Ludzie przypisują znaczenie rożnym rzeczom: miłości, karierze, pieniądzom, sławie, władzy, pracy, wyglądowi i własnemu samopoczuciu. Szczególnie to ostatnie stało się bardzo modne: dbanie o własne samopoczucie, jakby rodzące się z tego samozadowolenie miało doprowadzić do czegoś szczególnego i wybitnego.
Tymczasem, w toku naszego życia wyłaniają się, czasem dramatycznie, czasem w spokojnym tempie, trzy najważniejsze rzeczy, które są warte naszej uwagi, naszego czasu i naszej energii. Których odkrycie nie jest żadną rewelacją, ale zdaje się jakby się przykryły gęstym kurzem niepamięci i zniknęły w duszącym egocentryzmie. To jest ta miłość, pierwsza, druga, trzecia, pierwsza i jedyna, ostatnia, w każdym razie miłość, doświadczanie miłości i relacji z drugim człowiekiem. To jest ta pierwsza rzecz, najważniejsza w życiu. Czy zgadzacie się Drodzy Państwo? Czy są jakieś obiekcje?
Drugą ważną rzeczą, która w jakimś przecież głębokim sensie wplata się w tę pierwszą, czyli w miłość, jest ….drugi człowiek. Ten bliski i ten obcy. Ten, którego mijamy, idąc w obranym przez siebie kierunku, ten, który wyciąga do nas rękę o pomoc, ten który dosiada się do nas na ławeczce w parku i już od tego momentu – jak mówił żydowski filozof Martin Buber – jesteśmy za niego odpowiedzialni. Ten zmarginalizowany i wykluczony, ten Underdog, o którym śpiewa Alicia Keys. Cóż ważniejszego jest od drugiego człowieka? Ja sam? Ja sama? Jeśli tylko ja, to łatwo o wygodnictwo, konformizm, nerwice, depresje, niezadowolenie z życia, myślenie o własnym bólu, frustrację czy brak poczucia sensu. Drugi człowiek odkleja nas od siebie samych i rozbudza tkwiący w nas od zarania potencjał nieograniczonych możliwości.
Trzecia rzecz warta naszej uwagi, po której długo, długo nie ma nic, to Holokaust. Pamięć o nim, wiedza o nim i lekcja jaką nam daje o myśleniu, wrażliwości i naturze ludzkiej. Pamięć o ludzkim cierpieniu, które dzisiaj przez współczesną kulturę jest wypierane, gdyż nie mieści się ono w paradygmacie hedonistycznego szczęścia, wywołuje dyskomfort i poczucie, że coś trzeba zrobić. Podczas, gdy najlepiej chciałoby się nie robić niczego. To pamięć także o tym, do czego zdolny jest człowiek, zarówno w znaczeniu transgresji, czyli przekroczenia samego siebie i wzniesienia się ponad to, czego się doświadczyło, jak i w znaczeniu okrucieństwa, do jakiego człowiek jest zdolny.
Wszystkie te kategorie sprowadzają się właściwie do dwóch najważniejszych idei, które stały się sloganem kultury lat 60-tych i 70-tych i funkcjonują do dziś. To miłość i pokój. Love & peace.
Wiele społeczeństw, szczególnie po drugiej wojnie światowej, uważa, że te ideały mają sens, warto do nich dążyć. Wynikiem tego myślenia jest stan faktycznego pokoju, w jakim znajduje się dany kraj. “Nigdy więcej wojny”, pojawiają się slogany po II wojnie światowej i wojnie w Wietnamie. Mimo to, w 1995 roku w Srebrenicy dochodzi do największego ludobójstwa po wojnie. A świat patrzy i nic z tym nie robi. Jak to możliwe? Rok wcześniej, w 1994 dochodzi do masakry na ludności Tutsi. Po tych wydarzeniach obiecujemy sobie, że nigdy więcej wojny…aż do następnej. W kolejnych latach wojny w Iraku, Pakistanie i Afganistanie czy wojna w Syrii dają świadectwo naszej bezradności. Ale bezradność ta jest tylko pozorna. Działania na rzecz pokoju zaczynają się już w dzieciństwie, w szkole, w domu, w wychowaniu.
Wojna wciąż jest obecna w naszym życiu, w języku, którym się posługujemy, w zabawach dla dzieci i młodzieży, które sami my dorośli im oferujemy, w komunikacji między dorosłymi, na rynku pracy, w sposobie, w jaki mówimy o innych, przy innych, przy dzieciach…
W każdym kolejnym pokoleniu reprodukujemy rzeczywistość przemocy. Konkretne zabawki, jak np. pistolety i żołnierzyki, gry komputerowe, których celem jest wywołanie krzywdy drugiej istoty, a nie dostarczenie radości, słowa, które wypowiadamy są nie bez znaczenia dla kształtowania rzeczywistości, w jakiej żyjemy i w jakiej przyjdzie żyć następnym pokoleniom.
Jeśli ktoś jest tego świadomy i pracuje z dziećmi lub młodzieżą, to ma ogromne szczęście – bo może i powinien, ponieważ już wiemy, że nic innego nie ma większego sensu – kształtować kolejne pokolenia w drodze do pokoju i miłości. To samo robi teatr, kino, literatura, sztuka w ogóle – „kształtują sumienie nowego człowieka”, by posłużyć się tutaj frazą ze sztuki teatralnej mojego kolegi pt. „Skóra węża”. Działania na rzecz pokoju należy zawsze wspierać, wspomagać od strony gospodarczej, politycznej, marketingowej, biznesowej, uruchomić wszystkie te obszary, które – do tej pory skoncentrowane przede wszystkim na zysku – dziś mogą współurzeczywistniać ideały miłości i pokoju.
Jeśli ktoś chciałby poszerzyć swoją wiedzę w tym temacie, to na początek serdecznie polecam pisma Paulo Freire, brazylijskiego pedagoga, twórcy pedagogiki emancypacyjnej, autora znamienitej książki ‘Pedagogy of the Oppressed’ (“Pedagogika Uciskanych”, 1968r.)
Tymczasem, chodźmy w stronę światła. Razem.
Autor zdjęcia: Melissa Askew
