Takiego wykładu jak Donald Tusk na Uniwersytecie w Białymstoku nie dałby żaden kandydat na prezydenta RP. Nie tylko dlatego, że wykraczał on poza ich intelektualne horyzonty, ale również dlatego, że większość wyborców nie jest gotowa, aby takich wykładów słuchać. Po kilku latach na międzynarodowych salonach Tusk jest stał się pewnie najświatlejszym polskim politykiem, ale też raczej niewybieralnym. W swoim nowym wcieleniu polityka-światowca, Tusk byłby świetnie przyjęty przez inteligentów z Unii Wolności, ale w zapasach w błocie współczesnej polskiej polityki chyba nie ma czego szukać.
Wacław Zbyszewski zauważył przed laty, że zawodową deformacją polityków jest brak myśli, brak programu i brak poziomu. Donald Tusk pod żadną z tych kategorii nie podpada. Przemawiając w Białymstoku podczas V Festiwalu Dyplomatycznego dał temu po raz kolejny wyraz, przedstawiając frapującą wizję świata doświadczającego skutków geopolitycznego trzęsienia ziemi oraz technologicznej rewolucji. Próbował tym samym odpowiedzieć na pytanie, czy odpowiedzią na te stojące przed Europą wyzwania będzie dalsze rozszerzanie i pogłębianie integracji europejskiej, czy też może rozpad? Innymi słowy, czy Brexit to w historii Europy incydent, czy zwiastun trendu?
Zamiast typowej dla polskiej polityki wypowiedzi pełnej podniosłych acz pustych frazesów, mieliśmy ekspercką analizę. Mówił o rosnącej potędze Chin, które rzucają wyzwanie osłabionemu kryzysem relacji transatlantyckich Zachodowi. Mówił o odchodzeniu od ładu międzynarodowego opartego o prawo międzynarodowe, krępujące największe państwa, za co takie kraje jak Polska zapłacą wysoką cenę. Mówił o cyfrowej rewolucji, która uderza w obywatelskie wolności i sprawia, że technologie stają się najważniejszym instrumentem zarządzania wyobraźnią społeczną. Osoby sterujące emocjami ludzi, za pomocą sztucznej inteligencji czy Big Data, nie będą tokarczukowskimi „czułymi narratorami”, ale raczej bezwzględnymi manipulatorami. I nie wiadomo czy gorzej, jeśli w rolę tę wcielą się państwa (model chiński), czy też wielkie prywatne koncerny (model amerykański).
Tusk podkreślał kluczową rolę edukacji. Ludzie, którzy nie rozumieją zachodzących zmian są wobec nich bezradni. Są bezwzględnie wykorzystywani i manipulowani, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Jakaś forma kontroli i regulacji technologii jest więc konieczna dla utrzymania rządów prawa i demokracji. Zdaniem Tuska Unia Europejska jest prawdopodobnie jedyną siłą, która może „zmusić algorytmy do przestrzegania prawa i wolności”.
Wszystko to Tusk kontrapunktował prowincjonalizmem polskiej debaty publicznej, który jest zabójczy intelektualnie i politycznie. Nasze elity nie zajmują się tym co jest naprawdę ważne, bo brakuje im wiedzy, wykształcenia i odpowiednio szerokich horyzontów. Mówił więc to, co różne środowiska inteligenckie w Polsce powtarzają od lat – najgłośniej może prawicowa Nowa Konfederacja. Ciekaw jestem, tak na marginesie czy konserwatyści w ogóle zauważą, że obecnie mówią z Tuskiem w zasadzie unisono.
Temperament polityczny byłego przewodniczącego Platformy nie pozwolił mu jednak powstrzymać się od „przejechania kijem po szczeblach klatki”. Dowcipnie, ale jednak zupełnie wprost, winą za zdiagnozowany stan rzeczy obarczył rządy „ludzi roku Gazety Polskiej”, którzy zajęci są pozbawioną głębszej refleksji polityczną walką z opozycją i własnymi kolegami. Pozostają przy tym na peryferiach globalnej polityki: archaiczni, pogrążeni w nacjonalistycznych rojeniach i uciekający przed skomplikowanym światem w swojskość, a przed trudną wiedzą w mity. Nie dodał jednak, że stworzoną przez siebie partię zostawił w rękach ludzi, którym również brakowało wiedzy i wyobraźni, adekwatnych do stojących przed Polską wyzwań. Złośliwie można by więc porównać Tuska do tego zgrzybiałego Wróżbity z wiersza Jacka Kaczmarskiego, który to wielokroć „mylił się – z rana/A prawda wieczorna spóźniona, bezpłodna.”
Tak naprawdę jednak słuchając niezwykle sprawnego i pełnego mądrych obserwacji przemówienia Tuska nie mogłem odpędzić się od myśli, czy patrzę na polityka spełnionego, czy jednak przegranego? Czy to Robert Lewandowski, który po zakończeniu kontraktu w Bayernie nie chce już grać w polskiej lidze i wybiera rolę futbolowego eksperta? Czy może jest to Robert Lewandowski, który po zakończeniu kontraktu w Bayernie jest skazany w Polsce na rolę, która jest poniżej jego aspiracji i możliwości?
Cytowany już Wacław Zbyszewski twierdził, że „wszyscy polscy politycy kończą zawsze przegrani. Polska widocznie nie umie wydawać innych.” Możliwe, że Tusk jednak wcale jeszcze nie skończył i błyszcząc na tle miałkiej krajowej konkurencji planuje w końcu „dać się uprosić” i powalczyć jeszcze z PiSem. Jeśli tylko zdrowie mu pozwoli, to przy obecnych trendach politycznych (zobaczcie na wiek kandydatów na prezydenta USA) przed nim jeszcze długa kariera.
Tylko czy jego opowieści o świecie będzie komu słuchać? Czy szerokie horyzonty jego słów wzbudzą w wyborcach emocje, które pozwolą mu pokonać nacjonalistycznych populistów? Nie wiem, ale znamienne jest, że w auli Uniwersytetu Białostockiego jego przemówienie zostało przerwane brawami bodaj raz: gdy żartował z nowych politycznych znaczeń gryzienia. To wiele mówi o tym, jakiej opowieści o świecie oczekują Polacy: jeśli pełnej pasji, to do frazesu, a jeśli dowcipnej, to raczej w formach niewyszukanych. Donald Tusk w swoim obecnym wcieleniu jest politycznym „produktem premium” – atrakcyjnym dla elit, ale obcym dla ludu. Chciałbym się mylić, ale Tusk to obecnie wyrafinowana IPA w świecie osób przyzwyczajonych do tego, że piwo ma smakować jak „Tyskie”.
Photo: European People’s Party
