Imperatyw praw człowieka, jako nadrzędnej idei ustrojowej, pojawił się po raz pierwszy w Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela z 1789 roku oraz w konstytucji Stanów Zjednoczonych. „Nic nie jest niezmienne prócz nieodłącznych i niepozbywalnych praw człowieka” – stwierdził prezydent Thomas Jefferson. Ten sam prezydent w liście do obywateli miasta Waszyngton w 1826 roku, ostatnim roku swojego życia, napisał: „Nieograniczone korzystanie z rozumu i wolności opinii przekona wkrótce wszystkich, że nie narodzili się do tego, by nimi rządzono, lecz by rządzili się sami jako wolni ludzie”. Wysunięcie praw człowieka na plan pierwszy otworzyło drogę do demokracji liberalnej. Chociaż we współczesnym świecie, nawet w państwach autorytarnych, nikt otwarcie tych praw nie kwestionuje, to w praktyce, także w państwach demokratycznych, poziom ich przestrzegania pozostawia wiele do życzenia. Powodem tego stanu rzeczy jest naturalny konflikt między jednostką a społecznością, w której ona żyje. Na gruncie ideologii liberalizmu konflikt ten jest możliwy do rozwiązania, ale problem polega na tym, że zwolennicy tej ideologii są w mniejszości w stosunku do zwolenników ideologii kolektywistycznych.
Począwszy od Starożytności, w filozofii humanistycznej panuje zgodność, że świadomość własnej świadomości, różniąca człowieka od innych istot żywych, narzuca mu konieczność poszukiwania sensu swojego życia, wykraczającego poza wysiłek samego przetrwania. Związana jest z tym potrzeba wolności, którą można rozumieć jako chęć posiadania pewnej niezależności od otoczenia społecznego, które pozbawia człowieka poczucia autonomii własnych działań. To poczucie autonomii, czyli sprawczości własnych działań, jest niezbywalnym elementem człowieczeństwa. Wolność potrzebna jest więc po to, aby wyrażać siebie, swoje pragnienia i dążenia, aby kształtować swoją własną, niepowtarzalną wizję świata. Na tym polega indywidualność człowieka, odkąd ją sobie uświadomił. O tym, że zawsze chciał czegoś więcej niż tylko przetrwania, świadczą rysunki na ścianach jaskiń czy wykopywane przez archeologów kamienne lub drewniane rzeźby i ozdoby. Świadczą o tym pieśni i legendy egipskich fellachów czy tańce i obrzędy afrykańskich i indiańskich plemion. Jednak zawsze te indywidualne dążenia, wynikające z tęsknoty za sensem swojego życia, były kontrolowane, modyfikowane i przystosowywane do oczekiwań jakiejś wspólnoty.
Według Abrahama Maslowa, przyrodzonym prawem człowieka jest samorealizacja, która jest uzależniona od rozwoju posiadanych predyspozycji i zdolności, co pozwala mu stać się tym, kim naprawdę jest. Pomaga w tym świadomość wewnętrzna, oparta na nieświadomej percepcji własnej natury, własnych zdolności i „życiowego powołania”. Warunkiem samorealizacji jest przystosowanie rzeczywistości do człowieka, a nie człowieka do rzeczywistości. Maslow twierdzi, że zdrowi pod względem psychologicznym osobnicy tylko powierzchownie traktują utarte obyczaje, odnoszą się do nich zdawkowo, to znaczy mogą je przyjąć lub odrzucić. Wybierają z kultury społecznej to, co w ich opinii jest dobre, i odrzucają to, co złe. Mają więc własne kryteria oceny, na podstawie których podejmują decyzje. Dążą do szukania w sobie drogowskazów i prawideł życiowych. Jeśli wewnętrzna natura danej osoby zostanie pod wpływem nacisków zewnętrznych zniweczona, zaprzeczona lub stłumiona, wówczas pojawia się choroba osobowości, mająca neurotyczne i psychosomatyczne objawy, będące skutkiem sprzeniewierzenia się własnej jaźni, czyli braku pełnego człowieczeństwa. Warto dodać, że zdolność wyrażania myśli i impulsów bez ich dławienia i bez obawy ośmieszenia, okazuje się podstawowym warunkiem twórczości. Ludzie autonomiczni kierują się prawami własnego charakteru, a nie regułami społecznymi (jeśli zachodzi różnica). W związku z tym są nie tylko przedstawicielami danego środowiska czy narodu, ale członkami całego rodzaju ludzkiego.
Jak z tego wynika, podstawowy wybór zachodzi między jaźnią innych a swoją własną. Skutkiem tego wyboru jest albo odrzucenie przez innych, albo odrzucenie przez samego siebie. Życie w wewnętrznym świecie psychicznym, czyli rządzonym prawami psychicznymi, a nie prawami zewnętrznej rzeczywistości, w świecie doświadczania, emocji, pragnień, obaw i nadziei, to coś innego niż życie w rzeczywistości zewnętrznej i przystosowywanie się do niej. Tą ostatnią rządzą bowiem inne prawa, których człowiek nie ustanawiał i które nie są istotne dla jego natury, chociaż musi często żyć według nich.
Ten konflikt nie zawsze jednak jest tak dramatyczny. Wewnętrzne prawa jednostki mogą być bowiem w znacznym stopniu zgodne z prawami jej społecznego otoczenia. Jest tak wtedy, gdy ludzie tworzący jakąś wspólnotę kierują się prostą i podstawową zasadą moralną: „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”, a także: „Żyj jak chcesz i pozwól tak samo żyć innym”. Chodzi więc o akceptację w danym środowisku podstawowych zasad etyki uniwersalnej. Uniwersalizm moralny jest ważnym składnikiem liberalizmu. Jak bowiem twierdzą liberałowie, fakt urodzenia się w danym miejscu jest przypadkowy i z moralnego punktu widzenia obojętny. Jako taki, nie może być zatem podstawą narzucania jednostce obowiązków lub rozmaitych zakazów, które wynikają z konkretnej przynależności grupowej, a nie z samego faktu bycia człowiekiem. Prawa i obowiązki człowieka są zatem pierwotne i ważniejsze od praw narodów i wszelkich grup społecznych. Tam, gdzie prawa jednostki próbuje się podporządkować prawom jakkolwiek rozumianej grupy społecznej, tam otwiera się drogę do ucisku jednostek i mniejszości, do tolerowania dyskryminacji i przemocy, do przykładania podwójnych standardów do „swoich” i „obcych”. W etyce uniwersalnej ważna jest tolerancja dla poglądów i zachowań odmiennych, przez wielu niezrozumiałych, a nawet odpychających, których przedstawiciele nikomu jednak krzywdy nie czynią, co oznacza akceptację pluralizmu poglądów i stylów życia. W ten sposób można wyjść naprzeciw zarówno potrzebie indywidualnej wolności jednostki, jak i potrzebie spójności społecznej.
W tym kierunku powinny zmierzać procesy wychowawcze w rodzinie i w szkole, wolne od ideologicznych naleciałości i bezmyślnego powielania kulturowych stereotypów. Człowiek potrzebuje sprawdzonego i dającego się zastosować systemu wartości, które samodzielnie zrozumiał i uznał za prawdziwe, a nie dlatego, że inni każą mu w nie wierzyć i im ufać. Wychowanie musi więc być nastawione zarówno na zapewnienie kontroli, chroniącej dzieci przed zbyt egoistycznymi i antyspołecznymi zachowaniami, jak i na kultywowanie spontaniczności i indywidualnej ekspresji. Trzeba mieć więcej zaufania do dzieci i naturalnych procesów ich rozwoju. Oznacza to potrzebę wstrzymywania się wychowawców od nadmiernej ingerencji i wtłaczania wychowanków w z góry określone wzorce. John Stuart Mill uważał, że możemy przeszkadzać niektórym ludziom w demoralizowaniu społeczeństwa, ale tylko wówczas, gdy ludzie będą mieli swobodę zaprzeczania temu, że to, co my sami nazywamy złym albo dobrym, jest właśnie takie. Bez możliwości takiego zaprzeczania nasze przekonanie opiera się na zwykłym dogmacie i nie jest racjonalne. Tylko swobodne ścieranie się poglądów jest drogą do społecznego dobrostanu. Człowiek, jako jednostka, musi zasady prospołeczne zinterpretować zgodnie ze swoją jaźnią. Wtedy je zrozumie i będzie się do nich stosował, odpowiednio je, być może, modyfikując. Moralność ludzi, którzy bezmyślnie stosują się do tego, czego od nich oczekują wychowawcy i propagandziści, jest płytka i łatwa do zniszczenia.
Główna droga do zdrowia i samospełnienia prowadzi przez zaspokojenie podstawowych potrzeb, a nie przez frustrację, którą powoduje kulturowy reżim przez tłumienie tych potrzeb, brak zaufania, policyjną kontrolę, za czym kryje się założenie zła tkwiącego w głębi natury ludzkiej. Ma rację Maslow twierdząc, że wyzyskiwacz lub tyran nie jest skłonny zachęcać podwładnych do ciekawości, nauki i wiedzy, ponieważ ludzie, którzy dużo wiedzą, łatwo się buntują nie doświadczając wolności.
Trudno mówić o przestrzeganiu praw człowieka w społeczeństwie, w którym ludzie niehetoronormatywni są prześladowani i pozbawieni niektórych praw, w którym kobiety nie mogą decydować o swoim ciele, w którym ludzie o innym kolorze skóry są źle traktowani, w którym przyznanie się do żydowskiego pochodzenia uchodzi za odwagę. To niestety wciąż jeszcze jest Polska, w której zmiany kulturowe są już co prawda widoczne, ale niektóre stereotypy wciąż tkwią głęboko w umysłach znacznej części społeczeństwa. Model człowieka wolnego i samorealizującego się, czyli korzystającego w pełni ze swoich praw przyrodzonych, kłóci się z kolektywistyczną utopią, według której człowiek nie jest własnością samego siebie, ale Boga, rodziny, grupy społecznej, a przede wszystkim wspólnoty narodowej. To te kolektywy skłonne są przedkładać wierność i przystosowanie jednostki do swoich standardów zamiast pozostawić jej indywidualność i twórczą swobodę. Dopiero od niedawna zaczyna pojawiać się przekonanie, niestety w dość wąskich jeszcze kręgach, że przesunięcie nacisku z lojalności grupowej na wolność indywidualną jest korzystne nie tylko dla jednostek, ale i dla grup, których są one członkami. Twórczość i rozwój zawsze są skutkiem swobody jednostek, a nie grupy działającej według utrwalonych schematów.
W Polsce nie tylko stereotypy kulturowe są przeszkodą w kultywowaniu praw człowieka. Mimo że prawa te zapisane są w konstytucji, rząd Zjednoczonej Prawicy od początku otwarcie deklarował jak zamierza je interpretować. Skoro jako cel przyjmuje się obronę tradycyjnych wartości, opartych na etyce katolickiej i zwyczajach patriarchatu, skoro z góry wyklucza się możliwość nie tylko rewolucji, ale nawet ewolucji obyczajowej, to jest oczywiste, że o równości obywateli nie może być mowy, a z wolności będą mogli korzystać tylko zwolennicy tradycjonalistycznej władzy. „My mamy własne, polskie wartości i nie musimy przyjmować unijnych” – oświadczył minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, osłupiałym tym wyznaniem, członkom Komisji Europejskiej.
Rząd Zjednoczonej Prawicy dotrzymuje słowa, o czym świadczy utrzymywanie dyskryminacji cywilno-prawnej ludzi LGBT+, wprowadzenie drakońskiej ustawy antyaborcyjnej, wycofanie się z finansowania zabiegów in-vitro, szczególne wsparcie finansowe dla konserwatywnych i prokatolickich organizacji pozarządowych, przy jednoczesnym dyskryminowaniu organizacji realizujących cele progresywne i liberalne. Broniąc się przed uchodźcami w 2016 roku, rząd Zjednoczonej Prawicy rozniecał nienawiść do wyznawców Islamu, upatrując w nich terrorystów i gwałcicieli. Jarosław Kaczyński, niczym wytrawny propagator hitlerowski obrzydzający Żydów, obrzydzał uchodźców z Bliskiego Wschodu, strasząc Polaków przenoszonymi przez nich bakteriami i pierwotniakami. Spowodowało to liczne ataki na mieszkających w Polsce Arabów oraz przygotowało grunt do bestialskiego traktowania imigrantów nielegalnie przekraczających granicę z Białorusią. Zasadnicza zmiana podejścia do uchodźców z Ukrainy, to zasługa zwykłych ludzi i organizacji pozarządowych, a nie rządu, dla którego akceptacja tej pomocy wynikała z potrzeby poprawy pozycji w Unii Europejskiej, z czym ten rząd wiązał określone nadzieje, jak i z faktu, że uchodźcy ci są jednak chrześcijanami.
Szczególne pogwałcenie praw człowieka w Polsce wiąże się ze zmianami w polityce informacyjnej i w systemie edukacji. Nastąpiło tu bowiem odejście od zasady neutralności światopoglądowej i politycznej na skutek wyraźnej presji ideologicznej, służącej interesom obozu rządzącego. W państwie ideologicznym, jakim stała się Polska, nie ma miejsca na pluralizm i tolerancję, co oznacza, że prawa niektórych obywateli nie będą w pełni przestrzegane. Zjednoczona Prawica zawłaszczyła media publiczne, podporządkowując je swoim celom. O jej cenzorskich zamiarach świadczy fakt, że chciała to samo zrobić z mediami prywatnymi, wykupując je lub usiłując zdobyć na nie wpływ w inny sposób. Na razie nie w pełni jej się to udało, dzięki czemu są jeszcze w Polsce wolne media. Rządowe, niesłusznie nazywane publicznymi, radio i telewizja oraz podporządkowana władzy prasa, zrezygnowały z informowania odbiorców na rzecz agitacji i propagandy w celu formowania postaw przychylnych władzy a zarazem wrogich w stosunku do opozycji. Znajdują przy tym zastosowanie rozmaite formy manipulacji. Jest to sytuacja typowa dla państw autorytarnych. W demokracji liberalnej media publiczne mają bowiem na celu wyłącznie przekaz informacji, z którą odbiorcy zrobią to, co uważają za stosowne. Wykorzystywane przy tym dane, fakty i opinie prezentowane być powinny w sposób neutralny, rzeczowy i obiektywny. Nic zatem dziwnego, że pod względem wolności mediów Polska zajmuje dopiero 66 miejsce w świecie.
Podobnie wygląda sprawa w obszarze edukacji, zwłaszcza po zmianach wprowadzonych przez ministra Czarnka, które dotyczą treści podręczników szkolnych, form nauczania i kontaktów uczniów z organizacjami pozaszkolnymi. Zmiany te wyraźnie wskazują na chęć zastąpienia nauczania nacjonalistyczno-klerykalną indoktrynacją. Przedmiotem nauczania powinien być bowiem zbiór informacji wraz z metodą korzystania z nich. Natomiast przedmiotem indoktrynacji jest wpojenie określonego sposobu myślenia i zachowania. Nauczanie daje więc uczniowi metodę, nie pozbawiając go możliwości wyboru, podczas gdy indoktrynacja daje mu stereotyp, pozbawiając go zarazem wolności. W prawicowym systemie edukacji instrumentem indoktrynacji jest przemilczanie w programach nauczania informacji niewygodnych z punktu widzenia nacjonalistycznej polityki historycznej. Jest nim również wybiórcze posługiwanie się informacjami, mające na celu podkreślanie szczególnej roli Kościoła katolickiego. Takim instrumentem jest także izolowanie uczniów od wpływów organizacji popularyzujących idee progresywne i liberalne. Nie ma mowy o edukacji seksualnej, a szczytem politycznej arogancji było ukaranie kierownictwa szkoły za udział jej uczniów w wydarzeniu „Tour de Konstytucja”.
Niestety, nie tylko konserwatyści są skłonni lekceważyć prawa człowieka. Okazuje się, że zdolni do tego mogą być także liberałowie – nadgorliwi progresywiści. Pozytywne zmiany postaw wobec rasy i płci mogą bowiem prowadzić do przesady w dyskryminowaniu nie tylko tych, którzy się tym zmianom opierają, ale również tych, którzy nie dość starannie posługują się nowymi określeniami i wzorami zachowania. Nie chodzi przy tym o zwykłą krytykę, ale o próby spychania ludzi na margines życia społecznego. Dotyczy to zwłaszcza osób pełniących funkcje publiczne, jak profesorowie lub dziennikarze. Tak dzieje się w amerykańskich uniwersytetach, gdzie popularność wśród studentów ruchów woke i cancel culture prowadzi do ideologicznego terroru, przed którym ustępują kierownictwa uczelni i redakcji, zwalniając z pracy niepoprawnych politycznie pracowników. Skutkiem tego jest społeczny konformizm, który niczym nie różni się od tego, który preferują konserwatyści.
Bojowników nowej kultury trudno nazywać liberałami, ponieważ broniąc ludzi dawniej dyskryminowanych, jednocześnie dyskryminują tych, którzy nie podzielają ich gorliwości. Liberalizm opiera się na przekonaniu, że wszystkie idee zasługują na wysłuchanie, bo na tym polega pluralizm i tolerancja, będące fundamentem wolności jednostki. Nie wolno zapominać o słynnej deklaracji Woltera w sprawie wolności wypowiedzi. Rozprzestrzenianie się tendencji woke i cancel culture nie ma nic wspólnego z dziejową sprawiedliwością, jest natomiast śmiertelnym zagrożeniem dla demokracji liberalnej. Mściwy, purytański zapał ich zwolenników bardzo bowiem przypomina działalność populistycznych „trojek” powołanych przez Stalina czy studenckich komitetów rewolucyjnych w czasie chińskiej rewolucji kulturalnej Mao Tse Tunga.
Brońmy się przed fanatykami, oni zawsze prowadzą do kompromitacji słusznych idei. Nadgorliwi obrońcy praw człowieka stają się, jak widać, nierzadko ich gwałcicielami.
Autor zdjęcia: K. Mitch Hodge
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl