„Ubek” Bogdana Rymanowskiego robi wrażenie – nie sensacjami, których nie ma, i jak rozumiem ich brak był świadomym zamysłem autora. Robi wrażenie solidność i dokładność, z jaką Rymanowski drąży wątki, konfrontuje wypowiedzi rożnych osób, próbuje weryfikować w dokumentach (co jest najtrudniejsze ze względu na szczątkowe archiwa). Solidności takiej brakuje większości publikacji na ten temat – pisanych pod polityczną tezę.
Janusz Molka – postać z którą Rymanowski spędził wiele godzin na rozmowach – mógłby być bohaterem opozycji. Jako licealista w trójmiejskim środowisku skupionym wokół A. Halla uchodził za „chojraka”, podejmując się najbardziej ryzykownych akcji. Jako maturzysta był „doceniony” przez SB teczką i uznany za groźnego. Wyróżniał się jako student, wszyscy znający go, podkreślają jego erudycję i merytoryczne przygotowanie do każdej dyskusji. Trenuje sporty walki, umiejętnościami popisuje się chętnie w starciach z zomowcami w stanie wojennym. Uczestniczy w grupie taterniczej, skupiającej elitę, niewielkiej przecież w latach 70 tych, opozycji. Znakomity prototyp bohatera komiksu, bezkompromisowo walczącego o dobrą sprawę.
Przychodzi jednak pewien dzień w 1983 roku, kiedy jedną rozmową Molka zostaje zwerbowany przez SB – i następuje w nim przemiana – z prymusa opozycji, staje się wyróżniającym agentem SB, z czasem nagrodzonym etatem w MO. Cytowane raporty przełożonych są pełne zachwytu dla jego możliwości i dokonań zarówno jako informatora, jak i agenta wpływu, który mógł kreować na polecenie swoich mocodawców działania niektórych komórek podziemia.
Molka jest jedynym z ok. 70 tysięcy agentów SB, który zdecydował się obszernie mówić o swojej działalności. Nie mamy więc porównania z opowieściami jego kolegów po fachu. Jego przełożeni – wysocy funkcjonariusze SB są bardzo oszczędni w słowach i cechuje ich niebywale słaba pamięć. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że na jego opowieści ma wpływ wyłaniający się na każdym kroku munchhausenowski rys charakteru – Molka zawsze był najlepszy, najodważniejszy radził sobie w każdej sytuacji. Ma chyba dużą skłonność do konfabulacji – jakiś kompleks każe mu przedstawiać siebie jako demiurga zła, mimo tego, że był jedynie narzędziem w rękach SB-ków, którzy docenili go w szczycie kariery etatem sierżanta MO.
Molka przypomina trochę tytułowego bohatera z „Zabić Sekala”, który raz jest po stronie lewicy w hiszpańskiej wojnie domowej, by potem stać się hitlerowskim kolaborantem – wszystko po to, by podnosić swoją wartość we własnych oczach i odreagowywać kompleksy. Może jest w tym też coś z Franciszka Kłosa – granatowego policjanta z powieści Rembeka sfilmowanej przez Wajdę – wmawiającego sobie słuszność swojej misji, wątpliwości zalewającego litrami wódki.
Molka wmawiając nam, że jego zdrada i agenturalność była wybitna – chce wskazać jednocześnie, że jego dzisiejsza ekspiacja jest równie doniosła.
Powodem podjęcia współpracy z SB miała być jakaś prywatna tajemnica czy trauma z dzieciństwa. To jednak nie tłumaczy zapału w pracy na rzecz reżimu. Nie znalazłem innego wytłumaczenia dla późniejszej próby wstąpienia do UOP czy obecnego „kursu na wybaczenie” – poza tym chorobliwym dążeniem do bycia docenianym przez otoczenie. Jestem przekonany, że prowadzący Molka oficerowie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że chwaląc go i utwierdzając w poczuciu wyjątkowości motywują bardziej, niż największymi apanażami. Jak uwierzyć w szczerość chęci uzyskania przebaczenia, skoro Molka opisując swoje relacje z ludźmi –czy z jednej, czy z drugiej strony barykady – podkreśla swój dystans, poczucie wyższości i brak empatii na poziomie psychopaty.
Mimo przewijania się w tekście nazwisk z czołówki kierownictwa podziemnej „Solidarności” czy elit politycznych III RP – polityki jest tam niewiele. Bo Molka, mimo własnego poczucia wielkości był agentem operującym na poziomie rozpracowywania druku, kolportażu, samokształcenia – a nie na poziomie sfer decyzyjnych opozycji. Przypowieści o tym, że był raz w gabinecie Lecha Kaczyńskiego (jako wiceszefa „S”), czy na wódce z Jarosławem Kaczyńskim lub Janem Lityńskim –niewiele obraz ten zmieniają. Do zbadania na pewno są enuncjacje Molki o działaniach operacyjnych SB w roku 1989 – szczególnie infiltracja PPS i otoczenia Jana Józefa Lipskiego, ze wsparciem jego kampanii wyborczej włącznie. Swoją drogą – deklarowane przez Molkę przekonanie SB o PPS jako sile która zastąpi PZPR w nowej Polsce –nie potwierdza podkreślanego na każdym kroku przez agenta, profesjonalizmu i znakomitego rozeznania w układach opozycyjnych.
Książkę Rymanowskiego czyta się znakomicie i szybko . Jakkolwiek są obciążone konfabulacją i kreowaniem post factum siebie samego, wyznania Janusza Molki zbliżają do zrozumienia tamtych czasów i mechanizmów w nich działających. Po lekturze nie dostajemy wprawdzie odpowiedzi na wszelkie pytania – ale to wartość i świadczy o rzetelności autora, który nie zamykał wątków, gdy nie miał pewności, że je wyjaśnił w pełni.
Bogdan Rymanowski „Ubek” Zysk i ska 2012
