Im bieg szybszy, tym bardziej rozciągnięta stawka zawodników, a zatem tym więcej ich zostaje z tyłu. Jeśli chcemy, aby wszyscy znaleźli się w tym samym miejscu, to się z niego nie ruszajmy.
Sport pod pewnymi względami nadaje się jako paralela gospodarki, rywalizacja sportowa jest podobna do konkurencji rynkowej, a dzięki swojej większej prostocie i przejrzystości może służyć za poglądową wykładnię pewnych prawidłowości ekonomicznych. Tak więc, korzystając z tych paraleli: im dłuższy dystans biegu, tym większa różnica między wynikami najszybszych i najsłabszych uczestników. Ale nikt nie proponuje, aby tym słabym doliczać jakieś dodatkowe punkty czy odliczać sekundy i minuty albo pozwalać startować z lepszej pozycji, aby zrekompensować gorsze warunki, w tym fizyczne. Analogicznie: im tempo rozwoju ekonomicznego szybsze, tym więcej nienadążających za czołówką, niektórzy pozostają w tyle za peletonem.
Są wśród nich niepełnosprawni, którzy w sporcie mogą startować w odrębnej rywalizacji paraolimpijskiej. Kto zaś nie ma fizycznych predyspozycji do biegania czy koszykówki, może pływać lub rzucać młotem. Dyscyplin sportowych jest coraz więcej. Podobnie w gospodarce: jej poziom rozwoju koreluje z zakresem podziału pracy – głównym czynnikiem postępu według Adama Smitha. Na miejsce ustępujących profesji i specjalności (rymarz, bednarz, kaletnik…) pojawiają się coraz liczniejsze nowe. Możliwości uczestnictwa w nowoczesnej gospodarce poszerzają się. Łatwiej jest zatem znaleźć sobie specjalizację, w której można osiągnąć sukces.
Najlepsi zawodnicy w sporcie i gospodarce osiągają dochody gigantyczne, wielokroć przewyższające przeciętne, nie mówiąc o tych najniższych. Rozwarstwienie dochodowe wśród sportowców jest ogromne. Janos Kornai, jeden z najsławniejszych i najbardziej wpływowych ekonomistów, stwierdził, że innowatorzy i czempioni gospodarczy powinni otrzymywać właśnie gigantyczne, a nie tylko wysokie, dochody za swoje zasługi dla ekonomicznego rozwoju. Talent i praca powinny być sowicie wynagradzane, to zaprawdę godne i sprawiedliwe. Jeśli ktoś oponuje, że talent jest wrodzony, więc nie zasługuje na nagrodę, niech skieruje swoją uwagę na świat top modelek, które też miewają pokaźne dochody, a zawdzięczają je wyglądowi, w ogromnej mierze odziedziczonemu.
Thomas Piketty, najsławniejszy krytyk nierówności dochodowych i majątkowych, przyznał, że najskuteczniejszym niwelatorem tych nierówności jest wojna – im bardziej niszczycielska, tym więcej majątków unicestwionych, tym radykalniejsze wyrównanie posiadanych zasobów. III Rzeczpospolita wyłoniła się nie z wojny, lecz z komunizmu, który różnice dochodowe i majątkowe doktrynalnie zwalczał, sprowadzając niemal wszystkich do materialnego ubóstwa i nie pozwalając prawie nikomu się z niego wydobyć. Polacy startowali więc w wolnorynkowej gospodarce z niemal identycznego poziomu, w przeciwieństwie do opisywanych przez Piketty’ego społeczeństw zachodnich, ze skumulowanym przez niektóre rodziny i grupy społeczne bogactwem. Musieliśmy więc biec szybciej, by ich dogonić, zatem wielu nie nadążało.
W sporcie wiele wysiłku, ponoszonego przez organizatorów zawodów, skierowanego jest na wykrywanie rozmaitych środków wspomagających, stosowanych przez zawodników. W najwyżej rozwiniętych społeczeństwach zużycie prozacu, antydepresantów, psychotropów i rozmaitych narkotyków jest bardzo wysokie. To wspomaganie i kompensowanie intensywnego wysiłku. Niektórzy nazywają go wyścigiem szczurów. Ale udział w nim nie jest, podobnie jak uprawianie sportu, obowiązkowy. Można w każdej chwili rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady, na Podlasie lub Sri Lankę, czyli do miejsc, gdzie większość tubylców marzy, aby się przenieść do owego świata, w którym tak wielu musi się wspomagać lub korzystać z usług psychoterapeutów. Na pocieszenie: w archaicznych, słabo rozwiniętych społeczeństwach też konsumują różne grzybki i jagódki oraz palą różne zioła, choć rzeczywiście rzadziej. Ale żyją w ubóstwie i krócej.
Być może Youval Noah Harari czy Steven Pinker przesadzają z optymizmem, ale przeciwne opowieści o notorycznym kryzysie kapitalizmu, pogłębiającym się ubóstwie i rozpadzie społeczeństw zachodnich – wliczając w to polskie – są kuriozalne. Miliony ludzi z całego świata marzą, by się tu dostać i zamieszkać, wielu ryzykuje w tym celu życiem.
Ubóstwo niektórych mieszkańców Zachodu to, oczywiście, ubóstwo względne, mierzone w stosunku do średniego poziomu życia w ich społeczeństwach. To tak, jakby wziąć pod uwagę bieg lekkoatletyczny, w którym został pobity rekord świata czy olimpijski i utyskiwać, że ostatni na mecie osiągnęli marne rezultaty, bo mocno odstawali, choć być może niektórzy z nich pobili życiowe rekordy. Ubogi Szwajcar, Niemiec czy nawet Polak to człowiek żyjący w dobrych warunkach, a jedynie gorszych niż średnia w jego kraju, nieraz bardzo wysoka. Stwierdzenie zatem, że 4,3 mln brytyjskich dzieci żyje w ubóstwie, brzmi niestosownie, gdy oglądamy spoty UNICEF, pokazujące głodujące dzieci Afryki. Gdy czytamy (dane za Child Poverty Action Group), że wśród imigrantów z Bangladeszu w Wlk. Brytanii aż 67%, a z Pakistanu 58% dzieci żyje poniżej granicy ubóstwa, nasuwa się pytanie, jak zatem określić warunki, w jakich żyją ich rówieśnicy w tych krajach, z których oni pochodzą. Brytyjskie społeczeństwo rozpoczęło bieg ku nowoczesności (rewolucję przemysłową) najwcześniej i dobiegło daleko, więc słabsi uczestnicy pozostali z tyłu. Jak piszą autorzy opracowania „From poverty to prosperity: the UK over the long run”, w okresie industrializacji dochód Brytyjczyków „wzrósł ogromnie – z poziomu 1051 funtów roczny dochód na osobę zwiększył się do 30 000 funtów, a więc 29-krotnie. Oznacza to, że przeciętny mieszkaniec Wielkiej Brytanii obecnie osiąga większy dochód w ciągu dwóch tygodni, niż niegdyś przeciętny mieszkaniec osiągał w rok”.
Podobne wyniki osiągnęły inne społeczeństwa, które żwawo przystąpiły do biegu ku nowoczesności. Światowy peleton sunie dość szybko, od 1800 r., czyli umownego początku epoki przemysłowej, tempo wzrostu globalnego PKB wyniosło przeciętnie 1,6% rocznie. Owszem, są tacy, którzy nie wzięli w tym biegu udziału, nazywamy ich kurtuazyjnie rozwijającymi się, choć niektórzy rozwijają się tak już kilka dziesięcioleci, bez widocznych wyników. W sporcie byliby już skreśleni z list startowych i rankingowych.
Jeśli dostałeś się do wyższej kategorii lub klasy rozgrywkowej, licz się z koniecznością rywalizacji z najlepszymi, a wtedy będzie trudniej. Polska zaczęła rywalizację z najlepszymi dopiero w 1989 r. i radzi sobie coraz lepiej. Być może, jak przekonują autorzy raportu „Poverty Watch 2024” aż 2,5 mln Polaków żyje w skrajnej biedzie, lecz to bieda relatywna. Nie żeby ją bagatelizować, ale warto wiedzieć o kontekście.
