Niemcy zdecydowały nie tylko o odblokowaniu dostaw czołgów Leopard dla Ukrainy przez inne państwa, ale same także wyślą kilkanaście maszyn. To duża pomoc dla armii ukraińskiej, jednak do zakończenia wojny jeszcze daleka droga. Dlatego dobrze byłoby, gdyby przy okazji wysyłania kolejnych transz wsparcia, decyzje w Berlinie były podejmowane sprawniej. Co zrobić, by tak się stało?
Wiemy, że część polityków i elektoratu Partii Socjaldemokratycznej kanclerza Olafa Scholza chce szybkiego końca wojny, a nawet szybkiej naprawy stosunków z Rosją. Kanclerz nie może ich ignorować. Zadaniem polityka jest jednak nie tylko podążać za poglądami swojego elektoratu, ale i je kształtować, jeśli są dla kraju szkodliwe. W tym celu niemieckie władze powinny poważnie przedyskutować kilka założeń, na jakich opierają swoje opinie ci, którzy wciąż wierzą w dobrą wolę Kremla.
Po pierwsze, słyszymy, że Ukrainie nie należy dostarczać broni ofensywnej, a jedynie defensywną. To rozróżnienie jest całkowicie chybione, gdy mowa o kraju broniącym się przed niesprowokowanym atakiem ze strony sąsiada. Z tego punktu widzenia zarówno karabiny, baterie artylerii przeciwlotniczej, jak i czołgi mające posłużyć do ochrony ukraińskiego terytorium, są z definicji bronią defensywną.
Po drugie, z powyższym argumentem łączy się kolejny mówiący, że dostarczenie pewnych rodzajów broni może doprowadzić do „eskalacji” konfliktu. To stawianie sprawy na głowie, bo oto Putinowi, który odpowiada za tę wojnę przyznajemy prawo do decydowania, jak mają się bronić ofiary. To tak jakby morderca wpadł z bronią do naszego domu, a życzliwy sąsiad zalecał, byśmy bronili się parasolką, nie nożem, żeby nie rozjuszyć napastnika. Absurd.
Oczywiście, kiedy mowa o eskalacji, pojawia się ostrzeżenie, że Moskwa może użyć broni atomowej. Jeśli ci, którzy formułują takie przestrogi, faktycznie w nie wierzą, to powinni się zastanowić – czy naprawdę chcą pozwolić na wygraną komuś, kto jest gotowy wywołać wojnę światową, jeśli nie dostanie tego, czego chce? Czy nie lepiej powstrzymać jego zapędy z wyprzedzeniem, zamiast stwarzać okazję do odniesienia sukcesu, co tylko rozbudzi jego ambicje? Kto jak kto, ale akurat Niemcy powinni wiedzieć, że dyktatorom marzącym o podbojach w imię wyższości jednych narodów nad innymi lepiej przeciwstawiać się szybciej niż później.
Wszyscy zgadzamy się, że państwa NATO nie powinny bezpośrednio angażować się w wojnę. Ale, mam nadzieję, możemy również zgodzić się, że Ukraina ma prawo do samoobrony. I że Niemcy mają szczególny obowiązek w tej części świata: uniemożliwić nacjonalistycznemu dyktatorowi rządzenie Europą Wschodnią.
Pamiętajmy też o tym, że Rosjanie grożą obecnie otwarciem kolejnego frontu wskutek inwazji z terenu Białorusi. To byłaby poważna eskalacja. Lepiej więc zatrzymać Rosję na wschodniej Ukrainie niż przyglądać się, jak rosyjskie wojska docierają do zewnętrznej granicy NATO.
Po trzecie, regularnie słychać też argumenty jakoby drogą do zmiany Rosji w państwo odpowiedzialne i przewidywalne, był dialog oraz zacieśnienie relacji. A dowodem skuteczności tej metody ma być zachodnioniemiecka Ostpolitik i jej udział w rozpadzie Związku Radzieckiego. Zwolennicy tej tezy lubią powtarzać, że radzieccy towarzysze zawsze wywiązywali się ze swoich zobowiązań handlowych. Tylko o czym to ma świadczyć? ZSRR handlował z Zachodem, bo potrzebował twardej waluty dla sypiącej się gospodarki i dla podtrzymania armii, a nie z zamiłowania do wartości liberalno-demokratycznych. Czy kraj rozpadł się, a państwa bloku wschodniego odzyskały niepodległość dzięki temu, że Rosjanie sprzedawali Europie gaz i ropę?
Śmiem twierdzić, że ważniejszą rolę odegrały fatalny stan gospodarki, ruchy opozycyjne w państwach bloku wschodniego z Solidarnością na czele, niezdolność Moskwy do wytrzymania tempa wyścigu zbrojeń, bolesna porażka militarna w Afganistanie, cynizm radzieckich władz i społeczeństwa, które szybko straciło wiarę w oficjalną propagandę.
Warto też pamiętać, że Niemcy swoją Ostpolitik prowadziły w czasie, gdy na ich terytorium stacjonowały setki tysięcy amerykańskich żołnierzy.
Po czwarte, słyszymy, że niechęć do angażowania się w konflikt wynika z poczucia winy za zbrodnie popełnione przez Niemców na froncie wschodnim w czasie II wojny światowej. Powtarzam, jeśli z kariery Hitlera mielibyśmy wyciągnąć jedną lekcję to taką, że z powstrzymywaniem zbrodniarzy nie należy zwlekać. Poza tym ofiarami niemieckich zbrodni byli nie tylko Rosjanie, ale także przedstawiciele wielu innych narodów, w tym Ukraińcy. Nie bardzo rozumiem też, dlaczego wojna sprzed 80 lat – w której, z początku ZSRR był sojusznikiem Hitlera – ma być jakimkolwiek usprawiedliwieniem dla dzisiejszej rosyjskiej agresji.
Zdaję sobie sprawę, że wywołana przez Rosję wojna podważyła niektóre fundamenty niemieckiej polityki zagranicznej. Dostosowanie się do nowej rzeczywistości wymaga czasu. Ale pamiętajmy, że to Ukraińcy nam, Europejczykom, ten czas kupują – płacąc własną krwią.
Autor zdjęcia: Nick Tsybenko
