Można zaryzykować stwierdzenie, że nowy premier Finlandii, lider zwycięskiej Partii Centrum Juha Sipilä to nowicjusz w świecie polityki. Wkroczył on bowiem do niego zaledwie 4 lata temu i dla wielu nadal jest bardziej znany ze swoich osiągnięć w biznesie, niż dokonań w polityce. Jego elekcja na stanowisko przewodniczącego tegoż ugrupowania w maju 2012 r. była prawdziwą rewolucją. Szeregi Partii Centrum są bowiem w znacznej mierze zasilane przez polityków pamiętających czasy legendarnego fińskiego prezydenta Urho Kekkonena, który odszedł na przymusową emeryturę w 1981 r. Wybór prezesa spoza ścisłej elity partyjnej był ryzykownym posunięciem, lecz jak widać skutecznym. Co stoi za sukcesem zwycięskiej partii i jaka jest przyczyna porażki Narodowej Koalicji?
Walka o dobre imię
Przez ostatnią kadencję, rządzoną przez szeroką koalicję partii pod przywództwem Narodowej Koalicji, Partia Centrum odbudowywała utraconą reputację. Okres jej rządów, przypadający na lata 2003-2011 to stosunkowo burzliwy czas jak na fińskie standardy. W jego trakcie władzę obejmowało aż trzech premierów, spośród których dwóch odchodziło w mało sprzyjających okolicznościach.
Pierwszy gabinet pod przewodnictwem Anneli Jäätteenmäki upadł zaledwie po 69 dniach, ze względu na nieudzielenie mu wotum zaufania ze strony parlamentu. Wynikało to z tzw. afery irackiej, kiedy to w jednym z przedwyborczych wystąpień telewizyjnych w trakcie kampanii parlamentarnej, Jäätteenmäki publicznie odniosła się do tajnych informacji przekazanych jej nielegalnie przez doradcę ówczesnej prezydent Tarji Halonen. Dotyczyły one amerykańskiej propozycji udziału Finlandii w wielonarodowych siłach zbrojnych w Iraku. Ujawnienie tej informacji miało na celu zdyskredytowanie urzędującego wówczas premiera, socjaldemokraty Paavo Liponena. Niestety wkrótce okazało się, że koniecznym było ustąpienie Jäätteenmäki ze stanowiska szefa rządu i wybór nowego następcy. Wybór padł na Mattiego Vanhanena, wcześniejszego ministra obrony. Mimo zagwarantowania przedłużenia władzy swojej partii w wyborach parlamentarnych w 2008 r., także jemu nie udało się uniknąć kontrowersji w okół swojej osoby oraz całego ugrupowania. Pierwsza z nich dotyczyła niejasnych źródeł finansowania kampanii parlamentarnej Centrystów, poprzedzonej dwuznacznymi deklaracjami szefa partii Timo Kalli. W 2010 r. problem finansowania po raz kolejny stał się tematem fińskiej debaty. Tym razem dotyczył on Vanhanena osobiście i wiązał się z policyjnym postępowaniem mającym wyjaśnić jego zaangażowanie w proces decyzyjny dot. pewnej organizacji współfinansującej jego kampanię prezydencką w 2008 r., w której startował on z ramienia swojej partii. Wówczas to Vanhanen zdecydował się na zrzeczenie pełnionej funkcji i oddanie się do dyspozycji służb prowadzących postępowanie. Ostatecznie został on niewiniony, jego miejsce zajęła zaś Mari Kiviniemi. Kadencja jej rządu trwała równo rok i zakończyła się spektakularną porażką Partii Centrum, która spadła w rankingach na czwarte miejsce, otrzymując zaledwie 15 % głosów.
Koalicja utraconych szans
Po wspomnianych wyborach koalicje stworzył szeroki sojusz sześciu partii ze zwycięską partią Narodowej Koalicji i nowym premierem Jyrki Katainenem na czele. Inne partie wchodzące w skład sojuszu to Socjaldemokraci, Partia Zielonych, Sojusz Lewicy, Chrześcijańscy Demokraci oraz Szwedzka Partia Ludowa. To również nie była łatwa kadencja. Jednym z jej większych problemów było szerokie spektrum ideologiczne jej członków. Trudno było o konsensus, skutkiem czego do końca kadencji koalicja straciła dwóch członków. Sojusz Lewicy opuścił blok w marcu 2014 r. w związku z niemożnością porozumienia się w kwestii redukcji wydatków budżetowych i podwyżki podatków. We wrześniu tego samego roku z koalicji wystąpili Zieloni. Tym razem osią niezgody było nieporozumienie związane z budową nowej elektorowi atomowej na północy Finlandii. Także szef gabinetu się zmienił. W czerwcu 2014 r. Jyrki Katainen zrezygnował z pełnionej funkcji na rzecz stanowiska vice-przewodniczącego Komisji Europejskiej. Jego miejsce zajął powszechnie szanowany były minister spraw zagranicznych oraz kwestii europejskich, Alexander Stubb. Miał od przed sobą nie lada wyzwanie, bowiem obietnice złożone w kampanii parlamentarnej pozostawały w znacznej mierze niezrealizowane. Co gorsza, na ich realizację miał on zaledwie dziesięć miesięcy.
Obiecywano wiele. Przede wszystkim poprawę bardzo niekorzystnej sytuacji gospodarczej kraju, który znajduje się w recesji od 2008 r. Konieczne było odwrócenie niekorzystnych trendów gospodarczych, bowiem Finlandia jest jednym z najszybciej starzejących się społeczeństw, krajem, w którym lawinowo spada ilość siły roboczej. W ostatnich latach mieliśmy tam do czynienia ze spektakularnymi kryzysami najważniejszych dla Finlandii gałęzi gospodarki, takich jak sektor telekomunikacyjny czy też papierniczy. Do tego wszystkiego doszły sankcje przeciwko Rosji, które dotknęły fińską gospodarkę w bardzo dużym stopniu. Wg najnowszych danych bezrobocie waha się tam między 9 a 10 %, co stanowi najwyższy procent spośród wszystkich państw nordyckich. Wskaźniki wzrostu są tam również coraz niższe. Początkowo zakładano, że wzrost w 2015 r. wyniesie 1,5 %, po kilku miesiącach okazało się, że realistycznym wydaje się jedynie 0,8%. Dziś wiadomo już, że rzeczywisty współczynnik wzrostu wyniesie w tym roku zaledwie 0,2%. Alexander Stubb w jednej z wypowiedzi stwierdził, że fińska gospodarka została zaprojektowana w oparciu o przeświadczenie ciągłego wzrostu na poziomie 3%. Dziś wiadomo, że założenie takie było utopijne, przez co były już premier uznał ostatnią dekadę za straconą dla Finlandii. Niestety wg niektórych analiz poziom rozwoju gospodarczego z 2008 r. uda się Finom osiągnąć dopiero w 2018 r. I to jest pozytywny scenariusz.
Konsekwencje niespełnionych obietnic
Finowie nie lubią niespełnionych obietnic. Koalicja rządowa pod przewodnictwem Jyrki Katainena, później zaś Alexandra Stubba nie zrealizowała swoich haseł wyborczych. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest wczorajsza wygrana Partii Centrum. Wygrana ta jednak okazała się stosunkowo mało spektakularna, bowiem przewaga nad drugą w sondażach partią Finów wynosi w tym wypadku zaledwie ok. 4%. Spodziewano się więcej. Sukces partii Timo Soiniego pozostaje bezdyskusyjny. Z roku na rok pnie się ona coraz wyżej w rankingach, pozwalając snuć domysły o tym, co czeka Finlandię za kolejne cztery lata. Wydaje się, że dotychczasowa strategia pomijania Finów w debatach dotyczących składu koalicji, funkcjonująca na fińskiej scenie politycznej przez ostatnich kilka lat nie ma dalszej szansy bytu. Soini i jego ugrupowanie nie mogą być dalej ignorowani, bowiem ich hasła, często tak kontrowersyjne przemawiają do coraz większej ilości obywateli. By może świadome zerwanie z wykluczeniem tej partii ze scenariuszy na przyszłość było jedną z przyczyn sukcesu Juhy Sipilä. Mimo, że wg sondaży przyszła koalicja Centrystów i Socjaldemokratów cieszy się największym poparciem społecznym, przyszłość pozostaje niepewna. Rozmowy koalicyjne mogą się okazać w tym roku wyjątkowo długie i skomplikowane.
Niepewna przyszłość
Pytania o przyszłość Finlandii pozostają jednak cały czas bez odpowiedzi. Przez niemal całą kampanię, nowy premier unikał w swoich wypowiedziach kontrowersji, cytując jedną z fińskich dziennikarek zachowując iście pokerową twarz. Hasła z jakimi szedł on do wyborów zakładają przede wszystkim tworzenie nowych miejsc pracy, wzrost gospodarczy do poziomu 2% i wsparcie dla małych i średnich przedsiębiorców. Opowiada się on też, być może w znacznej mierze z braku innej alternatywy za polityką pro-imigracyjną. Finlandia potrzebuje wykwalifikowanej siły roboczej. Mimo wielu lat zachowawczości w tym względzie ostatnie doświadczania gospodarcze pokazały, że rewolucja w tej sferze jest niezbędna aby fińska gospodarka mogła zacząć funkcjonować poprawnie.
Nie bez znaczenia w kampanii parlamentarnej pozostawała rola Finlandii na arenie międzynawowej, zwłaszcza w kontekście agresywnej polityki jej wschodniego sąsiada. Prawie codziennie w fińskich mediach pojawiają się kolejne debaty dotyczące wstąpienia Finlandii do NATO. Centryści znani ze swojego przywiązania do dotychczasowej polityki bezaliansowości, w przeciwieństwie do Narodowej Koalicji chcą zachowania aktualnego statusu kraju na arenie międzynarodowej i dążenia do polepszenia stosunków z Rosją. Są jawnie przeciwni wstąpieniu ich kraju do struktur Sojuszu oraz opowiadają się za umacnianiem współpracy nordyckiej z zakresu bezpieczeństwa. Wydaje się zatem, że w trakcie najbliższej kadencji nie powinniśmy spodziewać się rewolucji w fińskiej polityce międzynarodowej.
Aby dokładniej określić kierunki dalszego rozwoju Finlandii koniecznym jest wstrzymanie się do oficjalnych wyników negocjacji koalicyjnych, które rozpoczną się zapewne w najbliższych dniach. Ich konsekwencje mogą okazać się bezprecedensowe w zależności od składu przyszłego gabinetu. Juha Sipilä chce zarządzać Finlandią w podobny sposób w jaki kierował interesami swoich firm. By może własnie taki rewolucyjny sposób prowadzenia polityki jest dziś Finlandii potrzebny, aby mogła wydostać się ze szponów recesji.