Taki właśnie napis można często zobaczyć na transparentach podczas protestów w ramach Strajku Kobiet. Ten napis oznacza brak możliwości porozumienia i szukania kompromisu z obecną władzą. Zjednoczona Prawica pod wodzą Kaczyńskiego, Ziobry i – czyniącego pozory lekkiego dystansu – Gowina, prezentuje wartości i postawy, które uniemożliwiają jakikolwiek dialog, a wszystkich, którzy do niego nawołują, narażają na miano naiwnych idiotów. Nie może być porozumienia z ludźmi, którzy są albo oszalałymi doktrynerami opętanymi potrzebą władzy, albo skończonymi cynikami i hipokrytami czerpiącymi profity z wysługiwania się tym pierwszym. Ci pierwsi żadnego porozumienia nie chcą. Ci drudzy być może byliby do tego skłonni, gdyby widzieli w tym korzyści dla siebie, ale szukanie porozumienia z nimi byłoby zaprzeczeniem elementarnej przyzwoitości.
Można zrozumieć przywiązanie do PiS-u przynajmniej części jego elektoratu. Są to ludzie albo zupełnie nie zorientowani w sprawach dotyczących polityki i funkcjonowania państwa, czerpiący swoją wiedzę z indoktrynacji TVP, albo ludzie, których z jakichś powodów uwiódł jeden element polityki tej partii, szczególnie dla nich ważny, jak na przykład transfery socjalne, traktowanie Kościoła katolickiego jako podstawy moralności, czy prostacka wizja patriotyzmu. Trudno natomiast znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie dla funkcjonariuszy Zjednoczonej Prawicy. To są albo ludzie ideologicznie obłąkani, albo cyniczni beneficjenci tej władzy.
Czy można poważnie traktować ludzi, którzy bez przerwy kłamią, przeinaczają fakty, bezczelnie łamią prawo i nigdy się do tego nie przyznają? Tworzą alternatywną rzeczywistość, w którą każą wierzyć ludziom, już nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Sprzymierzeni z cynicznym graczem, który ze swoją skorumpowaną ekipą opanował Węgry, ośmielają się twierdzić, że to nie oni zniszczyli w Polsce praworządność, tylko czyni to Komisja Europejska, ponieważ jakoby łamie postanowienia traktatu zjednoczeniowego, domagając się poszanowania praworządności. Swoją drogą, przy tworzeniu tego traktatu zapewne nikomu do głowy nie przyszło, że może w Unii pojawić się taki dziwoląg, który demokracją nazywać będzie dyktaturę jednego, chorego z nienawiści do cywilizowanego świata człowieka. Orban ma przynajmniej odwagę przyznać, że na Węgrzech jest demokracja nieliberalna, co w istocie oznacza dyktaturę powściągliwą. Kaczyński nawet tego nie potrafi. Dla niego to, co robi na Nowogrodzkiej w otoczeniu swoich pretorianów – całkowicie mu wiernych, bo świadomych profitów, które dzięki niemu uzyskali – jest właśnie ideałem demokracji.
Trzeba przyznać, że PiS ma dobrych speców od PR i wykonał gigantyczną pracę propagandową. To dzięki temu udało mu się stworzyć i upowszechnić w świadomości wielu ludzi mity o skorumpowanych do cna rządach PO i PSL, o Polsce będącej za tych rządów kondominium niemiecko-rosyjskim, o straszliwych ideologiach gender i LGBT, w tym wypadku z wydatną pomocą Kościoła, które zagrażają polskim rodzinom, o jedynym obrońcy prawdziwej polskości, jakim jest właśnie PiS.
Rządy PO i PSL nie były święte, ale to, co wyczynia PiS pod hasłem „dobrej zmiany” przechodzi ludzkie pojęcie. PiS zdemolował wymiar sprawiedliwości, dopuścił do gigantycznych afer GetBacku i SKOK-ów, korupcji w KNF, powszechnego nepotyzmu w obsadzie co bardziej lukratywnych stanowisk, fingowania absurdalnych oskarżeń pod adresem niewygodnych mu ludzi, jak w przypadku Giertycha, czy sędziów Tulei i Morawiec, przy jednoczesnym zwalnianiu z jakiejkolwiek odpowiedzialności ludzi, przeciwko którym wysuwane są udokumentowane zarzuty, jak w przypadku Kaczyńskiego, Kamińskiego czy Sasina. Kaczyński nie mógł wybrać lepszego wykonawcy tych niegodziwości, obsadzając na stanowisku ministra sprawiedliwości i zarazem prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę – człowieka bezwzględnego i mściwego, działającego w ścisłej symbiozie z fundamentalistami z Ordo Iuris i środowiskiem Tadeusza Rydzyka. Po Ziobrze można spodziewać się wszystkiego, oprócz tego, że będzie strzegł postanowień konstytucji i praw człowieka.
PiS demoluje polską edukację i naukę, promując kłamliwą politykę historyczną i stawiając znak równości między nauką a religijną mitologią. Minister Czarnek – homofob, obskurant i mizogin – także nieprzypadkowo objął resort edukacji i nauki. W ramach wolności słowa domaga się on otwarcia polskich uczelni na poglądy sprzeczne z twierdzeniami naukowymi i poszanowaniem praw człowieka, ingeruje w autonomię wyższych uczelni i zapowiada kontrolę podręczników w celu wyeliminowania z nich wpływów lewicowo-liberalnych, które należy zastąpić myślą Jana Pawła II. Wysiłkom Czarnka, aby poziom edukacji narodowej cofnąć do czasów średniowiecza, towarzyszy niemniej wytężona praca ministra kultury Glińskiego, który państwowymi dotacjami wspiera wyłącznie przedsięwzięcia zgodne z patriotyczną polityką historyczną i nauką Kościoła katolickiego.
Niekompetencja pisowskich decydentów widoczna jest w inwestycyjnej megalomanii, pozbawionej jakichkolwiek przesłanek ekonomicznych, jak budowa (w końcu przerwana) wielkiej elektrowni węglowej (sic!) koło Ostrołęki, przekop Mierzei Wiślanej, budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego czy zakup horrendalnie drogich amerykańskich myśliwców. Wszystko to dzieje się przy chronicznym niedoinwestowaniu systemu opieki zdrowotnej, a także edukacji i nauki.
PiS weszło na ścieżkę wojenną z Unią Europejską, przez co zniszczyło dotychczasową pozycję i reputację Polski na arenie międzynarodowej. Oczywiście nie mogło być inaczej, bo pisowskie reformy uczyniły z Polski kraj, który w 2004 roku nie miałby żadnych szans na wejście do Unii. Grożenie wetem w sprawie europejskiego budżetu z powodu wprowadzenia słusznej zasady: pieniądze za przestrzeganie praworządności, jest ordynarną próbą zapewnienia sobie swobody w doprowadzeniu do końca dzieła zniszczenia niezależności sądownictwa, bo przecież są jeszcze w Polsce sędziowie nieczuli na zalecenia władzy wykonawczej i są jeszcze wolne media.
Przykre jest to, że są w Polsce ludzie, do których trafia argument, że Morawiecki w Brukseli walczy o suwerenność Polski, podczas gdy w istocie on walczy tylko i wyłącznie o suwerenność pisowskiej władzy. Ci ludzie powinni wreszcie zrozumieć, że ta władza już pozbawiła ich suwerenności z chwilą unieważnienia trójpodziału władz i podporządkowania władzy sądowniczej władzy wykonawczej. W ten sposób społeczeństwo polskie przestało być suwerenem. Stał się nim rząd Zjednoczonej Prawicy, a być może stał się nim tylko nieformalny Naczelnik państwa – Jarosław Kaczyński.
Polską rządzi więc człowiek mający w oczach szaleństwo, skończony megaloman, samozwańczy zbawca narodu, od dzieciństwa domagający się uznania i zaszczytów, których wciąż ktoś mu odbierał – najpierw brat bliźniak, potem lepsi okazywali się koledzy z opozycji i towarzysze z obozu władzy. Ale człowiek ogarnięty obsesją własnej wielkości nigdy się nie poddaje. Swoje kompleksy postanowił leczyć dążeniem do władzy absolutnej i niekwestionowanej. Chociaż już bardzo zbliżył się do tego celu, chociaż nazywają go Naczelnikiem państwa, pomimo wyrazu dumy i wyższości, który maluje się na jego twarzy, kiedy dostojnie kroczy otoczony zespołem czujnych ochroniarzy, to jednak wciąż dostrzec można w nim irytację, że mu ktoś w zbożnym dziele ratowania Polski przed nihilizmem i utratą suwerenności ośmiela się przeszkadzać. A to totalna opozycja, która chce Polskę przehandlować Niemcom, a to pęknięcia we własnym obozie, w którym zaczęli pojawiać się ludzie jota w jotę podobni do niego, jak Zbigniew Ziobro, a to wreszcie Unia Europejska, która zamiast bez szemrania płacić Polsce za krzywdy doznane w czasie II wojny światowej i w okresie powojennego dyktatu ZSRR, ośmiela się wtykać nos w sprawy, o których powinien wyłącznie decydować suweren, czyli On – namaszczony wolą narodu Naczelnik państwa.
Wszystkie te fakty są powszechnie znane. Po co więc o nich pisać, skoro król od dawna jest nagi? Otóż wspominam o nich dlatego, że niektórzy, bynajmniej nie zwolennicy PiS-u, wciąż nie chcą tej nagości widzieć, wciąż im się zdaje, że żyją w normalnym, demokratycznym kraju, który wciąż jest przecież członkiem Unii Europejskiej. Ich ślepota polega na tym, że nie zauważyli istotnej zmiany ustrojowej, którą zapoczątkowało w 2015 roku przejęcie przez PiS Trybunału Konstytucyjnego, a potem, jak klocki domina, przejmowane były kolejne instytucje wymiaru sprawiedliwości. W wyniku tego Polska stała się już tylko atrapą demokracji. Wszystko to działo się z pogwałceniem konstytucji RP. Akceptowanie obecnego stanu, mimo wyroku TSUE, z którego obecna władza nic sobie nie robi, oznacza w istocie zgodę na niekonstytucyjny zamach stanu dokonany przez rząd Zjednoczonej Prawicy i prezydenta Dudę. Nie wolno się do tej sytuacji przyzwyczajać, pozwalać, aby bezprawie pokryło się kurzem zapomnienia, przesłonięte bieżącymi problemami, z których najważniejszym jest obecnie walka z pandemią COVID-19. Nie wolno zapominać o żadnej niegodziwości, do której dopuścił się rząd Kaczyńskiego.
Do obecnej władzy należy mieć stosunek taki, jak do zewnętrznego najeźdźcy. Należy więc unikać z nią współpracy, okazywać jej ostracyzm i przy każdej okazji demonstrować wobec niej sprzeciw. Ślepcami, którzy nie dostrzegają przestępczego charakteru rządów PiS, są nie tylko osoby dystansujące się od polityki i spraw publicznych, ale również obywatele pod tym względem aktywni, nazywający się symetrystami, którzy chcą być uważani za ludzi racjonalnych, wyważonych, unikających skrajności i troszczących się o pokój społeczny. Ci ludzie, akceptujący obecny stan prawny, mimo ewidentnych deliktów konstytucyjnych, które im się, a jakże, nie podobają, są w istocie poplecznikami politycznych przestępców, którzy mają za nic imposybilizmy prawne, bo postanowili sami sobie stanowić prawo.
Najwyższy czas przestać dyskutować z ludźmi, którzy ustawicznie odwracają kota ogonem i plotą duby smalone, jak chór „mędrców” pod batutą Zbigniewa Ziobry, w składzie: Kaleta, Woś, Khantak, Kowalski i Wójcik, straszący wszelkimi plagami, jakie Unia mogłaby na nas zesłać, gdyby rząd Zjednoczonej Prawicy zgodził się na przestrzeganie tzw. praworządności. Te żałosne wystąpienia, obrażające inteligencję ich odbiorców, zasługują wyłącznie na pogardliwe wzruszenie ramion, a nie na jakąkolwiek polemikę.
PiS i całą Zjednoczoną Prawicę należy zostawić samą sobie. Nadszedł czas wojny z obozem fanatyków, dyletantów i cynicznych karierowiczów. Jest to wojna, w której nie zamierza się do nikogo strzelać, ale też nie unika się wyraźnego formułowania ocen, bez obawy o obrazę takiego czy innego majestatu lub braku szacunku dla osób pełniących najważniejsze funkcje w państwie. Taki charakter tej wojny nadali uczestnicy Strajku Kobiet. Dość owijania w bawełnę i nazywania przestępców politykami. Trzeba im wyraźnie powiedzieć, czego się od nich oczekuje. Dość niszczenia Polski pod hasłem obrony tradycyjnych wartości. Ten obóz zasłużył na totalny ostracyzm. Opozycja w Sejmie i samorządach powinna odmawiać jakichkolwiek wspólnych działań i realizacji wspólnych projektów z rządzącym ugrupowaniem. Nie wolno dawać się wciągać do współodpowiedzialności za błędy tej ekipy. Za te błędy, za podłość i arogancję ci ludzie muszą zostać surowo rozliczeni po utracie władzy. Jeśli tak się nie stanie, jeśli znowu zwycięży polityka miłości, którą litościwie przyjął Tusk w 2007 roku, to wcześniej czy później pojawi się nowy demiurg, który swoją wizją i hasłami ponownie roznieci ogień populizmu.
Autor zdjęcia: KOD