieni, zwodzeni, rozczarowani. Media – zamknięte w pyskówce, „paskomanii”, upolitycznieniu, prześcigające się w sensacji, bzdurze, generowaniu newsów. Służba publiczna – odległa, zimna, biurokratyczna, nieprzyjazna, na poziomie relacji niemal nieistniejąca. Polityka – uwikłana w nieustanną pyskówkę, zmienna, przesycona pychą, bezduszna, odrealniona, zakłamana, żaglująca kolejnymi aferami niczym cyrkowy klaun barwnymi piłeczkami. Kościół – upolityczniony, skompromitowany, potykający się o wszystkie sprawy, jakie „zamiótł niegdyś pod dywan”, odgradzający się od wiernych/wierzących wysokim murem buty, skostniałej doktryny; wchodzący w rolę oblężonej twierdzy, w której nic przecież nie dzieje się bez przyczyny. Szkoła – poddawana próbom coraz głębszej ideologizacji, postępującej w duchu myślenia „narodowego”. Uniwersytet – zamknięty, wewnętrznie skonfliktowany, miast wyznaczać trendy i strzec myślenia, zaczytany w lekturach, zorientowany na wewnętrzne rozgrywki, dbający o partykularne interesy. Lekarze – pandemicznie zmęczeni. To… tak na początek. Pesymistyczna to diagnoza, ale odbija przecież wątpliwości, jakie napotykamy/wyrażamy niemal każdego dnia. Te wątpliwości, które ze sfery publicznej wycofują wielu w krąg najbliższych, a jeszcze kolejnych zamykają w samotności, niechęci, podejrzliwości, która nie pozwala widzieć świata poza czubkiem własnego nosa. A czemu? Bo tak bezpieczniej. Bo skoro wszędzie upatrujemy kłamstwa, szwindlu, afery, to… jak ufać? Po co ufać, skoro raz za razem niemal wszystko zdaje się nas zawodzić. Tu „prawdziwe znaczenie zbrodni polega na tym, że jest ona naruszeniem zaufania społeczności ludzkiej” (Conrad).
Co zatem ocala? Nie ma jednej recepty. Dla każdego zadziała coś innego. Chodzimy wciąż po cienkiej linie zawieszonej nad przepaścią między pozorami a prawdą, chłodem a gorączką, emocjami a wycinaniem ich sobie do zera; między potrzebą znajdowania pewności a potworną niepewnością jutra; między samotnością a wspólnotą; między pragnieniem a tępym uporem; między dostrzeganiem potrzeby zaangażowania się a tym złośliwym demonem, co szepce nam do uch: „Ale po co?” Ten pierwszy krok… Zaufaj sobie. Światu. Szansie. Zmianie. Bo nawet jeśli coś się wywróciło, gdy wydaje się beznadziejne, bez wyjścia, to… do trzech razy sztuka.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl