Platforma, jak wiadomo, straciła już raz władzę z powodu podniesienia wieku emerytalnego, więc podejście Polaków wobec emerytury wydaje się jasne. Lubimy myśl o nicnierobieniu na starość, wyczekujemy jej i wiążemy z nią pozytywne emocje. Jest to trochę zaskakujące, bo wokół emerytury krąży czarna legenda, którą w dodatku w pewnym stopniu wspierają dane: emerytura bywa niekiedy nie czasem błogiego wypoczynku, tylko bezlitosnym zabójcą, który zabiera jeszcze nie bardzo starych ludzi na tamten świat, gdy tylko odejdzie im codzienna praca, jako cel i rytm życia.
Tego chyba boi się Andrzej Duda, który na emeryturę przechodzi już niedługo i w bardzo młodym wieku. Jedną z atrakcji sezonu letniego 2025 będzie bowiem zwolnienie go z urzędu prezydenta, albo – raczej – uwolnienie urzędu od Andrzeja Dudy. Urząd ten sprawował (jeśli można użyć tego czasownika) on przez 10 lat, więc w życiu tego fana dmuchanych krabów szykuje się niemała zmiana.
Niby prezydencka emerytura powinna cieszyć jeszcze bardziej niż zwykła. Ale w tym przypadku bardziej niż Duda na emeryturę cieszy się reszta kraju. Co ciekawe, nie tylko zwolennicy obecnej koalicji, ale nawet słońce narodu, prezes Kaczyński, który Dudę tak lubi, że nie rozmawiał z nim od środkowego covidu.
Duda może boi się czarnej legendy emerytury, albo może jest pod wrażeniem wizyty w Czechach, gdzie pojechał na imieniny innego prezydenckiego emeryta Milosza Zemana i widok ten nie był zachęcający. Zeman nie poznał Dudy i szukał go wzrokiem, choć ten siedział zaraz obok. A przecież kiedyś był taki dalekowzroczny! Eurosceptyk nawet.
Duda, jako jedyny uczestnik spotkania, nie opublikował w soszjalach żadnych zdjęć z imprezy Zemana. Pewnie pod wpływem przedemerytalnego niepokoju, bo chyba nie dlatego, że wszyscy inni uczestnicy imienin to były pudelki Putina. Nowych inspiracji na czas emerytury postanowił poszukać w Pensylwanii, słynnym „swing-state”, gdzie miał spotkać Donalda Trumpa – emeryta, który jednak chce wrócić do gry i niczym Rambo w czwartej części pokazać, że nadal ma to coś. Trump jednak wystawił Dudę do wiatru, więc ten musiał wrócić do kraju.
A w kraju Pałac Prezydencki powoli staje się takim swoistym DeLorean. Auto tej marki służyło Marty’emu McFly jako wehikuł czasu w trylogii „Powrót do przyszłości”. I Duda także odbywa w Pałacu podróże w czasie. Jest to w końcu jakieś rozwiązanie. Gdy widmo emerytury gnębi, można się cofnąć w czasie. Już w grudniu Andrzej Duda gościł w Pałacu panów Wąsika i Kamińskiego, poszukiwanych przestępców, których on uznawał za posłów na Sejm RP, bo nimi w przeszłości byli. W ostatnich dniach prezydent odgrzał inny stęchły kotlet, goszcząc w Pałacu niejakiego Dariusza Barskiego i mówiąc, że to prokurator krajowy. Tymczasem Barski już od bardzo dawna jest na emeryturze, bo nigdy z niej skutecznie nie wrócił. Może długie życie Barskiego pomimo zakończenia kariery zawodowej miało podnieść Dudę na duchu?
Pałac Prezydencki staje się kultowym miejscem kultury retro. Zobaczymy, czym prezydent Duda nas jeszcze zaskoczy przed końcem kadencji. Może odwiedzi go Pamela Anderson w charakterze playmate miesiąca? Może prezydent ubierze dzwony i buty na koturnach? Może koncert da tam Nirvana, a Francis Fukuyama ogłosi koniec historii?
Ech, to tylko nostalgia. Ale koniec nadchodzi. Koniec nieudanej od A do Z prezydentury.