Wszystkie główne polskie siły polityczne (z pominięciem obecnej w Sejmie w szczątkowej formie „partii rosyjskiej”), wszyscy nasi sojusznicy w NATO z Waszyngtonem na czele, sekretarz generalny samego NATO oraz liderzy poszczególnych instytucji Unii Europejskiej są zgodni co do tego, że odpowiedzialność za śmierć dwóch Polaków w Przewodowie ponosi Rosja. Jest to tutaj całkowicie poza dyskusją i jest to przecież dziecinnie proste. Gdyby Moskwa nie prowadziła zbrodniczej agresji przeciwko Ukrainie i nie zdecydowała się w jej ramach na brutalny, zmasowany atak rakietowy na cywilne cele ukraińskie (w tym te blisko granicy z Polską) we wtorek 15 listopada, to żadna rakieta, ani jej odłamek nie spadłby na terytorium RP.
Ukraina ma prawo i obowiązek się przed agresorem i wrogiem nie tylko Ukrainy, ale także wolności i wszystkich wartości cywilizacji Zachodu, bronić, a w naszym najlepiej pojętym interesie jest ją w tym wspierać wszystkimi możliwymi sposobami. To zarówno racjonalny interes, jak i oczywiście zobowiązanie moralne. Gdy więc teraz wskutek nieszczęścia dzielnych obrońców Ukrainy części jednej z ukraińskich rakiet spadły na Polskę i pozbawiły życia dwóch naszych rodaków, musimy z całą mocą powtórzyć, kto ponosi za to winę faktyczną. Jest to Rosja, Rosja i jeszcze raz Rosja. Miarą dojrzałości polskiej sceny politycznej jest zjednoczenie wokół tej oceny partii rządzącej i głównych sił demokratycznej opozycji. Jako że polska scena polityczna tego rodzaju dojrzałość przejawia niesłychanie nieczęsto, winniśmy to tym bardziej dzisiaj docenić.
Pomimo tego, że na szczeblu politycznym incydent nie spowoduje żadnego uszczerbku dla niedwuznacznie zorientowanych na pełne oddanie i wsparcie dla walczących obrońców relacji polsko-ukraińskich, to jednak uderzenie rakiety w Przewodowie jest poważnym wyzwaniem i potencjalnym zarzewiem kryzysu. Jak pokazują coraz liczniejsze badania fokusowe i sondaże (czytamy o tym m.in. w rozmowie z prof. Przemysławem Sadurą: https://next.gazeta.pl/next/7,151003,29136111,cala-polska-kocha-ukraincow-sa-juz-sondaze-tak-zle-ze-nie.html) rośnie antyukraiński resentyment pośród niektórych grup polskiego społeczeństwa. To okoliczność tym groźniejsza, że temu napięciu nie daje upustu żaden polityczny wentyl w postaci poważnej grupy politycznej te lęki werbalizującej. To z jednej strony dobrze – odpowiedzialność geostrategiczna polityków skłania ich do ignorowania tych nastrojów. Z drugiej jednak i na dłuższą metę – można spodziewać się erupcji frustracji i narracji antyukraińskich w sposób nagły, niekontrolowany. Przemilczanie wyników badań społecznych wokół tej problematyki przez media i klasę polityczną może spotęgować w końcu ten negatywny efekt.
Dla tych tendencji społecznych przypadkowe uderzenie ukraińskiej rakiety defensywnej w Przewodowie może stać się paliwem napędowym. To ryzyko niestety będzie jeszcze większe, jeśli władze Ukrainy z prezydentem Zełenskim na czele – zapewne niesione zrozumiałym od lutego poczuciem narodowej dumy – postanowią trwać przy narracji zaprzeczania, iż szkody wyrządziła przypadkiem ukraińska broń, sugerując celowy atak sił rosyjskich na Polskę i NATO. Z własnego „doświadczenia smoleńskiego” wiemy w Polsce, że fałszywe oskarżenia pod adresem nawet obrzydliwego i z reguły winnego wszelkich okropieństw adresata kremlowskiego nie prowadzą do niczego dobrego. Spór o Smoleńsk rozbił wspólnotę narodową Polaków. Oby spór o pochodzenie rakiety z Przewodowa nie nadwyrężył solidarności polsko-ukraińskiej!
Władze Polski i innych państw Zachodu muszą Kijowowi stale komunikować pełne zrozumienie dla tej sytuacji, tak aby po tamtej stronie znikło poczucie potrzeby pójścia w zaparte, podszyte obawą o utratę sympatii i wsparcia militarnego ze strony Polski i jej sojuszników. To się na pewno nie stanie. Wojna o wolność Ukrainy jest równocześnie wojną o cały świat zachodnich wartości liberalnych. W tym sensie toczymy ją razem i inaczej być nie może.
Autor zdjęcia: Maciej Ruminkiewicz
