_
„Musimy coś zrobić, co by zależało od nas,
zważywszy, że dzieje się tak dużo,
co nie zależy od nikogo”
Stanisław Wyspiański, Wyzwolenie
Kto by chciał znaleźć się w oku cyklonu? Mało kto, gdyż pokutuje przekonanie, że to najstraszliwsze, groźne, krytyczne miejsce. Tymczasem okazuje się, że jest wręcz przeciwnie, gdy dookoła trwa zawierucha i chaos – w oku cyklonu panuje znacznie większy spokój – prawie nie ma chmur, wiatr jest słaby lub wręcz cichnie, nie ma opadów, ciśnienie jest niskie, choć temperatura podwyższona. Jak wiele możemy się nauczyć obserwując zjawiska atmosferyczne! Tak właśnie sobie wyobrażam zachowanie w czasach nakładających się kryzysów, napięć, konfliktowych i stresujących sytuacji i okoliczności. W metaforycznym oku cyklonu – jak lubimy o kryzysach mówić – zachować spokój. Tylko jak to zrobić, kiedy wokół burza, a na horyzoncie dostrzegamy kolejne kłębiące się ciemne chmury?
Spojrzenie poza horyzont można też naznaczyć ciekawością i z pasją futurysty czy nawet marzyciela wyobrażać sobie lepsze scenariusze, by znaleźć w sobie siłę do budowania odporności, zwinności i zdolności do adaptacji w warunkach ustawicznej zmiany i niepewności. W ciągu globalnej pandemii przechodziliśmy próbę tolerancji na niepewność i dyskomfort. Wszelkie dotychczasowe strategie przygotowywania się „na wszelki wypadek” okazały się nieadekwatne wobec nieprzewidzianego kryzysu. Te strategie stosujemy, by eliminować poczucie zagrożenia, obniżać poziom lęku i zwiększać poczucie kontroli. Tymczasem pojawiają się wypadki i okoliczności, których nasz plan „na wszelki wypadek” nie uwzględnia i na które nie możemy się przygotować. Poczucie kontroli jest złudne, a ustawiczne myślenie o zagrożeniach odbiera radość z bycia „tu i teraz”.
W obliczu niepewności, nieznanego, nieprzewidzianego wielu z nas popada w bezsilność, zbudowaną na przekonaniu, że jednostka nic nie może w starciu z wielkimi problemami otaczającego świata. Skutkuje to apatią, postawą pasywną, koncentracją na czubku własnego nosa lub wewnętrzną emigracją. Kontrastową postawę prezentują ci, którzy mają niezachwianą wiarę we własną moc, siłę wpływu i przekonanie, że nic nie jest w stanie im zagrozić. Ocierając się o arogancję, zapominają o ograniczeniach własnych i zewnętrznych. Ani jedni, ani drudzy nie są odpowiednio wyposażeni i przygotowani do przechodzenia kryzysów. By nie poddać się zwątpieniu i bezsilności, ani nie ulec iluzji wszechmocy możemy odkrywać w sobie twórczą moc sprawczości, zbudowaną na realistycznym oglądzie sytuacji i możliwości. Uświadomić sobie, że choć wszyscy przedzieramy się przez tę samą burzę, to nie jedziemy na tym samym wózku, bo inne są nasze konteksty, możliwości, strefy wpływu, przygotowanie i tolerancja na niepewność i ryzyko.
Jak pielęgnować w sobie realistyczne poczucie sprawczości w warunkach nakładających się na siebie kryzysów – innymi słowy, w warunkach burz i naporów? Warto odróżnić strefę tego, czym się martwimy od tego, na co mamy wpływ. Ta pierwsza jest zazwyczaj dużo większa niż strefa naszego wpływu. A to właśnie w strefie wpływu należy zacząć: dostrzec szansę, ocenić możliwości, zmobilizować energię, zweryfikować zasoby i podjąć działanie. Przy odrobinie wyobraźni i odwagi możemy dostrzec w kryzysowych czasach szansę na wzrost, zdobycie nowych kompetencji, by w zmienionych warunkach funkcjonować na rozwojowo wyższym poziomie.
Towarzyszące kryzysowi lęk i niepewność mogą stać się bodźcem pożądanych zmian, twórczych odkryć i innowacji. W narastającym kryzysie gospodarczym, przy galopującej inflacji, najczęściej pojawia się pytanie – jak przetrwać. To pytanie jest pochodną myślenia ograniczeniami. W pielęgnowaniu sprawczości, w duchu myślenia możliwościami, pojawia się pytanie – w co inwestować w tych trudnych czasach? Z ciekawości zadawałam to pytanie wielokrotnie różnym ekonomistom, finansistom i analitykom. Najcenniejsza odpowiedź (bo realistycznie oceniająca istniejące warunki – brak pewności co do któregokolwiek segmentu rynku czy dóbr i ograniczone zasoby materialne przeznaczone na ewentualną inwestycję) jaką uzyskałam to – w czasie kryzysu inwestuj w siebie. Można powiedzieć – idealna propozycja, potencjalny duży zwrot, niskie ryzyko. (Chyba że ktoś wybiera postawę Jana Himilsbacha, któremu rolę w filmie zaproponował ponoć sam Steven Spielberg. Był tylko jeden warunek: musiał nauczyć się angielskiego. I Himilsbach zrezygnował: „No bo dajmy na to nauczę się, wyjadę, a roli nie dostanę. I jak ch.. zostanę z tym angielskim”, [w:] A. Poppek, Rejs na krzywy ryj. Jan Himilsbach i jego czasy) Jeśli jednak nie podzielamy obaw co do przydatności i sensowności inwestowania w siebie, możemy zdobywać nowe umiejętności, rozwinąć nowe zainteresowania, poszerzać wiedzę na temat własnych zdolności, cech osobowości, talentów, budować dobre relacje z innymi.
Wracając do oka cyklonu – wśród chaosu, naporu i zamętu dookoła ja stawiam sobie trzy drogowskazy. Pierwszy to „Haiku” Rona Padgetta: „Najpierw – uspokój się. / Potem – pozostań w tym stanie / przez resztę życia”. Drugi czerpie ze słów chińskiego filozofa Lao Tze i kierunkuje moje myśli i mój wewnętrzny monolog: „Uważaj na swoje myśli, stają się słowami. Uważaj na swoje słowa, stają się czynami. Uważaj na swoje czyny, stają się nawykami. Uważaj na swoje nawyki, stają się charakterem. Uważaj na swój charakter, staje się twoim przeznaczeniem”. Trzeci drogowskaz pozwala przejść od słów do czynów, a inspirację zawdzięcza lekturze książki Susan Jeffers Feel the fear it and do it anyway – możesz się bać, ale i tak to zrób mimo lęku. Wszyscy się czegoś boimy, ale jeśli przyjmiemy lęk jako naturalny i nieunikniony składnik życia, możemy przekroczyć jego paraliżującą moc i pozwolić sobie na eksperyment: czując lęk mimo wszystko podejmować wyzwanie. Może będzie jak z okiem cyklonu – boimy się w nim znaleźć (bo w sposób nieuzasadniony wyobrażamy sobie, że tam znajduje się epicentrum Armagedonu), a tymczasem to miejsce dużo spokojniejsze niż podpowiadały nam lęk i niepokój.