W ostatniej Polityce (nr. 30 17.05-23.05.2017) Ewa Siedlecka w tekście „Prawo i Sprawiedliwość dla PiS” stawia pytania o odpowiedzialność prawną ekipy „dobrej zmiany”. Z jednej strony zwraca uwagę na fakt, iż uchylenie przepisu przez sąd konstytucyjny i uznanie go za sprzeczny z ustawą najwyższą nie jest podstawą do karania ustawodawcy. To prawda. Z drugiej pisze o tym, że w każdej kontrowersyjnej sprawie wypowiadają się grona ekspertów, prawników, przychylne obecnie panującej ekipie, którzy twierdzą, że wszystko odbyło się lege artis. Jednym z argumentów na rzecz tezy, iż trudno będzie postawić rządzących przed sądem, czy to powszechnym, czy Trybunałem Stanu jest fakt, iż w żadnym z przypadków, pomimo doniesień, prokuratura nie wszczęła dochodzenia. Z powyższego Siedlecka wysnuwa wniosek, iż najbardziej prawdopodobną drogą rozliczenia obecnej ekipy władzy będą pozwy z oskarżenie prywatnego. Sędzia Justyna Koska – Janusz, która pod jawnie fałszywym pretekstem nieudolności została odwołana z delegacji do sądu wyższej instancji, może wygrać wytoczony przez siebie pozew o ochronę dóbr osobistych, a w przypadku jego pozytywnego rozpatrzenia przez sąd skutecznie oskarżyć ministra o nadużycia władzy. Osoby, których zdjęcia zostały bezprawnie opublikowane po wydarzeniach grudniowych sprzed Sejmu, mogą dochodzić odszkodowania. Airbus, producent caracali już zapowiedział złożenie pozwu o odszkodowanie od polskiego rządu, a następcy mogą żądać rekompensaty ze strony szefa MON i jego urzędników odpowiedzialnych za te decyzje, powołując się na straty wywołane nieudolnością, złą wolą lub jawnym łamaniem prawa jak w przypadku dostępu do dokumentów przetargowych, dla osób nie związanych z komisją – Berczyńskiego, Misiewicza, Nowaczyka. Blisko 1000 współpracowników polskiego wywiadu ujawnionych na skutek publikacji tak zwanego zbioru zastrzeżonego, może dochodzić odszkodowań, a osoby odpowiedzialne można będzie pociągnąć do odpowiedzialności. Ze swej strony dodałbym do listy kwestie złamania prawa wraz z oszustwem wobec Najwyższej Izby Obrachunkowej przy przetargu na samoloty dla VIP. Takich spraw z pewnością jest znacznie więcej, a widząc rosnące poczucie bezkarności tej władzy, ich liczba będzie dynamicznie do końca jej kadencji narastać.
Nie w tym jednak tkwi fundamentalny problem następców rządzących polityków Prawa i Sprawiedliwości. Wytoczenie spraw cywilnych lub karnych w opisanych powyżej przypadkach jest „oczywistą oczywistością”. Mało tego, niezależnie od przewidywanej skuteczności takich działań, należy spodziewać się postawienia Beaty Szydło i Andrzeja Dudy przed Trybunałem Stanu tak szybko, jak tylko przestaną pełnić swoje funkcje. Spodziewam się postępowań karnych o nawoływanie do popełnienia przestępstwa przez Jarosława Kaczyńskiego oraz licznych spraw w sprawie korupcji, zaniedbań, nieprawidłowości i działania na szkodę państwa, urzędów lub firm zatrudniających setki i tysiące urzędników z zasobów kadrowych Prawa i Sprawiedliwości. Takich postępowań będą setki począwszy od sprawy wyżej opisanego oszustwa w trakcie przetargu na samoloty dla rządu a skończywszy na dystrybucji budżetów marketingowych spółek Skarbu Państwa zgodnie z politycznym zamówieniem nowej władzy.
Nie ma spraw bezspornych. Gdyby takie były, nie potrzebowalibyśmy sądów. To, że znajdą się prawnicy gotowi bronić urzędników i ministrów obecnej nomenklatury nie ulega wątpliwości. Będą nimi choćby ich obecni obrońcy. Na ich zamówienie powstaną liczne opracowania i ekspertyzy. To normalna procedura sądowa. To, że sprawy te wywołają spór nie znaczy, że należy zrezygnować z dochodzenia sprawiedliwości. Mało tego, jestem przekonany, że kolejna ekipa zrobi to z nieporównanie większą skutecznością niż osławione postawienie Zbigniewa Ziobry przed Trybunałem Stanu. Dlaczego? Dlatego, że będzie to niebywale politycznie opłacalne. Opłacalne niezależenie od tego czy w sprawach tych zapadną prawomocne wyroki czy nie. Rzetelny audyt rządu PiS poprzedzi powołanie specjalnej komisji parlamentarnej do wyjaśnienia afer i nieprawidłowości rządów Prawa i Sprawiedliwości. Sama nazwa już jest warta paru punktów w sondażach. W dodatku komisja ta będzie miała pełne ręce roboty a jej przesłuchania mogą być niezwykle emocjonujące. Powołanie na przesłuchanie Macierewicza, Szydło, Ziobro lub Błaszczaka to paliwo polityczne, na którym kolejna ekipa może jechać bardzo długo. A wszystko to pod hasłem diagnozy koniecznej do naprawy Rzeczpospolitej. Jeśli rządy PiS to swoisty crash test polskiej demokracji – trzeba dokładnie zbadać wszystkie wgniecenia, zadrapania, urazy i szkody. Jakże łatwo będzie uniknąć zarzutu prostego rewanżu. Postępowanie długie i niebywale bolesne. Koszty polityczne grillowania swoich politycznych przeciwników – żadne. A to dopiero wstęp. W kolejnym akcie na scenę wychodzi prokuratura. Stawia zarzuty, prowadzi przesłuchania, zgodnie z prawem lex Ziobro prokurator szeroko informuje media o przebiegu śledztwa. Nowy minister sprawiedliwości pełniący funkcje prokuratora generalnego ma owe śledztwa pod osobistym, ścisłym nadzorem. Zgodnie z uchwalonym przez większość z PiS prawem, wydaje prokuratorom polecenia, zmienia ich decyzje w przypadku, gdyby okazały się niezgodne z jego oczekiwaniami. Służby pracują pełną parą. Materiały z legalnych i nielegalnych podsłuchów znajdują się w materiale dowodowym. A te łatwo zdobyć. Przestraszeni funkcjonariusze poprzedniej ekipy informują się w panice nawzajem, próbują konsultować, wymieniać informacje. Sejm uchwala ustawę o częściowym odpuszczeniu win dla tych, który są skłonni współpracować z nową władzą i sypią kolegów. Panika narasta, umiejętnie podsycana informacjami udzielanymi mediom przez prokuratorów prowadzących sprawy. Uchwalone na wniosek Zbigniewa Ziobro prawo pozwala nie tylko kierować poszczególnymi postępowaniami, ale przede wszystkim tak dobierać prokuratorów by mieć pewność, że umorzeń nie będzie a postępowania prowadzone będą z pełnym zaangażowaniem. Ksiądz Rydzyk, za wielokrotne i uporczywe niewywiązanie się z obowiązku udzielenia informacji, zostaje skazany najwyższym wymiarem kary odpowiedniego paragrafu i udaje się do więzienia z perspektywą rocznej odsiadki.
Wbrew przewidywaniom Siedleckiej, nowa ekipa nie musi się martwić o to, czy śledztwa w tych sprawach będą prowadzone skutecznie. Po pierwsze przez swoich poprzedników zostanie fantastycznie wyposażona we wszelkie instrumenty pozwalające na postawienie urzędników obecnej władzy przed sądami. Po drugie, jeśli sprawy te były nawet tak dęte, że pozostały po lex Ziobro mechanizm dochodzeń zaciąłby się jednak w niektórych przypadkach – nic nie szkodzi, samo dochodzenie z aktywnym udziałem mediów, oświadczenia prokuratorów, lepsze czy gorsze dowody pojawiające się na konferencjach prasowych, wzywanie na przesłuchania, może, od czasu do czasu dla podgrzania atmosfery, krótszy lub dłuższy areszt, dobrze uzasadniony zeznaniami świadków lub materiałami z podsłuchów wskazujących na chęć mataczenia. To wystarczy. Starannie wyreżyserowany spektakl może pogrążyć Prawo i Sprawiedliwość w odmętach infamii a ich działaczy skazać na polityczny dożywotni niebyt.
Na tym polega cały paradoks obecnej sytuacji że Prawo i Sprawiedliwość starannie konstruuje szafot, którym polecą liczne głowy jego prominentnych pretorian. Fundamentalne pytanie nie jest o to, czy ścigać działających na szkodę swoim firm i urzędów aparatczyków. Nie przypuszczam żeby jakakolwiek ekipa, która przejmie rządy po „rycerzach dobrej zmiany” miała co do tego wątpliwości. Fundamentalne pytanie brzmi – do jakiego stopnia użyć instrumentów prawnych stworzonych do niszczenia politycznych przeciwników i uchwalonych często z pogwałceniem demokracji i złamaniem prawa do skutecznej depisyzacji polskiej sceny politycznej. Co do użycia pełnego wachlarza możliwości stworzonych przez Zbigniewa Ziobro raczej nie mam wątpliwości. Jego głowa pierwsza poleci na gilotynie, którą sam zamówił. Nie pierwszy i nie ostatni raz w historii autorzy padają pierwszą ofiarą własnych narzędzi. Pytanie co z sędziami? Czy demokratyczna ekipa powstrzyma się od wymiany wszystkich prezesów sądów powszechnych by upewnić się, że nie tylko postępowania prokuratorskie będą prowadzone z niezwykłą starannością i pośpiechem ale także sprawy trafią do wyjątkowo dotkniętych „dobrą zmianą” sędziów? Gdzie leży granica wykorzystania antydemokratycznej machiny przez demokratyczną władzę by oczyścić państwo i wzmocnić demokrację? Czy wprowadzić ustawę o służbie cywilnej by wzorem poprzedników wypowiedzieć umowy wszystkim nią objętym zanim przystąpi się do odbudowy administracji wprowadzając z powrotem konkursy, merytoryczne wymogi? Czy w tej ustawie, wzorem poprzedników, utrzymać mechanizm opodatkowania podatkiem 90% odpraw z tytułu utraty pracy przez licznych Misiewiczów w Spółkach Skarbu Państwa i urzędach by de facto pozbawić ich wynikających z prawa do odpraw pieniędzy? Co zrobić z Trybunałem Konstytucyjnym? Czy nowa demokratyczna większość parlamentarna powinna unieważnić wybór sędziów dublerów i w to miejsce powołać sędziów już raz powołanych lecz niezaprzysiężonych przez prezydenta? To są fundamentalne pytania. Czy wolno i należy wzorem poprzedników naginać zasady, a nawet prawo, by to prawo wzmocnić i ochronić? Naprawa instytucji państwa prawa będzie trwała bardzo długo, jeśli kolejna ekipa nie zdecyduje się użyć spuścizny swoich poprzedników i całkowicie zaniecha stylu ich rządów. A do naprawy jest bardzo dużo – służba cywilna i administracja, media publiczne, sądy i wymiar sprawiedliwości, prokuratura i policja, służby mundurowe, wojsko, o edukacji nie wspominając. Ale nie przywrócenie starego powinno być celem nowego rządu. Ten cel to zdecydowane wzmocnienie instytucji państwa prawa, tak by demokracja była trudniejsza do rozmontowania w przyszłości, tak by konstytucje trudniej było obejść. Dlatego konieczne są zmiany. Zniesienie anarchicznego przepisu przerzucającego obowiązek publikacji orzeczeń trybunału na rząd. Trybunał powinien ogłaszać swoje postanowienia na stronie internetowej samodzielnie i od tego momentu prawo ogłoszone w ten sposób powinno być obowiązujące. Zmienić należy tryb wyboru sędziów Trybunału tak by chronić jego apolityczność i niezależność od polityków. Pozbawić należy prezydenta obowiązku zaprzysięgania sędziów, skoro niewiązanie się z niego jest pretekstem do paraliżu Trybunału. Trzeba znieść prawo do amnestii. To pole do nadużyć dla kolejnych prezydentów – Andrzej Duda nie jest tu wyjątkiem. Należy wprowadzić maksymalny czas orzekania sądów powszechnych. To zdopinguje system prawny do sprawnego działania i reform podejmowanych pod naciskiem odszkodowań, których będą mogli domagać się obywatele, których spraw nie osądzono w terminie. Trzeba sprzedać Telewizję Publiczną. Jedynie prywatny właściciel jest gwarantem, że TVP nie będzie propagandową tubą dla kolejnych politycznych ekip, niezależnie od tego z której strony politycznej sceny się wywodzą. Takich postulatów jest mnóstwo. Jeśli rządy Prawa i Sprawiedliwości potraktujemy jako test dla polskiej demokracji, to obowiązkiem obozu demokratycznego jest diagnoza słabych punktów i załatanie dziur tak, by takie rządy nigdy już nie mogły się powtórzyć. Wiadomo, że nie ma systemów idealnych, są jednak trudniejsze i łatwiejsze do zhakowania. Systemy demokratyczne ewoluują latami. Polska demokracja ma raptem 25 lat. Trzeba zrobić wszystko by wyszła z tego doświadczenia wzmocniona.
Naturalnym jednak staje się pytanie o korupcję kolejnej władzy. Jak wiadomo władza nieograniczona korumpuje w sposób nieograniczony. A taki model władzy stworzył autorytarny reżim PiS. Czy nowa ekipa oprze się pokusie? Łatwo sobie wyobrazić kuszący scenariusz prowadzący do delegalizacji tej partii. W pierwszym kroku parlament podejmuje uchwałę o delegalizacji Prawa i Sprawiedliwości. Współpracujący z nową większością prezydent ustawę tę podpisuje. Trybunał Konstytucyjny odrzuca ją jako sprzeczną z konstytucją niezależnie od jego składu (z dublerami lub bez) lecz rząd odmawia publikacji prawomocnego wyroku Trybunału. Prawo wchodzi w życie. Struktury partii zostają z mocy ustawy rozwiązane, wypłata subwencji natychmiast wstrzymana a majątek skonfiskowany. Prawo i Sprawiedliwość nie mogłoby się skutecznie bronić. Przecież to metoda zastosowana przez rząd Beaty Szydło i większość Prawa i Sprawiedliwości wobec Trybunału Konstytucyjnego. Taką procedurę można zastosować wobec dowolnie wybranych instytucji także partii politycznych i stowarzyszeń. Jedyną polisą bezpieczeństwa dla działaczy partii rządzącej jest mocne przekonanie, że, albo nie stracą władzy – nigdy, albo, że ich następcy będą zbyt przywiązani do własnych zasad, zbyt spolegliwi, używając prawicowego żargonu – niewystarczająco ideowi, by zastosować te same środki. I tu rodzi się najważniejsze pytanie – czy mają rację? Do jakiego stopnia należy wykorzystać prawo stworzone do niszczenia liberalnej demokracji, by demokrację tę odbudować? Jeśli tak, to jak daleko można i należy się posunąć? Jestem zwolennikiem pozytywnej odpowiedzi na powyższe pytania. Jestem przekonany, że należy wykorzystać cały wachlarz środków, by jak najszybciej odwrócić zniszczenia dokonane przez obecnie rządzącą ekipę. Głęboko wierzę, że trzeba z całą bezwzględnością wykorzystać gotowy aparat do wyciągnięcia jak najdalej idących konsekwencji od wszystkich skorumpowanych, nieudolnych, działających na szkodę państwa, nie przestrzegających zasad i prawa przedstawicieli władzy. Od urzędników do ministrów, od dyrektorów departamentów w Spółkach Skarbu Państwa, do premiera włącznie. Wszystkich. Jak pisałem wyżej nowy ustrój sądów, system ręcznego sterowania prokuraturą, zmiany w prawie, będą bardzo użytecznymi narzędziami do realizacji tego celu. A cel jest bardzo ważny. By nie przeżywać ponownie horroru niszczenia demokracji w Polsce, nie wystarczy bowiem ją formalnie wzmocnić, zabezpieczyć, załatać luki prawne, wzmocnić instytucje, ale przede wszystkim trzeba prowadzić skuteczną politykę odstraszania. Przed recydywą najlepiej strzeże nieuchronność kary. Kara musi być surowa, sprawiedliwa i nieuchronna. W decydującej chwili nam, demokratom, ręka zadrżeć nie może. To nasi autorytarni przeciwnicy myślą, że jesteśmy zbyt słabi, zbyt wahliwi, zbyt spolegliwy i miękcy by zdecydowanie działać w obronie własnych wartości i zasad. Mam nadzieję, że się bardzo zdziwią z jednej strony, z drugiej, że nowa ekipa będzie wiedzieć jednak gdzie się zatrzymać.
Pełna wersja autorska tekstu z Polityki 2017.06.07.