W pamiętnym kwietniu 2010 roku nikt nie miał ani w Polsce, ani na świecie takich doświadczeń. Rozmiar katastrofy nie tylko bezpośrednio dotyczący rodzin, ale także w sensie społecznym, dotknięty był skalą dotychczas nieznaną. Obarczanie dzisiaj ówcześnie rządzących winą za różne błędy, a zwłaszcza wyciąganie jednego, mylnego, jak się okazało, zdania, wypowiedzianego w Sejmie przez Ewę Kopacz, za które przepraszała wielokrotnie, jest pełne hipokryzji i ocieka wręcz doraźną, określoną polityką środowiska polskiej prawicy, które w dużym stopniu przyczyniło się do tego dramatu. Przez ponad siedem lat nie usłyszałem nigdzie ani jednego słowa refleksji z tamtej strony. Ani jednego.
Wypowiedź Małgorzaty Wassermann: „Doznaliśmy strasznej traumy, która przez lata była potęgowana przez kłamstwa. Dziś powraca wiara w to, że prawda musi zwyciężyć” dla wPolityce.pl, jest typowa i znamienna dla niektórych krewnych ofiar katastrofy w Smoleńsku.
Tymczasem fakty są następujące:
Do roku 2011 Prokuratoria Generalna zawarła 270 porozumień z krewnymi ofiar. Na mocy tych porozumień każda z tych osób otrzymała od Skarbu Państwa po 250.000 zł. Łącznie SP przeznaczył na wypłaty odszkodowań 67,5 mln złotych.
Mniej liczne rodziny otrzymały więc po kilkaset tysięcy, te bardziej liczne po ponad milion złotych.
Jak na polskie warunki były to bardzo wysokie odszkodowania. Rodziny ofiar innych katastrof komunikacyjnych otrzymują co najwyżej ułamek tych kwot.
W ramach zawartych porozumień miały to być jedyne odszkodowania wypłacone w ten sposób przez PG. Otwarto też drogę do dochodzenia dodatkowych roszczeń, ale tylko przed sądami.
Od 2013 roku łącznie do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynęło 120 wniosków o dodatkowe odszkodowania od MON.
Sąd w ograniczonym zakresie przyznał dodatkowe odszkodowania i to tylko kilku osobom.
Od października 2015 roku sytuacja zmieniła się diametralnie. Na polecenie min. Macierewicza wprowadzono zasadę, że MON sam będzie prowadził negocjacje, z pominięciem sądu. W ten sposób wypłacono określonym osobom nowe odszkodowania od kilkuset do ponad 2 milionów złotych jednorazowo.
W imieniu MON występuje mecenas Andrzej Lew-Mirski, który na mocy porozumienia z MON otrzymał wynagrodzenie w kwocie stałej 120.000 zł (plus dodatkowe wynagrodzenie za prowadzenie każdej sprawy). Zadaniem pana mecenasa jest m.in. selekcja spraw do dalszych negocjacji.
Prokurator Pasionek, który dzisiaj tak ochoczo wypowiada się na temat ekshumacji, był także jednym z prokuratorów nadzorujących śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Wojskową w sprawie katastrofy w roku 2010. W latach 2005-2007 był podsekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Kazimierza Marcinkiewicza, a od marca 2016 roku jest zastępcą Prokuratora Generalnego.
W 2010 roku nie domagał się sekcji zwłok po przywiezieniu trumien do Polski.
Po roku od objęcia nadzoru nad śledztwem został odwołany w związku z podejrzeniem ujawniania tajemnic śledztwa.
Dotychczas przeprowadzono 27 ekshumacji. Proces ten trwa od listopada 2016 roku, a więc pół roku. Kolejne ekshumacje trwać będą przynajmniej jeszcze dwa lata.
Jak długo trwałyby sekcje zwłok w 2010 roku?
To środowisko prawicowe głównie nalegało na jak najszybszy pochówek zmarłych po katastrofie w Smoleńsku.
W każdej katastrofie lotniczej destrukcja ciał ofiar jest znaczna lub bardzo znaczna. Ofiary katastrofy IŁa-62M w Lesie Kabackim, łącznie 183 osoby, pochowane są w zbiorowej mogile na Cmentarzu Komunalnym w Warszawie (załoga pochowana została w osobnych mogiłach na Powązkach). Czym różnią się od ofiar katastrofy w Smoleńsku?
Informacja o tym, że w trumnie Lecha Kaczyńskiego znaleziono części ciał dwóch innych osób jest zaskakująca, bowiem ciało prezydenta w ogóle nie było badane w Moskwie i zostało nazajutrz po katastrofie przewiezione do Polski. Czym zatem zajmował się nadzór nad Prokuraturą Wojskową (czyli prok. Pasionek) w Polsce po przewiezieniu ciała do kraju?
Żadne, najgłośniejsze nawet i najbardziej cyniczne słowa, wypowiadane bez mrugnięcia oka przez całe prawicowe środowisko polityczne w Polsce, nie zagłuszą pytań o prawdziwy i faktyczny cel tego bardzo kosztownego tańca nad grobami zmarłych ofiar katastrofy w feralnym jarze tuż przed płytą lotniska Smoleńsk Północny.
W kulturze chrześcijańskiej, bardzo przecież polskiej, żałoba po zmarłych trwa rok, a nie lata całe. Pokaleczoną przeszłością niczego trwałego zbudować się nie da.