Redakcja Liberté!: 15 zł od każdego licznika energii to faktyczna jakościowa zmiana – nie abonament, a powszechny podatek. Czy zgadza się Pan z ideą powszechności tej opłaty? Jeśli nie, to jaki jest inny sposób finansowania mediów publicznych?
Krzysztof Luft: Uważam, że powszechna składka na media to coś pożądanego w państwie demokratycznym i w większości krajów europejskich ma ona taki charakter. Ja tę składkę rozumiem jako dokładanie do wspólnego dobra i możliwości korzystania z mediów publicznych, które są ważnym elementem ładu demokratycznego. Powszechność opłaty można by porównać do składki zdrowotnej – przecież ludzie mogą nawet przez dziesięciolecia nie korzystać z publicznej służby zdrowia, ale jednak płacą, żeby kolektywnie składać się na to dobro wspólne, z którego w każdej chwili mają możliwość skorzystać. W ten sposób chciałbym rozumieć również składkę audiowizualną. Natomiast ta propozycja, która w tej chwili leży na stole i została zgłoszona w parlamencie, ma właściwie charakter podatku od nieruchomości wyposażonej w licznik elektryczny. To może doprowadzić do takich absurdów, gdy ktoś kilka razy płaci tę samą składkę- a to po prostu powinna być opłata od możliwości korzystania z publicznych mediów. Drugą sprawą jest oczywiście kwestia jakości przekazu medialnego, która mniej w tej chwili głęboko nie zadowala. To powinno być pewne dobro publiczne wykorzystywane także w dobrych celach – a obecnie nie jest.
Rada Mediów Narodowych zastępuje w nadzorze merytorycznym Krajową Radę Radiofonii i Telewizji – jakie są plusy i minusy takiej zmiany?
Tu są same złe strony, w ogóle nie widzę uzasadnienia dla takiego ruchu. Zmiana statusu prawnego tych spółek na instytucje niczego nie zmienia. To nie są zwykłe spółki prawa handlowego, więc ta zmiana nic nie wnosi. Jeżeli chcemy zmienić ich charakter na mniej komercyjne, to jest kwestia finansowania, a nie formy prawnej. Obecnie 80% przychodów z budżetu telewizji to przychody komercyjne – to jest problem, a nie to, że to jest spółka prawa handlowego. A sama Rada Mediów Narodowych to jest organ dodatkowy i nikomu niepotrzebny, ponieważ te same decyzje może podejmować Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. I nie bronię tu pozycji personalnie swojej i swoich kolegów, ponieważ my i tak za chwilę kończymy swoją kadencję. Bronię kompetencji tego organu i czystości reguł gry. Mam wrażenie, że Rada Mediów Narodowych ma służyć tylko jednemu celowi. Ponieważ w KRRiT nie mogą zasiadać politycy – bo to wyłącza Konstytucja – utworzono RMN, która wprawdzie uniemożliwia członkostwo przedstawicieli władz wykonawczych czy organów samorządowych, ale dopuszcza udział polityków i członków parlamentu, czyli posłów i senatorów. To nie jest przypadek, że takiego wyłączenia tu nie dokonano, w momencie gdy zastosowano inne wyłączenia. I mam wrażenie, że cała operacja właśnie temu służy, żeby kilku posłów, nie rezygnując ze swojego statusu i funkcji politycznych, mogło zarządzać mediami publicznymi, czego w ramach dotychczasowego systemu nie można było zrealizować.
Jak ocenia Pan regulację dotyczącą udziału opozycji w Radzie Mediów Narodowych?
Ta propozycja ma całkowicie polityczny charakter i przewiduje to, że 5 z 6 członków będzie przedstawicielami partii rządzącej. Chciałbym też przy okazji zwrócić uwagę, że – jakkolwiek buntuję się przeciwko politycznej klasyfikacji członków KRRiT, ponieważ ja nie jestem członkiem żadnej partii – w obecnym pięcioosobowym składzie jest dwóch członków, którzy kojarzeni są raczej z partią lewicową, czyli ugrupowaniem, które nie należało do poprzedniej koalicji rządzącej, tylko właśnie partią opozycyjną.
Rady Społeczne są dla każdej z instytucji wybierane przez Radę Mediów Narodowych – kto w nich się znajdzie ?
To jest odpowiednik Rad Programowych, które funkcjonowały dotychczas, z nieco zwiększoną kompetencją, ale zdecydowanie iluzorycznym udziałem w procesie powoływania władz tych spółek. To dalece niewystarczające. Uważam, że zdecydowaną słabością tej ustawy jest to, że nie uspołecznia ona mediów publicznych, co rzeczywiście byłoby potrzebne. KRRiT proponowała zwiększenie udziału środowisk twórczych, rozmaitych środowisk obywatelskich w podejmowaniu decyzji o sposobie funkcjonowania mediów publicznych, powoływania ich władz itd., ale to jest minimalny krok i odbieram go raczej jako pozorny. To jest raczej kwiatek do kożucha, który to kożuch jest grubą szubą polityczną, dlatego że ustawa zdecydowanie zwiększa wpływy partii politycznych w mediach publicznych, gwarantując te wpływy dla partii rządzącej. Wpływy bezpośrednie i absolutnie decydujące. W takich krajach, do których chcielibyśmy się porównywać, jak Wielka Brytania, pojawiają się różne zastrzeżenia, że rządzący próbują ingerować w działalność mediów publicznych, ale my bardzo chcielibyśmy mieć takie media publiczne, jak te brytyjskie. A więc wszystko jest stopniowalne – chodzi o to, by tworzyć pewne procedury, bariery, bufory między światem polityki a światem medialnym, żeby te wpływy minimalizować. Tymczasem proponowana przez PiS ustawa idzie w całkowicie odmiennym kierunku – ona je powiększa i sankcjonuje.
Projekt nie zakłada żadnych ograniczeń aktywności komercyjnej instytucji medialnych ( poza ich ew. wewnętrznymi regulacjami), opłata da im łączny budżet gwarantowany na poziomie ok. 2 mld złotych. Czy nie ograniczy to uczciwości konkurencji na rynku reklam?
Uważam, że jeżeli wprowadza się nową opłatę audiowizualną, która ma zagwarantować znacznie większe środki mediom publicznym, to trzeba tym ludziom, od których chcemy wymagać tej składki, zapewnić coś więcej niż dotychczas. Oferta musi się różnić od propozycji mediów komercyjnych także w ilości przekazów reklamowych. Natomiast proponowana ustawa tej kwestii w ogóle nie uwzględnia. Uważam, że można wprowadzić składkę audiowizualną zapewniającą odpowiedni napływ środków, ale w zamian za to widzowie muszą dostać program, który byłby jeśli nie całkowicie pozbawiony reklam, to znacznie o nie uszczuplony w porównaniu z ofertą mediów komercyjnych.
Obecnie zupełnie inaczej wygląda kwestia finansowania mediów jeśli chodzi o publiczną radiofonię i publiczną telewizję. Radiofonia w tej chwili jest finansowana w 75% z środków publicznych, czyli z tego nieszczęsnego abonamentu, czego skutkiem jest zauważalna różnica między programem publicznych i komercyjnych stacji radiowych. Radiofonia publiczna, zwłaszcza regionalna, zdecydowanie lepiej, a często wręcz bardzo dobrze realizuje misję publiczną, czego niestety nie można powiedzieć o telewizji – ale telewizja jest przecież w 80% finansowana z środków komercyjnych, czyli reklam. To oczywiście wymusza ściganie się ze stacjami komercyjnymi i komercjalizację programu. Aby to zmienić, należy telewizję finansować inaczej i ograniczyć przekazy reklamowe.