W zeszłym tygodniu, jak Internet długi i szeroki, wszędzie pojawiły się charakterystyczne podśmiechiwania z Rafała Trzaskowskiego dotyczącego jego wpisu o Bronisławie Geremku. Obserwowałem jak szczególnie intensywnie syndrom ten rozprzestrzeniał się również wśród liberalnych i lewicowych działaczy i publicystów. I naprawdę zacząłem się zastanawiać czy „my” wyborcy opozycji naprawdę po prostu nie zasługujemy – na własne życzenie – na rządy PiSu, a jako alternatywę na PO w najbardziej konserwatywnym wydaniu.
Analizując na spokojnie kadry Koalicji Obywatelskiej, naprawdę trudno wyobrazić sobie tandem polityków, którzy w swoim programie, ale też w ideach które od lat reprezentują, byliby bliżej do progresywnych i liberalnych postulatów w kwestiach światopoglądowych czy miejskich niż Rafał Trzaskowski i Paweł Rabiej. Obaj też generacyjnie są przedstawicielami nowego pokolenia polityków, na które w narracji publicystycznej od tylu lat czekamy. Desygnowanie tej pary przez Grzegorza Schetynę do boju w Warszawie jest nie tylko próbą utrzymania Warszawy w rękach opozycji, ale również, a może przede wszystkim, elementem testu, który ma pokazać jaki charakter ma mieć przyszła opozycja. Czy Koalicja Obywatelska otworzy się na postulaty liberalne i progresywne światopoglądowo? Czy ugruntuje się na pozycjach konserwatywnych?
Wynik Trzaskowskiego w Warszawie i Ujazdowskiego we Wrocławiu ma pragmatycznemu Schetynie pokazać kierunek w którym opłaca się podążać.
To zadecyduje w dużym stopniu czy program głównej siły opozycji w przyszłości będzie miał raczej twarz konserwatywnych Marka Biernackiego lub Jerzego Meysztowicza, czy liberalnych Rafała Trzaskowskiego lub Moniki Rosy. Czy jego niedawno prezentowana wizja Platformy jako partii chadeckiej będzie głównym obliczem partii, czy jest jednak szansa na zmianę. Dla wszystkich liberalnych mediów, organizacji pozarządowych, publicystów którzy od lat naciskali na programową zmianę w PO, ta kwestia czyli program przyszłej opozycyjnej koalicji powinna mieć charakter zasadniczy. A mam wrażenie że wagę tej sprawy mało kto dostrzega.
Tymczasem zamiast odnosić się do fundamentalnych spraw programowych, zajmujemy się mniej lub bardziej prawdziwym narcyzmem Trzaskowskiego.
Tak jakby narcyzm nie był immanentną cechą polityków. Rozumiem też że wszyscy, atakujący kandydata PO widzą natomiast w Patryku Jakim czy Janie Śpiewaku uosobienia skromności i braku egocentryzmu… Może Trzaskowski nie jest skromny. Ale w odróżnieniu od innych kandydatów potrafi być lojalny i wiarygodny wobec współpracowników. O dwóch pozostałych kandydatach na podstawie ich przeszłych działań powiedzieć tego nie zawsze można. Jest przewidywalny jeśli chodzi o swoją przyszłą linię działania.
Czy natomiast ktoś jest w stanie wiarygodnie przewidzieć ewentualną przyszłą politykę Jana Śpiewaka? Kandydat części lewicy łączy postulaty gospodarcze skrajnie lewicowe, pewnie nawet jak na Razem – powiedziałbym, wyjęte z propagandy partii komunistycznej (ostatni wywiad dla Rzeczpospolitej z cytatem: „wprowadzimy zakaz sprzedaży gruntów developerom”i) z puszczaniem oka w kierunku retoryki à la Paweł Kukiz. Sukces Śpiewaka może też sprawić, że lewica nie będzie miała rozsądnej twarzy Roberta Biedronia lub Barbary Nowackiej, a przekształci się w populistyczne zwierciadło PiS i jego możliwego przyszłego koalicjanta.
Samorządy pozostają ostatnią nieopanowaną przez PiS przestrzenią życia publicznego.
Każde kolejne wielkie miasto w rękach partii rządzącej będzie domykać system, zabierać ostatnie przestrzenie swobodnej działalności obywatelskiej czy kulturalnej. Bój o niezależność samorządu to teraz racja stanu. W wielu miastach oznacza to konieczność głosowania na kandydatów opozycji lub kandydatów niezależnych nie pierwszej już świeżości, których pewnie chętnie widzielibyśmy już na politycznej emeryturze. Ale szczególna chwila polityczna wymusza odpowiedzialność i głosowanie nawet czasem z zatkanym nosem.
To głosowanie będzie nie tylko wyborem włodarza miasta.
To głosowanie za tym czy godzimy się na politykę PiS, której celem jest zmiana zasad gry w taki sposób aby, zniszczyć równe reguły dla różnych podmiotów na scenie politycznej, zagwarantować sobie trwałą przewagę na rynku politycznym i wieloletnie rządy jednej partii przejmującej i wykorzystującej dla swoich celów wszystkie zasoby państwa.
Paradoks Warszawy i Trzaskowskiego polega na tym, że w tym przypadku naprawdę niczego nie trzeba sobie przy urnie wyborczej „zatykać”. Mamy na tle wszelkich alternatyw bardzo dobrego kandydata. Młodego a zarazem przygotowanego do pełnienia funkcji, popierającego tę wizję przyszłości programowej całej opozycji, jakiej powinny sobie życzyć siły liberalno-lewicowe. Chyba czas najwyższy odzyskać kontakt z rzeczywistością.
