W obronie wolności niemoralnego idioty
„Wolność jest dla wszystkich – dla mądrych i głupich, dla szlachetnych i podłych, dla krzykaczy i dla tych, którzy rozmawiają normalnym językiem.”
— Adam Michnik, przemówienie w 6 dzielnicy„Niech żyje! jest zaledwie okrzykiem tolerancji.”
— Stanisław Jerzy Lec
Uważam, że liberalizm polega na szanowaniu wolności drugiego człowieka – nawet jeśli ten jest skończonym kretynem. Liberałowie niekiedy zachowują się tak, jakby wolność dotyczyła tylko tych, którzy, w ich opinii, na nią zasługują. To, że nagminnie robią tak środowiska antyliberalne – konserwatywne, nacjonalistyczne, socjalistyczne, zielone, prawicowe, lewicowe, etc, etc – to mnie nie dziwi. Dziwi mnie to, że ci, którzy domagają się poszanowania wolności osobistej, sami nie potrafią jej poszanować. Polityka – czyli mechanizm wyboru kolektywnego, który decyzje podjęte przez cześć społeczności narzuca wszystkim – niejako determinuje takie zachowania, ale tam gdzie nie jest się skazanym na spieranie się o to, czyja opinia zostanie narzucona wszystkim – chyba można się wstrzymać od głosowania i powiedzieć: wolna wola.
Objawia się to w wielu przypadkach – np. walka między prawicą i lewicą o to, jak państwo ma indoktrynować dzieci wbrew woli ich rodziców; walka o to, czy aborcja, eutanazja i in vitro mają być dopuszczalne; walka o to, czy aptekarze mają być przymuszeni wbrew swojej woli do sprzedawania środków antykoncepcyjnych; walka o to, jak ma być oficjalna wykładnia historii w instytucjach państwowych i subsydiowanych przez państwo, itd, itp. Moje prywatne zdanie w większości tych walk zachowuje dla siebie i tam gdzie jest to możliwe mówię: wolna wola. A tam gdzie nie potrafię być obojętny próbuję przekonać – walczę o swoją sprawę środkami dobrowolnymi w ramach społeczeństwa obywatelskiego. Ostatnia rzecz jaka mi przychodzi do głowy to wygrać wybory i zmusić wszystkich siłą do respektowania mojego „widzimisię”.
Nie rozumiem skąd u liberałów poparcie dla racjonalistycznego czy katolickiego etatyzmu. Co ciekawe racjonalistyczny etatyzm dzisiaj powszechnie w debacie publicznej nazywany jest „liberalizmem”. Skoro istotą liberalizmu są dobrowolne interakcje w ramach społeczeństwa obywatelskiego – a więc maksymalne możliwe ograniczenie sfery przymusu – to czy wolne społeczeństwo nie powinno poza rozdziałem państwa od kościołów, wcielić w życie także rozdział państwa od środowisk chcących narzucić racjonalizm światopoglądowy reszcie społeczeństwa? Ja mogę mieć rację, mogę być zwolennikiem nauki i tępić zabobony, ale czy to na gruncie doktryny liberalnej daje mi prawo do ustanawiania państwowych mechanizmów narzucania mojej słusznej opinii reszcie społeczności? To ma być obrona wolności? Czy dyktatura racjonalistycznej większości jest bardziej moralna od dyktatury katolickiej mniejszości – lub vice versa?
Wolność osobista gwarantuje człowiekowi prawo do bycia irracjonalnym, antynaukowym i w ogóle nienowoczesnym – człowiek ma prawo wierzyć, że to różowe kuce stworzyły świat, ziemia jest płaska, rząd USA zburzył WTC, ludzie zostali stworzeni 10 tyś. lat temu, a teoria ewolucji nie ma potwierdzenia w faktach naukowych, etc, etc. Wolność pozwala człowiekowi być niemoralnym – chodzić na dziwki, pić codziennie, ćpać, prykać w towarzystwie, publicznie śpiewać piosenki Justina Biebera, etc, etc. Ale jeśli te działania nie gwałcą wolności drugiego człowieka – to nic nam do tego. Możemy tylko przekonywać i służyć wzorem. I o to chciałbym zaapelować do liberałów – mniej poparcia dla przymusu, więcej dobrego przykładu.