W sobotę tydzień temu, wbrew moim deklaracjom, że już nigdy nie pójdę na żadne krzyżowe pochody, katastroficzne miesięcznice, znalazłam się na Placu Zamkowym.
Nie potrafię fotografować ludzi, których nie lubię. Od katastrofy smoleńskiej, za każdym razem, gdy pojawiałam się na Krakowskim Przedmieściu, miałam poczucie, że to upokarzające (dla mnie), fotografować takich „brzydkich” ludzi. I dla nich też – być sfotografowanym w tej zapalczywej agresji, która wykrzywia twarze.
W sobotę Prezes krzyczał „HAŃBA”. Ludzie odkrzykiwali „HAŃBA”. Był tłum. Po raz kolejny oglądałam twarze tego tłumu z bliska. Po raz kolejny ten zwarty front „zhańbionych”, utwierdził mnie w przekonaniu, że nie warto podnosić wzroku i aparatu do oka. Nie chcę patrzeć na takich ludzi.
Już miałam uciec, gdy nagle z głośników popłynęła muzyka. Hasła nienawiści zostały ubrane w taneczne disco polo. Wszyscy nucili, śpiewali, te skoczne melodie. Uśmiechali się do mnie, ustawiając do zdjęć.
Byłam zaskoczona. Do tej pory, do tego marszu, na każdym poprzednim, poszturchiwano mnie. Z agresją pytano – czy jestem z „Wyborczej”? Albo „nie daj Boże z tego diabelskiego TVN”? Tym razem ktoś podszedł do mnie i zapytał „czy sfotografowała pani koszulkę mojego kolegi?” Wróciłam i sfotografowałam. Oni uśmiechali się do mnie. Ja do nich. To nie była fałszywa wymiana uprzejmości.
Mój liberalizm zderzył się z nacjonaistyczno – katolicką falą. Tłem dla tego „spotkania” jest poczucie, że coś jest nie tak. Niezależnie od wyznawanych wartości bezrobocie wśród młodych ludzi rośnie. Poziom społecznego niezadowolenia też. Jest wiele wspólnych niezadowoleń. Niewygód, które dzielimy (według wczorajszych danych CBOS „70% Polaków uważa, że warunki życia w Polsce są szkodliwe dla zdrowia psychicznego”). Choć dzieli nas wróg. Jego definicja. I fakt, że mój uśmiech zastygł, gdy wróciłam do domu. Zastygł dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy pierwszy raz widziałam film „Kabaret” Boba Fosse i scenę piknikową.
Minął tydzień.
W niedzielę Marek Bieńczyk dostał nagrodę Nike za „Książkę Twarzy”. Chciałam napisać coś o twarzach. Tymczasem nieoczekiwanie zaatakowały mnie te spojrzenia sprzed tygodnia. Twarze telewizji Trwam, Naszego Dziennika, Gazety Polskiej. Nie mogę się od nich uwolnić. Mam je nieustannie przed oczami. Tak, jak wynik sondażu poparcia.
Mój uśmiech zgasł, a ich zmienił się w 39 procent dla Jarosława Kaczyńskiego, i 33 dla partii Donalda Tuska.
„Tomorrow belongs”… do kogo, pytam przerażona?