Żyją we mnie dwa wilki… Nie ma tu mowy o tym, że na jednym ramieniu siedzi mi anioł podpowiadający czyste dobro, a na drugim diabeł szepczący czyste zło; nie jest też tak, że jeden wilk ciąży ku temu, co absolutnie dobre, a drugi kipi złem i wściekłością. Jest może nawet trudniej – bo oto jeden zna wymogi etyczne i prawne, drugi zna się na wojnie w każdej jej odmianie. W przypadku, o którym myślę, wielu rozwiązań nie da się jednoznacznie sklasyfikować jako czarne albo białe. A jednak… półmrok nie przekonuje żadnej ze stron. Zawsze będę rzeczniczką człowieczeństwa, rzeczniczką respektowania prawa. Nie ma we mnie zgody na zasadę inter arma silent leges (podczas wojny milczą prawa), bo wiem jak dramatyczne są jej konsekwencje. Wszyscy je znamy, gdy w wersji najtragiczniejszej potrafią przybierać imię zbrodni. To kluczowe. Człowieczeństwo. Również w wojnie hybrydowej. Również wtedy, gdy wojna tworzona jest na zamówienie, jako „usługa”. Gdy jednak patrzymy dziś w stronę granicy polsko-białoruskiej, to oceny są… i jedno, i wieloznaczne. Paradoks? Podczas wiecu 4 czerwca Donald Tusk Donald Tusk słusznie wspomniał, zarówno o aktywistach, którzy „nie chcą tolerować ludzkiego cierpienia na polskiej ziemi”, jak i o tym, iż „czasami trudno pogodzić wartości takie jak bezpieczeństwo państwa i granicy”; kończąc zaś dodał, że również po to jest premierem, „żeby pogranicznicy znaleźli empatię w sercu, żeby krzywda kobiet i dzieci na granicy nie miały miejsca”. Innymi słowy… da się.
Tymczasem… ważymy argumenty, rozpatrujemy zachowania, szukając odpowiedzi, często mniej czy bardziej świadomie wchodzimy w strefę półcienia, gdybania, co rusz ścierającego się z twardymi faktami obecności migrantów – ludzi, którzy do białoruskich lasów nie przyjechali na wakacje, nie wybrali „obozu przetrwania” jako przygody życia, ba, nawet nie udali się w zwykłą podróż z wizytą do przyjaciół czy krewnych, ale zostali zwiedzeni i wykorzystani. Tak, stali się bronią w wojnie hybrydowej; bronią, co w odruchu człowieczeństwa budzi troskę czy litość; ale i bronią, która w wielu budzi mniej czy bardziej uzasadniony strach. Media podsuwają nam różne obrazy – afrykańskie nastolatki stojące w pasie granicznym, uczepione rękami płotu, błagające o pomoc; bezwładne ciało przerzucane pod osłoną nocy przez bramkę w zaporze; z drugiej strony gałęzie, stłuczone butelki lecące od zdesperowanych młodych mężczyzn w kierunku polskich pograniczników, czy wreszcie zatknięty na kiju nóż, który stał się narzędziem zbrodni. To więcej niż proste obrazy. Na tapet trafia więc słowo „bezpieczeństwo” – słowo ważne, ale samo w sobie niebezpieczne. Słowo sytuujące nas automatycznie w horyzoncie dobra i zła; tego, co przyjazne, znane, oswojone przeciw temu, co budzi strach, sieje zamęt, naraża nas lub naszych bliskich. Pojawiają się duże kwantyfikatory, twardo stawiające sprawę; kwantyfikatory, które w tym przypadku nie mają racji bytu.
Bezpieczeństwo – racjonalne z punktu widzenia państwa i prawa. Racjonalne również z punktu widzenia etyka. Możemy odmienić je przez wiele przypadków, określać jego minimalny zakres w wymaganych obszarach, podać wiele czynników wskazujących na nadciągające zagrożenia, mnóstwo sposobów na zażegnanie niebezpieczeństwa, cały katalog reakcji. Technicznie to nie takie znów trudne. Tylko że wchodzimy w rzeczywistość, gdzie nie możemy myśleć wyłącznie w kategoriach technicznych, wskazywać najprostszych związków przyczynowo-skutkowych, w których podstawą jest łańcuch akcja-reakcja. Tyle że nie ma bezpieczeństwa bez respektowania prawa; nie ma też zapewnienia bezpieczeństwa bez odpowiedzialności, nie tylko za podejmowane decyzje – tej akurat nie brakuje, a nawet bywa ostra jak brzytwa – ale odpowiedzialności za los ludzi, których ktoś oszukał; którzy uwierzyli w obietnicę lepszego życia, w obietnicę, która ich odczłowieczyła, uprzedmiotowiła, a w skrajnych przypadkach uczyniła narzędziem wojny. W obietnicę, która… niesie śmierć.
***
W opowieści o dwóch wilkach kluczowe jest to, którego nakarmisz. Nie można karmić strachu, nienawiści, nieufności, podsycać poczucia zagrożenia; nie można szczuć ludzi przeciwko ludziom, w czym lubował się rząd Zjednoczonej Prawicy. Nie znaczy to oczywiście, że w kwestii bezpieczeństwa mamy pozostać bierni. Absolutnie nie. Nie powiem, że wystarczy usiąść i porozmawiać, bo… jedna rozmowa tu nie wystarczy, ale potrzeba nam dialogu w wypracowaniu polityki migracyjnej. By rozsądnie mówić o bezpieczeństwie i człowieczeństwie. O dobru ludzi po każdej ze stron. Bo wojna hybrydowa… nie skończy się jutro.