Ustalmy kilka faktów. Po pierwsze – jesteśmy zagrożeni terroryzmem. Po drugie – jesteśmy zagrożeni terroryzmem. Po trzecie – jesteśmy zagrożeni terroryzmem. Krótko mówiąc, „terroryzm, głupcze!”.
Tak, jesteśmy zagrożeni terroryzmem. Tak, co najmniej od 1998 roku, po drugiej fatwie Osamy bin Ladena, staliśmy się celem dla globalnych dżihadystów. Staliśmy się tym celem, bo jesteśmy sojusznikiem Ameryki i można, a nawet trzeba, nas „zabijać – cywilów i wojskowych – w każdym kraju, w którym jest to możliwe”. To cytat z owej fatwy. Tłumaczenie moje. Nie jesteśmy zagrożeni, dlatego że pijemy Coca Cole albo zajadamy się wieprzowiną. Jesteśmy zagrożeni przez politykę jaką uprawiamy i z kim się trzymamy na arenie międzynarodowej.
Tak, jesteśmy zagrożeni terroryzmem. Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, to niech obejrzy sceny rozbijania się samolotów o wieże World Trade Center albo niech wróci pamięcią do zamachów w Madrycie lub Londynie. Innego dnia to samo może czekać Warszawę.
Tak, jesteśmy zagrożeni terroryzmem i nie jesteśmy przygotowani do radzenia sobie z tym zagrożeniem. To, że nie miały u nas (jeszcze) miejsca udane zamachy terrorystyczne w wykonaniu szeroko rozumianej Al Kaidy nie jest wynikiem naszych wspaniałych zdolności anty- i kontrterrorystycznych, lecz rezultatem tego, że nasz kraj to absolutne europejskie wygwizdowo, na które dżihadyści pozornie nie zwracają uwagi.
Tak, jesteśmy zagrożeni terroryzmem, bo dżihadyści zwracają na nas uwagę. Warto czasem czytać ich oświadczenia, by sobie to uzmysłowić. Na tę chwilę nas nie atakują, ale nie dlatego, że tak świetnie się bronimy. Mój Boże, mamy przecież otwarte granice od zachodu, południa i północnego wschodu! Jakiż to problem, żeby zaimportować terroryzm do naszego kraju?
Tak, jesteśmy zagrożeni terroryzmem, bo nasi sąsiedzi także są nim zagrożeni, a zwłaszcza Niemcy, o których coraz częściej ostatnio wspominają globalni dżihadyści w swoich oświadczeniach. Jeśli oni mogą stać się celem, to my tym bardziej, bo ich służby mają doświadczenie w walce z rodzimym, międzynarodowym i globalnym terroryzmem, a nasze walczą z korupcją w polskim futbolu, przemytem i z przestępczością zorganizowaną. Potencjalny członek Al Kaidy jest jednak nieco bardziej niebezpieczny od gangstera Pruszkowa czy Wołomina.
Tak, jesteśmy zagrożeni terroryzmem, bo jeździmy na tourne po ciepłych krajach naszego globu, gdzie polskie wojskowe buty wydeptują piach. Czego więcej trzeba, by być zauważonym?
Kiedy (wreszcie) zdamy sobie z tego wszystkiego sprawę, to być może przyjdzie czas na refleksje i minutę ciszy dla Piotra Stańczaka, który zginął bestialsko zamordowany w Pakistanie. Należy zrobić wszystko, by zapobiec podobnym tragediom, ale musimy sobie zdawać sprawę, że wszystkie decyzje polityczne rządzących naszym krajem, a także nas samych głosujących w wyborach, niosą za sobą określone konsekwencje. Nie musimy uczyć się żyć z tymi konsekwencjami, nie musimy zmieniać naszej polityki, by Polscy obywatele nie ginęli na drugim końcu świata. Musimy jednak upewnić się, że jesteśmy w stanie ich chronić, a także chronić nasz kraj i jego mieszkańców przed hydrą globalnego terroryzmu. I nie chodzi tu o GROM, na czele którego generał Polko z pewnością mógłby obrócić losy bitwy nad Bzurą na naszą korzyść, gdyby ciągle był dowódcą tej jednostki i gdyby mógł cofnąć czas o sześćdziesiąt lat, nie chodzi tu o bezzałogowe samoloty czy agentów a la James Bond. Nie. Chronić nas może tylko scentralizowana struktura odpowiedzialna za całość działań anty- i kontrterrorystycznych w kraju i poza jego granicami, której podlegałaby m.in. centralna jednostka antyterrorystyczna. Czy to naprawdę tak trudne do zrealizowania w ponad dekadę od fatwy bin Ladena? W ponad siedem lat po 11 września?
Tak, jesteśmy zagrożeni terroryzmem.