Są ludzie, i to ludzie, którzy z racji tego, że są konserwatystami, bardzo często mówią o moralności społeczeństwa, którzy uważają, że taka metoda jest dopuszczalna, wręcz konieczna. Można zrozumieć Leszka Millera, który w bezczelny sposób, ale jednak się broni, bo jest oskarżony, mało tego, powinien w odczuciu wielu trafić do więzienia za złamanie jednej z najbardziej podstawowych zasad naszej cywilizacji. Poza tym Leszek Miller też jest w pewnym sensie konserwatywny, czy raczej autorytarny. Karierę polityczną zaczynał w partii, która za nic miała prawa człowieka, wyznawała zasadę, że cel uświęca środki, a słowo suwerenność narodu czy kraju, było dla nich zwrotem ze słownika wyrazów obcych. Można żartować, że Leszkowi Millerowi oraz SLD przydałby się kurs asertywności względem sojuszniczych mocarstw, bo politycy ci mieli z tym problem zarówno za czasów gdy sojuszniczym mocarstwem było ZSRR jak i teraz gdy jest nim Ameryka.
Cały problem tkwi w autorytarnej mentalności, dlatego osoby z tak różnych z pozoru obozów mówią dzisiaj jednym głosem. No bo chyba każdy się zgodzi, że bardzo rzadko zdarza się aby Gowin i Miller się ze sobą zgadzali. Dla konserwatystów, głównym motorem działania są zagrożenia, zarówno prawdziwe jak i wyimaginowane lub wyolbrzymione, głównym według nich zadaniem jest bronić swojej wspólnoty, na którą czeka mnóstwo zagrożeń, a dla części z nich, należy nie przebierać w tym celu w środkach, bo świat dzielą na swoich i obcych. Prawa człowieka są jednym z największych osiągnięć ludzkości, czy ściślej, naszej cywilizacji. To one a nie samochody czy komputery są wskaźnikiem postępu. Nie można sobie ich dowolnie zawieszać lub modyfikować stosownie do okoliczności. To takie świeckie sacrum. Prawa człowieka oczywiście bardzo często przeszkadzają w osiągnięciu celów. O ile łatwiej by było gdyby policja po otrzymaniu informacji o spotkaniu mafii w podwarszawskiej willi mogłaby tą willę po prostu wysadzić w powietrze, przecież wiedzą, że są tam sami mafiosi, albo żeby chociaż mogła ich wszystkich pozamykać. A tak? Ma na widelcu bandytów i nie może nic zrobić bo spotykać w wolnym kraju może się każdy i nie jest to przestępstwo. Tym bardziej, że mafiosi mogą omawiać dokonywanie w przyszłości przestępstw i z całą pewnością to robią bo przecież w jakimś celu się spotykają. Ile będzie niewinnych ofiar? Ile pobić i wymuszeń, porwań czy kradzieży przez to, że policja nie może wysadzić tej willi albo chociaż ich pozamykać. Jednak z jakiegoś powodu, nie godzimy się na to aby tak można było robić. Tutaj mógłbym użyć wielu argumentów, które i tak by zwolenników tej opcji nie przekonały, więc pozostaje mi powiedzieć, po prostu nie można i już, bo takie są prawa człowieka. Jak już mówiłem to jest świecka sfera sacrum, która nie wymaga uzasadniania. Paradoks polega na tym, że będąc obrońcą praw człowieka przez tych, którzy je łamią można zostać uznanym za podłą osobę, wręcz współodpowiedzialną za morderstwa, pobicia czy napady mafiosów, których nie pozwalamy wysadzić. Jednym z podstawowych argumentów jest taki, że po prostu nie ufamy policji ani instytucjom państwowym na tyle aby pozwolić im na dowolne działania. Powód jest prosty. Władza, która chce być władzą totalną, która chce dla dobra ludzi łamać prawa człowieka (taki paradoks, chyba, że część uznamy za nieludzi), raczej na zaufanie nie zasługuje. Na zaufanie zasługuje władza, która świadoma jest tego jak dużą skłonność do patologicznych z punktu widzenia społeczeństwa zachowań mają instytucje czy w ogóle organizacje. Po prostu zaczynają one zaspokajać potrzeby własnych członków, zamiast potrzeby reszty ludzi, do czego zostały powołane. Poza tym bardzo często dbały o wiele rzeczy, takich jak zaprowadzenie porządku a nie dobro ludzi, podobnie jak nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że strażnik więzienny dba o osadzonych. On dba o to, aby zachowywali się zgodnie z jego oczekiwaniami, żeby był porządek, oraz żeby nie uciekli, a nie żeby im się miło spędziło czas odsiadki. Czy chcemy aby nasza władza była dla nas takim strażnikiem, który nie dba o nasze dobro lecz o to żebyśmy się dobrze zachowywali.
Broniący tortur, takim jak ja bardzo często zarzucają naiwność, piękny, ale nierealistyczny idealizm. Jednak czy jest coś dziwnego czy naiwnego w tym, że nie chcę aby o moje bezpieczeństwo dbano wkładając komuś w odbyt rurę czy przystawiając mu wiertarkę do głowy? Abstrahuję już od tego, że według raportu tortury okazały się nieskuteczne, nawet gdyby były, nie można ich stosować. Już nawet nie chodzi mi tak bardzo o dobro terrorystów. Chodzi mi o to kim my będziemy uciekając się do takich działań. Obawiam się, że wielu z popierających tortury nie chciałoby ich widzieć, ani tym bardziej samemu ich stosować, bo to w oczywisty sposób wywołało w nich poczucie wstrętu. Jeśli jest inaczej, to świadczy to o tym, że są kryptosadystami lub psychopatami. A czy chcemy aby sadyści dbali o nasze bezpieczeństwo. Łatwo jest powiedzieć, że tortury to zło konieczne, ale czy pozwolilibyśmy naszemu synowi lub córce aby wkładali jakiemuś terroryście w odbyt rurę? To chyba nie ja jestem naiwny.
Nie można zawsze robić tego co skuteczne, cel nie uświęca środków. Podobno tortury uratowały komuś życie, a więc zakazując ich bylibyśmy współodpowiedzialni za śmierć niewinnych ludzi. Jednak należy pamiętać, że służby specjalne mają cały wachlarz innych metod, których mogłyby użyć aby to życie uratować. Po drugie gdyby zakazać Polakom poruszania się samochodami, uratowalibyśmy życie kilku tysięcy osób rocznie. Czy to jest argument aby samochody skonfiskować? Czy jesteśmy współodpowiedzialni za śmierć tysięcy ludzi jeśli pozwolimy im jeździć na naszych drogach. Raczej nikt tak nie myśli. Po prostu ograniczamy dozwoloną prędkość, więcej zrobić nie możemy i nie chcemy, choć brutalnie to zabrzmi, nawet za cenę kilku tysięcy żyć rocznie.
Nasuwa się pytanie jak daleko posuną się w imię bezpieczeństwa dzisiejsi zwolennicy tortur, skoro jak widać prawa człowieka stoją niżej w ich hierarchii wartości? Czy naprawdę dla bezpieczeństwa można zrobić wszystko? Czy władza w imię bezpieczeństwa może też zwrócić się przeciwko własnym obywatelom a nie tylko obcym, których praw według nich nie trzeba respektować? Ja na szczęście nie mam takich dylematów bo uważam, że prawa człowieka są niezbywalne i obowiązują także w sytuacji zagrożenia kraju i naprawdę nie można torturowania porównywać do zabijania w walce na wojnie.