W wywiadzie dla Financial Timesa minister gospodarki Francji Emmanuel Macron ostrzegł zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, że sama nie będzie w stanie bronić się przed „zalewem” taniej chińskiej stali. Macron stara się w Komisji Europejskiej i państwach członkowskich UE o nałożenie wyższych ceł na importowaną chińską taniochę. Oczywiście dla dobra obywateli – a nie lokalnych producentów stali, którzy mu za te starania płacą.
Troskliwy minister wskazał, że po Brexicie Wielka Brytania stanęłaby w tej sprawie wobec Chin w pojedynkę. Czy sądzicie, że będziecie w stanie bronić jutro waszego hutnictwa stali, gdy zmierzycie się samotnie jako gospodarka brytyjska z gospodarką chińską? – zapytał i zakonkludował: – Sądzę, że pozostanie w UE będzie znacznie bardziej skuteczne.
Otóż śpieszę wyjaśnić wszystkim idiotom, którzy marzą o ogólnoeuropejskim protekcjonizmie, że wolny handel – jak zresztą uczy ekonomia podręcznikowa, wykładana nawet przez Krugmana, Stiglitza i innych lewicowych uczonych – jest opłacalny dla obu stron transakcji. Innymi słowy, sprzedaż przez Chińczyków stali Brytyjczykom, opłaca się tak Chińczykom, jak i Brytyjczykom. Nie opłaca się tylko lokalnym producentom, synekurom związkowym i ministrom otrzymującym łapówki od lokalnych producentów oraz głosy wyborcze od niedoinformowanego ekonomicznie społeczeństwa. (Dla przypomnienia: nikt chyba lepiej nie spopularyzował myśli ekonomicznej w tej materii niż Frederic Bastiat w genialnej satyrze pt. „Petycja producentów świec”.)
Tania stal to tanie stetoskopy, a tanie stetoskopy to tańsze utrzymanie szpitali. Więcej można wydać na leczenie dzieci chorych na raka. Dla bandyckich protekcjonistów interes producentów stali jest ważniejszy niż leczenie dzieci chorych na raka. Taka jest właśnie moralność i solidarność protekcjonistycznej lewicy.
Szczrze mówiąc, mnie tacy ludzie zachęcają do orędowania za Polxitem. Jedyne co utrzymuje szczątki mojego szacunku dla tego scentralizowanego potwora – dążącego do tego, aby zostać półmiliardowym państwem opiekuńczym w jego najpaskudniejszej, francuskiej odmianie – jest strefa wolnego handlu i układ z Schengen wewnątrz UE.
Zresztą to drugie, pod naporem fali imigrantów, wywołanej lekkomyślnością niemieckiej klasy politycznej, już się chwieje – pytanie teraz, kiedy padnie wolny handel. Ciekawe jak szybko mędrcy w rządach narodowych wpadną na logiczną konkluzję swojego prymitywnego toku rozumowania, iż skoro cła chronią Europę przed Chinami, to tak samo cła będą chroniły Francję przed Niemcami.
Oczywiście, z tego toku rozumowania wynika również, że cła powinny chronić Île-de-France przed Bretanią, Paryż przed Marsylią, a 12 dzielnicę Paryża przed 13, itd., ale niespodziewałbym się po nich, że to zrozumieją, bo ich myśli są nieskalane logicznymi wnioskami. Zresztą nawet gdyby politycy nie byli ekonomicznymi ignorantami (a najczęściej są), to i tak w całym tym zamieszaniu przede wszystkim liczą się interesy lobbystów i głosy aekonomicznego elektoratu. Teorie protekcjonistów są i tak tylko usprawiedliwieniem tego bandytyzmu post factum.