Przeżyłem 7 lat we Francji, wróciłem parę lat temu do Polski, ale od przedwczoraj odczuwam, jak myślę duża część świata, ponowną olbrzymią bliskość ze społeczeństwem francuskim, z naszymi europejskimi przyjaciółmi, z ich republikańskimi i demokratycznymi wartościami, które zostały przedwczoraj brutalnie zaatakowane. Obserwując reakcje tzw. wolnego świata, który hołduje podobnym wartościom na różnych szerokościach geograficznych widać, że akt terroru dokonany przez fundamentalistów islamskich, słusznie, wywołał szczere indywidualne i grupowe postawy i uczucia uniwersalnego solidaryzowania się w bólu ze społeczeństwem francuskim. Bezpośrednio po tragedii podobne gesty współczucia i solidarności odnotowuje się ze strony wielu przedstawicieli religii i kultury muzułmańskiej, która w klarowny i stanowczy sposób słusznie potępiła zamach.
W znaczeniu występowania owego współczucia, ale jednocześnie oburzenia, bez względu na narodowość czy religię „nous sommes tous Charlies”[wszyscy jesteśmy Charlies].
Z jednej strony, Francja miała już do czynienia z licznymi atakami terrorystycznymi dokonywanymi na jej terytorium. Należałoby wspomnieć terroryzm skrajnie prawicowy, ale też lewicowy lat 1960/70, terroryzm związany z wojną w Algierii, terroryzm nacjonalistów korsykańskich, wreszcie fundamentalistów islamskich, chociażby algierską GIA i sławne wybuchy bomb w paryskim metrze w 1995 roku.
Z drugiej strony, od ataku skrajnie prawicowej OAS w 1961 roku, kiedy w zamachu bombowym ginie 28 osób, to właśnie przedwczorajszy atak pochłonął najwięcej ofiar terroryzmu we Francji – 12 osób. Dodatkowo, co świadczy o specyfice ataku, należy podkreślić, że nie był to atak na instytucję, ale w zamyśle egzekucja ludzi reprezentujących jedną z podstawowych wartości demokratycznego świata – wolność słowa. Przy czym, wywołując wielkie słowa nie można w żaden sposób zapominać o śmierci policjantów, reprezentujacych jakże niebezpieczny zawód.
Obserwując szereg komentarzy, szczególnie w polskich mediach, które w sposób bezpośredni łączą środowy zamach z problemem tzw. trudnych przedmieści dużych francuskich miast, konkretniej mieszając problem islamizacji z gettoizacją i częstymi na tych terenach zamieszkami (te największe w 2005 roku) – chciałbym stanowczo się temu sprzeciwić. Atak terrorystyczny, którego byliśmy przedwczoraj świadkami, jest zewnętrznym problemem, i to nie tylko Francji, ale szerzej Europy, i związany jest z olbrzymim i narastającym problemem terroryzmu islamskiego, czego dowodem jest samo powstanie Państwa Islamskiego. Tzw foreign fighters, bojownicy z Europy, którzy zasilają fundamentalistów na frontach Bliskiego Wschodu (mówi się o kilku tysiącach), którzy najprawdopodobniej dokonali ataku na francuski tygodnik stanowią zagrożenie nie tylko dla Francji, ale dla innych społeczeństw europejskich.
Natomiast zamieszki wybuchające już regularnie na trudnych przedmieściach mają przyczynę społeczno-ekonomiczną bez żadnego kontekstu religijnego. System i państwo francuskie nie jest już realnie w stanie zagwarantować spełnienie społecznych i ekonomicznych obietnic, do których się zobowiązuje. Na teryrorium wspominianych gett, panuje 40% a nawet 50 procentowe bezrobocie. Bunty w gettach to bunty społeczne, zmarginalizowanej części francuskiego społeczeństwa, w większości o korzeniach imigranckich.
Widzę dwa realne zagrożenia, które świadczą o konsekwencjach przedwczorajszego ataku. Po pierwsze, groźba kolejnych ataków ze strony zreaktywowanych fundamentalistów islamskich, nie tylko we Francji, ale w Europie. Po drugie, ryzyko wystąpień, ataków na mniejszości muzułmańskie we Francji, ale też szerzej w Europie. Od przedwczoraj miały miejsce ataki na dwa meczety we Francji. Front Narodowy zachowuje relatywny rozsądek, ale zobaczymy na jak długo, i czy nad Sekwaną dojdzie do mobilizacji antymuzułmańskich, jakie obserwujemy na przykład w Niemczech (Pegida). Byłby to czarny scenariusz i zarówno politycy, media, szkoły, powinny wziąć na siebie odpowiedzialność za konsekwentne tłumaczenie społeczeństwu, że za zamachami stoją nie muzułmanie a dżihadyści. W tym sensie, paradoksalnie zamach może być skierowany właśnie przeciw europejskiej społeczności muzułmańskiej.
Jak widać, przedwczorajsze tragiczne wydarzenie we Francji, w znacznej mierze wykracza poza kontekst typowo francuski i przekroczenie granicy przez terrorystów (to faktycznie jest 11 wrzesień dla Francji) wywołuje i powinno wywołać szereg reakcji i pytań nie tylko o granicę bezpieczeństwa w Europie, ale przede wszystkim o granicę tolerancji i zrozumienia dla milionów muzułmanów zamieszkujących Europę. W obliczu przedwczorajszej tragedii nie da się po prostu stwierdzić, że multikulturalizm się nie sprawdził (albo cytując klasyka umarł) i skonsternować się na wyśrubowywaniu represyjnej polityki bezpieczeństwa (służby specjalne, policja, wojsko). Potrzebne jest zreaktywowanie refleksji i edukacji i to na poziomie europejskim na temat współżycia w jednym społeczeństwie wielu kultur, w tym muzułmańskiej. Taka ponowna analiza co się udało, a co nie w modelu wielokulturowości brytyjskim, francuskim, holenderskim, belgijskim, skandynawskim, niemieckim czy kanadyjskim – i jak wypracować jeszcze lepszy i bardziej odpowiadający aktualnej sytuacji model, integracji mniejszości etnicznych i religijnych – będzie skuteczniejszą formą zapewnienia ładu i bezpieczeństwa społecznego.