Ofensywa Prawa i Sprawiedliwości jest dzisiaj niczym pochód Napoleona na Rosję (skojarzenia przypadkowe). Z historii wiemy, że pierwsza faza wojny była dla cesarza Francji bardzo korzystna – w obozie rosyjskim panował chaos i różne koncepcje, a uwiedziony swą wielkością Napoleon dotarł nawet do samej Moskwy. Z historii wiemy też, że niczego więcej nie osiągnął, a pełne fanfar dojście pod mury Kremla było punktem zwrotnym w jego karierze mistycznego stratega – potem było już tylko gorzej, aż do ostatecznego upadku. Nie inaczej jest dzisiaj.
Od kilku tygodni widać wyraźnie skomasowany atak ze wszystkich możliwych stron, a ofensywie tej przygląda się suweren, w nosie mając standardy prawa czy demokratyczne obyczaje. Suweren chce krwi. I czuje ją coraz bardziej. Już widzi pierwsze jej strużki i charakterystyczny zapach. Sondaże windują PiS ponad jego wynik wyborczy. Razem z partią (o przepraszam, stowarzyszeniem niezdecydowanych polityków) od rockmana mogą mieć upragnioną większość konstytucyjną.
Szeregowy poseł, który jak wszyscy na świecie wiedzą, jest tylko szeregowym posłem i oficjalnie nic nie może, promienieje na V Kongresie Programowym PiS, rzucając żarcikiem o Chruszczowie (zbieżność oczywiście przypadkowa).
Co robi Platforma? Organizuje dokładnie w tym samym czasie Radę Krajową. Dlaczego w tym samym czasie, a nie później? Po południu choćby? Czort jeden wie. Cała para poszła w gwizdek, bo relacje z Rady zostały całkowicie przykryte półtoragodzinnym wystąpieniem posła, który niczym Fidel Castro lub Kim Dzong Un pochyla się nad losem narodu, omawiając szeroko i podpowiadając rozwiązania każdemu ministerstwu rządu pani Beaty Sz. Piszę Beaty Sz., bo samą panią premier poseł ukrył, pokazując głównie siebie i dla niepoznaki wicepremierów tego rządu. Ale, żeby nie było – pani Beata dostała od uczestników kongresu gromkie brawa (oczywiście całkowicie spontaniczne, jak wszystko, co dzieje się w PiS).
Kto się w Platformie zajmuje wizerunkiem, strategią i PR, o tym doprawdy nie mam pojęcia. Dlaczego nie pozwolono wystrzelać się z całej amunicji Kaczyńskiemu, a następnie po południu wypunktować to punkt po punkcie, robiąc przy okazji z niego “ojca narodu”, tego nie rozumiem. Jak można popełniać takie błędy?
Tymczasem PiS i szeregowego posła można punktować bez przerwy, niemal na każdym kroku można wytykać mu manipulację, hipokryzję czy po prostu nieprawdę. Jak chociażby sprawę przyjaciółki rodziny, która udzieliła prezesowi prywatnej pożyczki, ale do tej pory nie wiemy, czy prezes ją zwrócił, za to wiemy na pewno, że Janina Goss jest członkiem Rady Nadzorczej PGE. Oczywistym jest więc pytanie, czy szeregowy poseł spłacił prywatną pożyczkę pieniędzmi podatników. Jeśli tak, to byłby to prawny precedens, umożliwiający postawienie posłowi zarzutów karnych. Nie teraz rzecz jasna. Zresztą afer i niewyjaśnionych spraw wokół PiS jest mnóstwo, o czym trzeba przypominać zawsze i wszędzie, i przy każdej okazji.
Program Rodzina+ działa w PiS doskonale. Trzeba przyznać, że pan poseł wyniósł go na szczyty perfekcyjnej organizacji – żadna siostra, ciotka, brat, syn czy wuj nie jest zapomniany. Nawet taka córka leśnika. Nie to co były premier Tusk. Donald Tusk to zły ojciec i mąż. Nie załatwił nikomu z rodziny żadnej fuchy ani dotacji, choćby małej nawet. Co innego Szydło, Czarnecki, Kaczyński, Ziobro czy Szyszko, cytując jeden z tygodników opinii. Każdy w zasadzie czołowy działacz PiS. Za to właśnie, że Donald Tusk okazał się tak wyrodnym ojcem, szeregowy poseł skonstruował mu, w uznaniu za jego bezkompromisowość, komisję ds. Amber Gold. Naiwny jest ten, kto sądzi, że celem tej komisji jest wyjaśnienie czegokolwiek. Celem tej komisji jest ukrzyżowanie Tuska. Póki co jednak cała ta komisja, to nic więcej, tylko zwykła lipa.
Sprawa Amber Gold, to w istocie typowy przykład starcia między państwem totalnym, które ma się zajmować wszystkim i wszystko kontrolować, a państwem liberalnym, które jako zasadę przyjmuje, że każdy obywatel posiada rozum i potrafi rozróżnić biznesową ściemę od solidnej działalności. Jeśli prawdą jest, a to chyba można łatwo dowieść, że na profilu internetowym spółki wisiała informacja o karalności jej prezesa, jak zeznał Marcin P., a do tego mamy fakt, że Amber Gold był już w 2009 roku wciągnięty na listę ostrzeżeń KNF, to odpowiedzialnością za tę aferę trzeba uczynić przede wszystkim samych klientów tej szemranej firmy, którym nie chciało się zadać nieco trudu i przejrzeć nawet ogólnodostępne informacje na jej temat. Oczywiście żaden polityk w Polsce tego nie powie, pamiętamy przecież wszyscy, czym się skończyły słowa szczerej prawdy wypowiedziane przez ówczesnego premiera Cimoszewicza, że każdy powinien ubezpieczyć się od szkód wywołanych siłami natury. W sprawie Amber Gold nie trzeba było kupować ubezpieczeń, wystarczyło tylko przeanalizować ryzyko i wyciągnąć wnioski z oferty odsetkowej, która była kilkukrotnie wyższa, niż w bankach. Jeśli do tego okaże się, a jestem skłonny przypuszczać, że ktoś tak dobrze przygotowany jak Marcin P. o to zadbał, że ma on dowody zakupu na szlachetny kruszec w ilościach odpowiadających mniej więcej wpłatom od klientów, to udowodnienie tezy, iż Amber Gold była piramidą finansową będzie bardzo trudne. Mało tego, wiele wskazuje na to, iż Marcin P. nie był samotnym wilkiem w tym biznesie, a środki na jego uruchomienie otrzymał ze SKOKów. Ponadto u zarania powstania tej firmy kręcą się goście z półświatka. Tego jednak się nie dowiemy, bo wszystkie próby wyjaśnienia tych kwestii są torpedowane przez panią przewodniczącą, wspieraną przez większość partyjną złożoną z PiS i Kukiz’15. Jest teza założona odgórnie i koniec. Żadne tam inne czynniki mieszać w tym nie będą. I basta!
Podobnie dzieje się z komisją weryfikacyjną w sprawie reprywatyzacji. Sprawa ta rzeczywiście jest bulwersująca i społecznie trudna do akceptacji, sam mam wielki problem, aby pogodzić się z tym, że kilka osób uczyniło sobie z tej szlachetnej idei zwrotu majątków sposób na zdobycie ogromnych fortun finansowych, ale nikt dzisiaj zdaje się nie pamięta, że w tym procederze uczestniczyli nie tylko urzędnicy, ale także adwokaci, sędziowie i kilku innych przedstawicieli profesji związanych z nieruchomościami. Faktem niezaprzeczalnym jest też to, że reprywatyzacja w Warszawie dotyczy wszystkich prezydentów od Święcickiego począwszy. Prawdziwe intencje tej komisji są aż nadto czytelne, ale ujawnią się one z całą mocą dopiero wtedy, gdy okaże się które konkretnie sprawy komisja ta weźmie na przemiał. Jeśli będą to, a wszystko na to wskazuje, wyłącznie sprawy dotyczące reprywatyzacji z czasów zarządu Hanny Gronkiewicz-Waltz, to jej cel potwierdzi tezę, iż tu nie o wyjaśnienie czegokolwiek idzie, a jedynie o kolejne uderzenie w PO. Udział w tym planie Kukiza mnie nie dziwi, ale co w tym gronie robi Nowoczesna, tego już zrozumieć się nie da, nawet jeśli polityką się żyje.
Obserwując obrady tych gremiów, nie mogę oprzeć się wrażeniu, graniczącym z pewnością, że dla reprezentantów większości sejmowej w tych komisjach, Marcin P. i zwolnieni przez prezydent Gronkiewicz-Waltz świadkowie, są traktowani ze szczególną estymą i łagodnością, która tylko potwierdza wszystkie zarzuty kierowane w stronę tych ciał. Widać było to zwłaszcza, porównując przesłuchania Michała Tuska i byłego szefa Amber Gold. Marcin P. i świadkowie zwolnieni z Urzędu Miasta, to najbardziej ulubieni świadkowie PiS.
Obie te komisje, jak w procesie Kafki, są typowym obrazem taktyki i strategii wobec politycznego przeciwnika (wroga?). Platforma, niczym Józef K., sądzona jest za bliżej nieokreślone czyny i mocno naciągane winy, a publika klaszcze i rechocze z uciechy, żądna igrzysk. Chcemy krwi! – woła znad potwierdzeń wypłat kolejnych rat programu 500 plus.
Rozumiem, że tak jak Józef K. nie mógł się przed wyrokiem obronić, tak i Platforma jest obecnie w narożniku, ale, do cholery jasnej, przecież ta partia żyw jeszcze!
Można mówić i pisać, co się chce, powietrze dużo uniesie, ale nie da się zaprzeczyć, że to teoretyczne państwo PO potrafiło jednak wsadzić za kratki szefa Amber Gold i uchwalić małą ustawę reprywatyzacją, czym zablokowano dziką reprywatyzację, a to silne i realne państwo PiS twórcę SKOKów wyniosło na fotel senatorski, zaś do dziś dużej ustawy reprywatyzacyjnej brak. A przecież PiS może wszystko.
Oczywistym jest, że PO jest obecnie w odwrocie – wszyscy w nią biją, a suwerena mało obchodzi prawo, suweren chce ofiar. Ale PO jest sama sobie winna, bo brak jej jasnego przekazu w najważniejszych sprawach: uchodźców, Amber Gold, reprywatyzacji. Do tego oddali władzę, gdy gospodarka zaczęła po latach walki z kryzysem rozpędzać się i która nadal przyspiesza. Przecież to nie działania obecnego rządu spowodowały, ale to obecny rząd odcina od tego kupony. Bardziej niekorzystny dla niej układ gwiazd Platformie zdarzyć się nie mógł.
PiS można jednak pokonać. Trzeba to zrobić ich własną bronią. Dlatego komisje poselskie w sprawie SKOKów i w sprawie powiązań Macierewicza, opisanych w książce Tomasza Piątka (dlaczego media milczą?), są niezbędne. Trzeba je powołać jak najprędzej, wykorzystując dokładnie te same mechanizmy jakie wykorzystał PiS w poprzednim rozdaniu. Obserwując jednak ostatnie ruchy Platformy, mam wrażenie, że będzie to trudne do przeprowadzenia, bo PiS skrupułów nie ma żadnych, a PO ma ich aż nadto wiele. Partia Schetyny musi sobie poradzić wizerunkowo ze sprawą Amber Gold i sprawą reprywatyzacji w Warszawie oraz rozegrać koncertowo temat SKOKów i ministra obrony. Środków na to ma aż nadto. W każdym normalnym demokratycznym państwie nie mógłby funkcjonować rząd z jego głównym ministrem, wokół którego byłoby tyle niejasności i pytań. Oczywiście, Polska dzisiaj nie jest normalnym, demokratycznym krajem, ale to nie upoważnia największej partii opozycyjnej do takiego marazmu i popełniania takich taktycznych błędów, jak organizowanie Rady Krajowej w tym samym czasie, co Kongres PiS.
Wokół PO jest przychylność wielu osób spoza samej partii. Są sympatycy i są ludzie, którzy chcą i angażują się prywatnie, poświęcając swój czas. Przynoszą pomysły i różne projekty, ale odnoszę wrażenie, że nic się z tym nie dzieje. Platformie brak odwagi, jakby nadal była schowana w kąciku. Tymczasem czasu jest coraz mniej, a nadchodzące wybory samorządowe są już tuż tuż. Rok, to w polityce bardzo krótki okres. Na dziś jedynym realnym planem politycznym odbicia Polski z rąk fatalnej dla niej władzy, jest zjednoczenie się sił liberalno-wolnościowych wokół największej partii opozycyjnej. Wszystkie inne pomysły zbudowania czegoś nowego, to polityczna fikcja i mrzonki. Można nie lubić Platformy, można mieć do niej wiele, często uzasadnionych pretensji, ale oprócz filozoficznych rozterek są jeszcze realia dnia codziennego.
A Platforma? Platforma musi się wreszcie obudzić. Pokazać, że jest w stanie tę wiodącą na opozycyjnej scenie rolę objąć. Musi też pokazać Polkom i Polakom wielki plan naprawy kraju, czyli co po PiSie.
Bez tego ordre de bataille pod hasłem 4 x W (wybory samorządowe, wybory europejskie, wybory parlamentarne i wybory prezydenckie) nie da się wykonać, a przegrana oznaczać będzie lata rządów w jednych rękach poza wszelką kontrolą społeczeństwa. To nie będzie powrót do PRL, to będzie coś czego świat jeszcze nie widział i nie przerabiał.
Obyśmy nie musieli tego doświadczać. Drugiej szansy, Platformo, nie będzie.