Wyświechtane, pochwalne frazesy kierowane do zbyt wielu historycznych postaci, poprzez nadmierne rozproszenie tracą siłę rażenia. Na przestrzeni dziejów znajdziemy jednak kilka osób, które bezapelacyjnie zasługują na miano geniuszy, którzy zmienili losy naszej cywilizacji. Jednym z nich jest serbski inżynier i wynalazca Nikola Tesla.
A jednak człowiek, dzięki któremu nasz świat wypełniony jest sztucznym światłem, urządzeniami, bez których nie wyobrażamy sobie ani minuty swojego codziennego dnia – przez całe dekady pozostawał zapomniany. Newton, Edison, Einstein – to nazwiska, które znane są każdemu uczniowi podstawówki. W podręcznikach brakowało tego jednego: Tesla.
Z drugiej strony, od paru lat mamy do czynienia z prawdziwym renesansem serbskiego inżyniera. Niestety, w wielu przypadkach są to miałkie wynurzenia domorosłych naukowców, dramatyczne apele miłośników teorii spiskowych, czy owiane mgłą niedomówień podniosłe wypowiedzi wyznawców mistycyzmu spod znaku Iluminatów.
Historia jego życia, odkryć naukowych i osobowość, to gotowy materiał dla wydawniczego bestsellera czy kasowego przeboju kinowego. Mają one ogromną siłę rażenia i wpływ na zbiorową świadomość o Tesli. W tych przypadkach również spotkamy się z przekłamaniami służącymi zwiększeniu zainteresowania filmem czy książką, lub – na drugim biegunie – nieuzasadnione marginalizowanie jego postaci. Cały Internet huczy od tekstów i filmików pseudo-naukowców. Bo w Tesli fascynujące są nie tylko jego przełomowe wynalazki, które służą nam po dziś dzień. Elektryzują zwłaszcza te, które nie doczekały się swojej realizacji, oraz te, których sekrety podobno skrywają tajne akta FBI. Serb był geniuszem, a jak każda ponadprzeciętnie inteligentna jednostka, jego umysł skrywał tajemnicze i dziwne zakamarki – pobudzające wyobraźnię i będące pożywką dla pseudo-naukowego bełkotu. I jak każdy geniusz – czasem się mylił i szybował wysoko ponad racjonalizmem i naukowymi dowodami. Bezkrytycznie wychwalany, niesprawiedliwie poniżany i zapomniany – jego życie, podobnie jak spuścizna, którą nam zostawił, od ponad 160 lat nieustannie wirują w górę i w dół na roller coasterze zbiorowej świadomości.
Trudno nie popuścić wodzy fantazji, kiedy już same narodziny wynalazcy były niecodzienne. Przyszedł on bowiem na świat w małej serbskiej wiosce Smiljan (dzisiaj znajdującej się na terenie Chorwacji), dokładnie o północy w nocy z 9 na 10 lipca 1856 roku. Szalała wtedy potężna burza z piorunami i błyskawicami – co w kontekście dalszych losów wynalazcy, stanowi romantyczne dopełnienie jego naukowej drogi. Dodajmy do tego słowa matki, która rzekomo powiedziała, że jej nowonarodzony syn będzie dzieckiem światła – i mamy gotowy obraz mesjasza nauki.
Oboje rodzice Nikoli– ojciec Milutin, który przewodził pobliskiemu serbskiemu kościołowi ortodoksyjnemu, oraz matka Georgina Mandic, pochodząca z jednej z najstarszych serbskich rodzin – dbali o to, aby ich piątka dzieci (Nikola był czwarty z kolei) od najmłodszych lat ćwiczyła pamięć i samodyscyplinę. Dzieci długie godziny spędzały ucząc się całych książek na pamięć. Według Nikoli to po matce odziedziczył inteligencję i duszę wynalazcy: „Moja matka była pierwszego rzędu wynalazcą i wierzę, że dokonałaby wielkich rzeczy, gdyby nie była odsunięta od nowoczesnego życia i jego wielorakich możliwości” (zapewne karierę naukową ułatwiłoby jej także to, gdyby urodziła się mężczyzną – ale o tym Tesla już nie wspomina). Co ciekawe – jeden z największych geniuszy, który chodził po ziemi, podobno wcale nie był najzdolniejszym z dzieci Milutina i Georginy; był nim starszy od Nikoli o 7 lat brat Dane, który zmarł tragicznie w wieku lat 12. „Miałem niezwykle uzdolnionego brata – był jednym z tych rzadkich fenomenów mentalnych, których badania biologiczne nie są w stanie wyjaśnić. (…) Wspomnienie osiągnięć Dane’a sprawia, że w porównaniu z nim, każdy mój wysiłek zdaje się marny. Wszystko to, czego dokonałem, miało na celu sprawienie, aby moi rodzice mniej dotkliwie odczuwali tę stratę. Dorastałem więc z niewielką wiarą w siebie (…)”.
Trudno jednak wyobrazić sobie dziecko zdolniejsze od Nikoli. Już w wieku 6 lat skonstruował silnik, który bazował na pracy żywych chrząszczy. Chłopiec był zachwycony wydajnością swego wynalazku, jednak dalsze eksperymenty na tym polu zostały zarzucone, gdy jego kolega zjadł chrząszcze, co w małym wynalazcy wywołało spore obrzydzenie i niechęć do prowadzenia dalszych badań na tym polu. Od najmłodszych lat zafascynowany był także turbinami wodnymi, które sam konstruował. W tym czasie wielką estymą darzył wodospad Niagara: „Wyobrażałem sobie wielką turbinę napędzaną siłą wodospadu. Powiedziałem wujowi, że pojadę do Ameryki i zastosuję tam swój schemat. Trzydzieści lat później zobaczyłem swoje idee zbudowane na Niagarze, zadziwiony nieodgadnionymi tajemnicami ludzkiego umysłu”. Całkowicie zatracał się w rozmyślaniach nad stworzeniem ciągłego ruchu, dzięki stałemu ciśnieniu powietrza, a możliwości wykorzystania energii próżni nie dawały mu spać po nocach. W wieku 11 lat skonstruował prototyp silnika indukcyjnego. Od dziecka miewał dolegliwości, które towarzyszyły mu do końca życia: „Jako chłopiec cierpiałem na szczególną przypadłość z powodu pojawiania się obrazów, często połączonych z silnym rozbłyskiem światła, które nękały mnie za pośrednictwem prawdziwych przedmiotów i miały wpływ na moje myślenie i działania. Były to obrazy rzeczy i scen, które widziałem naprawdę, nigdy zaś nie były to wyobrażenia. Kiedy wypowiadane było do mnie słowo – to, co oznaczało, pojawiało się w mojej wizji w formie obrazu i czasem trudno było mi rozróżnić czy to, co widziałem, było rzeczywiste, czy nie. Wprawiało mnie to w niepokój i zakłopotanie. Nikt ze studentów psychologii i fizjologii, z którymi się konsultowałem, nie był w stanie w satysfakcjonujący sposób wyjaśnić tych zjawisk. Wydają się wyjątkowe, chociaż miałem ku nim predyspozycje, gdyż mój brat miał podobne doświadczenia”. Być może dzisiaj lekarze zdiagnozowaliby te objawy jako chorobę zwaną synestezją (mózg odbiera rzeczywistość kilkoma zmysłami jednocześnie). Co tłumaczyłoby poniekąd jego fenomenalną, fotograficzną pamięć.
Pomimo tak niesamowitych osiągnięć, rodzice Nikoli – zwłaszcza ojciec – chcieli, żeby ich syn został duchownym. Nie wiadomo, czy życie Nikoli nie skończyłoby się w zakonie, gdyby w 1873 roku nie zachorował na cholerę. Przebieg był tak ciężki, że lekarze i rodzina stracili nadzieję na jego wyzdrowienie. Leżąc na łożu śmierci Nikola wyszeptał do swojego ojca, że być może wyzdrowieje, jeśli ten pozwoli mu zostać inżynierem. Oba życzenia Tesli się spełniły.
Wspominając swoje studia na politechnice w Gratz Tesla pisał: „(…) rozpoczynałem pracę o trzeciej nad ranem, a kończyłem o jedenastej po zmroku, bez wolnych niedziel i wakacji”. Dzięki swojej wyróżniającej się inteligencji i pracowitości, Tesla zaskarbił sobie uznanie profesorów. Ale nawet Ci, którzy go chwalili, nie w pełni doceniali jego pomysły. Gdy po zaprezentowaniu studentom maszyny Gramme’a Tesla zaproponował wprowadzenie w niej usprawnień – m.in. przez zastosowanie prądu zmiennego, profesor Poeschl, wykładowca Tesli, miał powiedzieć: „Pan Tesla jest w stanie dokonać wielkich rzeczy, ale nigdy nie będzie w stanie dokonać akurat tego. (…) nieosiągalna idea”.
Ta nieosiągalna idea stała się kilka lat później namacalna i na zawsze zmieniła obraz świata. Wydarzyło się to w 1882 roku, kiedy zaledwie 26-letni Tesla spacerował ze swoim przyjacielem. Nagle w jego umyśle pojawił się znany już rozbłysk światła, który przyniósł upragniony koniec rozważań nad budową silnika zasilanego prądem przemiennym. Nikola zaczął rysować patykiem na piasku schematy urządzenia, które sześć lat później przedstawione zostało Amerykańskiemu Instytutowi Energii Elektrycznej. To zdarzenie pokazuje, w jaki sposób Tesla „pracował” nad swoimi wynalazkami: „Nie potrzebowałem modeli, rysunków, ani eksperymentów. Mogłem to wszystko szkicować w moim umyśle. (…). Nie rzucam się w wir pracy. Kiedy mam jakiś pomysł, zaczynam go wizualizować. Zmieniam jego konstrukcję, wprowadzam poprawki i operuję nim w mojej wyobraźni. Jest dla mnie absolutnie nieistotne to, czy włączam w myślach moją turbinę, czy testuję ją u siebie w warsztacie. (…). Nie ma żadnej różnicy, rezultaty są takie same. (…) Kiedy dojdę już do momentu wdrożenia do wynalazku wszystkich możliwych ulepszeń i, myśląc o nim, nie dostrzegam już nigdzie błędów, materializuję formę ostatecznego wytworu mojego mózgu. Niezmiennie moje urządzenia działają zgodnie z zamysłem, a eksperymenty wychodzą dokładnie tak, jak je zaplanowałem. W ciągu dwudziestu lat nie było ani jednego wyjątku. Dlaczego miałoby być inaczej?”
W tym samym czasie zaproponowano mu pracę w Paryżu, gdzie od swojego przełożonego dostawał do rozwiązania najtrudniejsze zadania, przypadki, na których polegli inni inżynierowie. Jego zwierzchnikiem był wówczas Charles Batchellor – bliski przyjaciel Thomasa Edisona. Pomimo propozycji założenia spółki, którą otrzymał od jednego z pracujących z nim Amerykanów, Tesla nie zdecydował się na ten krok – nigdy nie miał smykałki do interesów. Zamiast odcinać kupony od swojego geniuszu, jeździł po Francji i Niemczech naprawiając usterki w elektrowniach. Wtedy też zdarzyła się wielka gafa podczas otwarcia nowej stacji kolejowej w Strasburgu. Wskutek zamontowania wadliwych przewodów doszło do zwarcia. Pech chciał, że w uroczystościach brał udział sam Wilhelm I, który we własnej królewskiej osobie był świadkiem tej katastrofy. Francuski oddział firmy Edisona stanął przed widmem porażki. Komu polecono naprawienie tej – być może decydującej o przyszłości firmy – katastrofy? Oczywiście Tesli, który natychmiast przystąpił do pracy naprawiając wszelkie usterki i udoskonalając przy okazji parę urządzeń. Za te sukcesy obiecano mu sowitą nagrodę. Niestety – nigdy jej nie wypłacono. Rozgoryczony i zniechęcony przyjął propozycję przyjaciela Edisona, aby wyjechać do Ameryki i pracować dla uwielbianego wynalazcy
Już początek wyprawy nie wróżył dobrze – młody emigrant został okradziony z pieniędzy i biletów na statek, którym miał popłynąć na nieznany sobie kontynent. Uratowała go jego świetna pamięć – na statek SS City of Richmont wpuszczono go tylko dlatego, że zapamiętał numer swojego biletu. Batchellor, który namówił Teslę do podróży do Ameryki, tak w liście zarekomendował młodego wynalazcę swojemu przyjacielowi Edisonowi: „Znam dwóch wielkich ludzi i pan jest jednym z nich. Drugim zaś ten młody człowiek, który stoi przed panem”.
Sam Tesla wspomina: „Spotkanie z Edisonem było wydarzeniem, które zapadło mi w pamięć. Byłem pod wrażeniem tego człowieka, który z początku bez wsparcia i bez przygotowania naukowego, tak wiele osiągnął. (…) w ciągu kilku tygodni zaskarbiłem sobie zaufanie Edisona i tak już zostało”. Nic dziwnego, skoro przez cały rok – bez wyjątku – jako młody asystent zaczynał pracę o dziesiątej trzydzieści rano i kończył ją o piątej rano następnego dnia. „Miałem wielu ciężko pracujących asystentów, ale ty jesteś wybitny” – miał powiedzieć Edison. Był on zaledwie o 9 lat starszy od Tesli, a to co ich łączy – to błyskotliwy umysł, który dostrzec można było od dziecka. Edison w wieku 10 lat był już lokalnym ekspertem od telegrafu, a w wieku lat16 w tej dziedzinie znany był w całych Stanach Zjednoczonych. Miał też niebywałą smykałkę do interesów – czyli coś, czego Tesli zawsze brakowało. Zwykł mawiać: „W przemyśle i biznesie wszyscy kradną. Sam dużo nakradłem, ale ja wiem jak to robić. Inni nie umieją kraść…” Czego dowodem – potwierdzonym później przy współpracy z Teslą, był m.in. fakt, że pracując w firmie „Western Union” sprzedawał swoje wynalazki jej konkurencji. Z takim człowiekiem przyszło pracować i mierzyć się młodemu imigrantowi. Oprócz fundamentalnych różnic w osobowości obu wynalazców, najbardziej poróżniła ich niechęć Edisona do prądu przemiennego forsowanego uparcie przez Teslę. Dlaczego Edison tak bardzo nienawidził AC? Ponieważ uważał go za niebezpieczny, natomiast DC miał według niego fundamentalne znaczenie dla przemysłu i sprzedaży wymyślonej przez niego w 1873 roku żarówki. Co ciekawe, Edison powielał model, przez który sam w przeszłości przechodził. Lata temu musiał stanąć do walki z monopolem gazowym, który utrudniał mu rozprzestrzenianie jego wynalazków. Ale Edison był mistrzem propagandy! Wykorzystywał słabe punkty konkurencji, a ubarwione i dramatycznie przedstawione historie opowiadające o słabości przeciwników – umiejętnie sprzedawał opinii publicznej. To, co kiedyś sprawdziło się w walce z przemysłem gazowym, niedługo będzie wykorzystane także walce z Teslą.
Prąd przemienny – w odróżnieniu od stałego, zmienia swoje natężenie i kierunek przepływu w regularnych odstępach czasu. W 2 połowie XIX wieku elektrownie prądu stałego mogły go przesyłać zaledwie na odległość 2 km. To bardzo nieekonomiczne rozwiązanie, które wymagałoby budowy sieci elektrowni, aby oświetlić jedno miasto. Tymczasem Edison był tak pewny swojego silnika na prąd stały – który nazywał „doskonałym”, że założył się z Teslą o wypłatę 50000 dolarów, jeśli ten ulepszy jego maszyny działające na prąd stały. Wkrótce Tesla zaprezentował swojemu pracodawcy nie jedną, a 24 ulepszone konstrukcje. Gdy młody inżynier udał się do swojego pracodawcy po obiecaną nagrodę jego – tak niegdyś podziwiany przełożony – zaśmiał się i stwierdził, że emigrant nie zna się na amerykańskim poczuci humoru, ale w zamian może zaoferować mu podwyżkę z 18 do 26 dolarów tygodniowo.
Oszukany rzucił pracę u Edisona. Następne 2 lata były dla niego bardzo ciężkie – imał się każdej pracy: był tragarzem, kopał rowy. W końcu – za namową znajomych – założył firmę zajmującą się oświetleniem elektrycznym. Miał nadzieję, że wspólnicy zainteresują się jego pracami nad silnikiem zasilanym prądem przemiennym. Nic z tych rzeczy. Chcąc nie chcąc Tesla zajął się tym, na czym zależało jego wspólnikom – lampami łukowymi. Wkrótce oświetliły one nie tylko fabryki, ale także ulice miast, a co za tym idzie, sytuacja finansowa wynalazcy znacznie się polepszyła. Wreszcie mógł on w spokoju przenieść maszyny, które od lat hibernował w swojej wyobraźni, do rzeczywistego świata. Właśnie wtedy – w 1888 roku – Serb spotkał człowieka, który na dobre odmienił jego los: George’a Westinghouse’a, właściciela Westingouse Lamp Company. Uwierzył on w pomysł Tesli, które inni od lat odrzucali – silnik na prąd zmienny. Jego produkcja ruszyła na dużą skalę. Umowa między inwestorem a wynalazcą obrosła legendą, faktem pozostaje, że Tesla miał otrzymać 2,5 dolara za każdego konia mechanicznego mocy wyprodukowanego przez stworzone przez siebie generatory. Edison czuł, jak grunt zaczyna mu się palić pod stopami. W 1889 roku pozwał swojego byłego pracownika o naruszenie patentu – oczywiście proces przegrał.
Rok 1893 to kolejny cios dla Edisona – system Tesli doczekał się międzynarodowego debiutu – tysiące żarówek zasilanych prądem przemiennym rozświetliły Wystawę Światową w Chicago. Aby w pełni zrozumieć o jaką stawkę – również finansową, toczyła się wojna, należy uzmysłowić sobie, że świat w tamtych czasach po zmroku spowity był ciemnościami rozświetlanymi słabym światłem świec i lamp naftowych. Tymczasem w jednym miejscu rozbłysły setki tysięcy żarówek – takiego widowiska nikt na świecie jeszcze nie widział. Szacuje się, że przez 6 miesięcy Wystawę odwiedziło 27 mln ludzi (co stanowiło połowę ówczesnej populacji Stanów Zjednoczonych). To nie Edison okazał się współczesnym Prometeuszem – i nie mógł tego znieść. Już wcześniej rzucił wszelkie siły, aby rozprzestrzeniać propagandę skierowaną przeciw Tesli i jego prądowi przemiennemu – Edison był mistrzem czarnego PRu. Podobnie jak kiedyś, walcząc z gazowym monopolem, i tym razem wydawał broszury informujące o szkodliwości prądu przemiennego. Gdyby tylko na takiej formie krytyki pozostał… Szalał z wściekłości i nie było dla niego granic w tej „wojnie prądów”. Posunął się do tego, że na oczach publiczności śmiertelnie raził prądem przemiennym zwierzęta: psy, konie, a nawet słonia. Podsunął także pomysł, aby egzekucje na krześle elektrycznym – którego zresztą był wynalazcą – przeprowadzać właśnie przy użyciu prądu Tesli. Następnie zadawał retoryczne pytanie: „Czy chcecie, żeby wasze żony gotowały na tym samym prądzie, którego używa się do uśmiercania morderców?” Szeroko zakrojona kampania nie przyniosła jednak Edisonowi upragnionego zwycięstwa. Zalety prądu przemiennego były tak oczywiste, że wkrótce Westinghouse i Tesla zaczęli wdrażać tę technologię w całych Stanach Zjednoczonych.
Był to najlepszy okres w życiu Tesli, który został ulubieńcem amerykańskich salonów i brylował w towarzystwie. Do grona swoich znajomych zaliczał Marka Twaina, Ignacego Paderewskiego czy Sarah Bernhardt. Jego towarzyskie zaangażowanie i popularność stoją nieco w sprzeczności z jego dziwnymi upodobaniami i fobiami: „Moje zmysły wzroku i słuchu były zawsze ponadprzeciętne. Z dużych odległości wyraźnie widziałem obiekty, których inni widzieli jedynie zarys. (…) słyszałem tykanie zegara, od którego oddzielały mnie trzy pokoje. Słyszałem tępy stukot, gdy w pokoju na stole lądowała mucha. Powóz jadący w odległości kilku mil wstrząsał moim ciałem. Gwizd lokomotywy oddalonej o 25 lub 30 mil sprawiał, że fotel bądź krzesło, na którym siedziałem, wibrował tak mocno, że ból stawał się nie do zniesienia. Ziemia pod moimi stopami nieustannie drżała. Musiałem podłożyć pod łóżkiem gumowe podkładki, aby w ogóle móc zasnąć. Dobiegające z bliska i z daleka grzmiące odgłosy często dawały efekt wypowiadanych słów. (…) Musiałem skoncentrować całą siłę woli, żeby przejść przez most, doświadczając miażdżącego ciśnienia w czaszce. W ciemności miałem zmysł podobny do echolokacji nietoperzy i lokalizowałem obiekty w odległości do dwunastu stóp za pomocą osobliwego doznania umiejscowionego w czole. Mój puls skakał do 260 uderzeń na minutę, a każda cząstka mojego ciała trzęsła się w drgawkach i dreszczach(…). Już zawsze będę żałował, że nie znalazłem się w tym czasie pod opieką fizjologów i psychologów”.
Pomimo dużego powodzenia u kobiet, żadna nie miała szans w starciu z jego fobiami: „Odczuwałem wręcz brutalną niechęć do kolczyków u kobiet (…)Nie dotknąłbym włosów innych ludzi, chyba że ewentualnie przez celownik rewolweru”. Również restauratorzy nie mieli z nim łatwego życia: „Zliczałem swoje kroki i obliczałem objętość talerzy do zupy, filiżanek kawy oraz porcji jedzenia – inaczej mój posiłek nie sprawiał mi radości. Wszystkie powtarzane przeze mnie czynności i działania musiały być podzielne przez trzy i jeżeli to nie wyszło, byłem zmuszony powtarzać czynność aż do skutku, nawet jeśli trwało to godzinami”.
Tymczasem urządzenia na prąd przemienny weszły do powszechnego użytku. Prawnicy Westinghouse’a przypomnieli mu wtedy o umowie, w której zobowiązał się do wypłacenia tantiem w wysokości 2,5 dolara za każdego konia mechanicznego mocy wyprodukowanej przez generatory Tesli. Sukces przerósł kalkulacje inwestora i wypłata takiego honorarium doprowadziłaby do bankructwa jego firmy. Tesla nie chcąc dopuścić do upadku swego dobroczyńcy… podarł intratną umowę, która uczyniłaby go najbogatszym człowiekiem na Ziemi.
Tesla i Westinghouse mieli już w zanadrzu kolejny projekt, który obu mężczyznom miał przynieść krocie: wygrali przetarg na budowę elektrowni na wodospadzie Niagara. Dziecięce marzenie Tesli miało się spełnić. Nawet dzisiaj, po niemal 125 latach, można posłuchać wypowiedzi pracujących tam inżynierów, którzy z zapałem opowiadają o geniuszu Tesli i cudzie inżynierii, jakie stworzył w tym miejscu.
Równocześnie wynalazca oddał się pracy nad kolejną ideą, która od lat kłębiła się w jego umyśle: bezprzewodowej transmisji energii. Serb skonstruował niezwykłe urządzenie: transformator Tesli. Umożliwiał on zwiększenie napięcia do wysokiej częstotliwości. Dzięki temu wynalazkowi stworzył m.in. pierwsze neony i oświetlenie fluorescencyjne, a także wykonał zdjęcia rentgenowskie. Jednak największe wrażenie wywołał w 1890 roku, gdy trzymana w jego ręku lampa próżniowa zaczęła emitować światło bez użycia żadnych przewodów.
Tesla zauważył, że jego transformator emituje także sygnał radiowy. To urządzenie stało się w przyszłości przyczyną upadku jego wynalazcy. Do dzisiaj większość uważa, że radio zawdzięczamy Marconiemu. Prawda jest taka, że włoski wynalazca bazował na patentach Tesli. To Serb już w 1897 roku złożył w biurze patentowym dokumenty, będące podstawą technologii radiowych. Rok później zaprezentował swój najnowszy wynalazek: zdalnie sterowaną falami radiowymi łódkę. Pokaz zrobił tak ogromne wrażenie, że Tesla musiał odsunąć pokrywę łódki, żeby udowodnić, że nie schował się tam sterujący maszyną człowiek.
W 1899 roku Tesla przeniósł się do Colorado Springs by kontynuować swoje niezwykłe badania. W tamtym rejonie dni burzowe zdarzały się częściej niż te, bez wyładowań atmosferycznych. Tesla zbudował transformator, który kończył się wysoką na 44 metry wieżą z piorunochronem, dzięki której chciał sprawdzić, czy możliwa jest akumulacja energii wyładowań atmosferycznych, a następnie jej bezprzewodowy przesył na duże odległości – przewodnikiem miała być Ziemia. Cała konstrukcja była w rzeczywistości maszyną do tworzenia piorunów. Już pierwsze eksperymenty były niezwykle obiecujące. W odległości 40 km od wieży rozbłysło kilkaset żarówek wbitych w ziemię. Przy okazji jednak spalił się generator w pobliskiej elektrowni, która nie była gotowa na takie eksperymenty. Podczas pracy w Colorado Springs Tesla odnotował dziwne sygnały odbierane przez jego aparaturę. Był pewien, że nadają je z Marsa istoty pozaziemskie. Prawdopodobnie były to sygnały ze Słońca i innych gwiazd, które dzisiaj słyszymy przy pomocy radioteleskopów.
W 1900 roku powrócił do Nowego Jorku. Być może uznał, że jego praca nad piorunami zakończyła się sukcesem. W tym czasie Marconi złożył w Nowym Jorku patent dla systemu telegrafii bezprzewodowej. Został on odrzucony, gdyż był zbyt podobny do wcześniejszego pomysłu Tesli.
Tesla roztaczał futurystyczne wizje o czerpani energii ze Słońca za pomocą anteny. Wiązałoby się to według niego m.in. z możliwością kontrolowania pogody za pomocą energii elektrycznej. Nie rezygnował oczywiście ze swojego pomysłu bezprzewodowej komunikacji, która – jak wierzył – da ludziom wieczny pokój.
Pracami Tesli zainteresował się jeden z najpotężniejszych ludzi na świecie – finansista P.J. Morgan. Chciał on, aby wynalazca pracował dla niego nad łącznością radiową. Ten zgodził się tylko dlatego, że pieniądze z prac dla Morgana mogły pomóc mu w badaniach nad bezprzewodową transmisją energii elektrycznej. Tak rozpoczął się projekt Wardenclyffe. Na Long Island powstała elektrownia bezprzewodowa – była to stalowa wieża wysoka na 57 metrów, wpuszczona głęboko w ziemię. Na jej szczycie umieszczono ogromną miedzianą półkulę, która działała jak wielki nadajnik. Tesla jednak zamiast doskonalić możliwość przesyłania sygnałów radiowych, skupił się na przesyle energii, dlatego Morgan przestał finansować jego badania. Tym bardziej, że 8 grudnia 1901 roku Marconiemu udało się przesłać sygnał radiowy przez Atlantyk. Tesla – mimo, że radio elektryzowało opinię publiczną i inwestorów – uważał je za przeżytek, a osiągnięcie Włocha skwitował stwierdzeniem: „Niech kontynuuje dalej. Korzysta z 17 moich patentów”.
Jednak odejście Morgana, który ostatecznie wsparł finansowo Marconiego i upadek projektu Wardenclyffe – było początkiem końca Tesli jako uznanego i szanowanego naukowca. Ostatecznym ciosem była decyzja Urzędu Patentowego USA, który w 1904 roku unieważnił swoje poprzednie rozporządzenie, przyznając patent na radio Marconiemu. Równia pochyła osiągnęła swoją kulminację, gdy rok później wygasły patenty Tesli dotyczące technologii prądu przemiennego. Wynalazki, które przyczyniły się do miliardowych zysków korporacji, nie przynosiły ich twórcy ani centa zarobku. 1909 rok przyniósł kolejne rozczarowanie – Marconi otrzymał Nagrodę Nobla.
Pozbawiony środków na badania, naukowiec coraz bardziej izolował się od świata i ludzi. Jego jedynymi towarzyszami były gołębie, na których punkcie miał prawdziwą obsesję. Nie tylko je karmił, ale chore znosił do swojego hotelowego pokoju, aby tam się nimi opiekować. Jego wynalazki, tak elektryzujące niegdyś innych naukowców, inwestorów i opinię publiczną, teraz były eksplorowane jedynie w raczkującej kinematografii science-fiction. Tymczasem na naukowym firmamencie wzeszła nowa gwiazda: Albert Einstein. Autorytet Tesli podkopywał on sam nieustannie atakując i podważając teorię względności oraz zwracając się coraz bardziej w stronę mistycyzmu i ezoteryki. Jednak rok 1931 – w którym zmarł jego adwersarz Edison, był także rokiem, kiedy Tesla powrócił „z zaświatów” na towarzyskie i naukowe salony. Wykorzystując powracające zainteresowanie, Tesla wrócił do snucia swoich wizji o wykorzystaniu nowego rodzaju energii (sam był wielkim przeciwnikiem energii atomowej – uważał, że może ona przyczynić się do wojen i zagłady ludzkości). Wzrastająca siła i popularność nazistów w Niemczech sprowokowały go do ogłoszenia odkrycia nowego źródła energii: teleforce, błyskawic generowanych przez człowieka. Pierwsze eksperymenty przeprowadzał już w Colorado Springs na początku XX wieku. Teraz zelektryzował swoim pomysłem cały świat. Wynalazca próbował sprzedać swój pomysł rządom wszystkich krajów alianckich. Spotkanie w Białym Domu z przedstawicielami rządu Stanów Zjednoczonych zostało zaplanowane na 8 stycznia 1943 roku. Do spotkania nigdy nie doszło – Tesla zmarł dzień wcześniej w swoim pokoju w hotelu New Yorker. Jego śmierć tylko wzmocniła zainteresowanie jego wynalazkami. Bano się, że rzeczywiście mógł stworzyć „broń przyszłości”, a jego notatki i plany wpadną w niepowołane ręce. Takie podejrzenia nie były nieuzasadnione. W tym czasie w USA przebywał siostrzeniec Tesli, Sava Kosanovic, który domagał się zwrotu dokumentów wuja i przekazania ich do Jugosławii. Sam Kosanovic miał niejasne powiązania z komunistami. To on po śmierci wuja kazał ślusarzowi otworzyć sejf znajdując się w pokoju Tesli. Do dzisiaj nie wiemy, co się w nim znajdowało. Dokumenty, które później agenci FBI znaleźli w pokoju Tesli, zostały częściowo utajnione, a spekulacje na temat realności broni wiązkowej i jego innych projektów toczą się w środowisku naukowym do dzisiaj.
Tesli przyznano około 300 patentów, był twórcą 125 wynalazków. Żaden naukowiec nie zmienił życia zwykłych ludzi tak jak on. Dzisiaj, w XXI wieku nadal korzystamy z wiedzy, którą przekazał nam człowiek urodzony w małej serbskiej wiosce w połowie XIX wieku. Pomyślcie o tym, kiedy następnym razem włożycie wtyczkę do kontaktu, gdy korzystać będziecie ze swojego smartfona, kiedy zapalicie światło, odpalicie silnik w swoim samochodzie, otworzycie lodówkę, odbierzecie zdjęcie rentgenowskie, włączycie radio, będziecie bawić się z dzieckiem zdalnie sterowaną zabawką lub sami kierować będziecie dronem; kiedy usłyszycie o sztucznych satelitach, łodziach podwodnych, laserach; a nawet wtedy, gdy z zapartym tchem śledzić będziecie Gwiezdne Wojny i walki na świetlne miecze….
